Informacje

  • Wszystkie kilometry: 8003.74 km
  • Km w terenie: 0.00 km (0.00%)
  • Czas na rowerze: 18d 08h 07m
  • Prędkość średnia: 18.13 km/h
  • Suma w górę: 60 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Savil.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2012

Dystans całkowity:638.60 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:32:05
Średnia prędkość:19.90 km/h
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:25.54 km i 1h 17m
Więcej statystyk
Środa, 5 września 2012 Kategoria dom

TPA, Ciołek, Rodzice

Najpierw drugi etap kolejnej rozmowy o pracę.
- Czy ma pani jeszcze jakieś pytania?
- Jeszcze jedno techniczne - czy jest tu gdzie parkować rower?
- ... Tak, na wewnętrznym dziedzińcu jest stojak, niektórzy dojeżdżają rowerami.
Dobra nasza, mogę tam pracować. Zobaczymy jeszcze, co oni na to ;)

Wstąpiłam jeszcze do Wola Parku, bo mieli w sklepie promocję i planowałam się zaopatrzyć w parę potrzebnych elementów garderoby osobistej.
A pod sklepem piękne przykłady jak nie parkować.
Dwa rowery po prawej są przypięte fatalną linką za jedno koło. Ale wygrywa rower po lewej - przypięty wyłącznie za koszyk na bagażniku. >.<
  • DST 27.50km
  • Czas 01:24
  • VAVG 19.64km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 4 września 2012 Kategoria rowerowanie

Nocny lama-Rower

Miasto koziołków postanowiło zaszczycić miasto syrenek swoją jednoosobową delegacją, która rzuciła hasło "nocny na rowerach miejskich!". Jak się na miejscu okazało - to nie był żart ;)

Przyjechałam tuż przed 22... Pusto. Hula wiatr i ten krzaczek z westernów.


Na szczęście po jakimś czasie spóźnialscy zaczęli się zbierać. Wyruszyliśmy w sile 6 osób z raptem 45 minutowym opóźnieniem, jak zwykle zawzięcie dyskutując nad trasą "ale dokąd?!". Wreszcie - parki Żoliborza.
Pierwszy - Olszyna - okazał się być od razu pechowy, bo rower miejski nie polubił się z piaskiem i postanowił się spontanicznie położyć w proteście. Nie informując o tym rowerzystki. Wynik: dwa otarcia i ubytki w nastroju.

Tempem poszkodowanej pojechaliśmy zatem w kierunku jedzenia, gdzie zrobiliśmy postój znów dyskusyjny. Tam też uznaliśmy, że wobec stanu osobowego i zobowiązań na dzień następny pora zakończyć to wydarzenie całkiem udane towarzysko, natomiast niezbyt - rowerowo.
I w sumie, z dojazdami, zrobiłam kilometrów ile widać. Lama-rower, a nie żaden nocny.
  • DST 22.50km
  • Czas 01:05
  • VAVG 20.77km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 3 września 2012 Kategoria dom, rowerowanie

Rodzice, rowerowanie

Wyprawa do rodziców tym razem w poniedziałek, bo weekend miałam zajęty.
Na kolację zrobiłyśmy z siostrą zapiekankę ryżową Babci Halinki - pyszna rzecz :)
Kiedy wyjeżdżałam [dobrze po 21], było chłodno, więc na koszulkę na ramiączkach założyłam moją nową [z wymiany] bluzę, świetną na takie warunki. I wiatr mi nieco powiewał po gołych łydkach.
A potem jak zwykle - przejechałam parę km, wyjechałam z niemal lasu do miasta i zrobiło się cieplej. I jeszcze cieplej i jeszcze... Na początku Połczyńskiej zdjęłam bluzę i zostałam w koszulce - było mi przyjemnie chłodno. Ciepła ja, chłodne ramiona - warunki akurat.
W domu sprawdziłam temperaturę - 17,5'C. Moja termika jest naprawdę wariacka ;)

Właściwie... pojeździłabym sobie jeszcze. Ale nie chce mi się. Ale bym pojeździła. Ale mi się nie chce.
Stanęło w końcu na tym, że bym sobie pojeździła.
Zmieniłam tylko koszulkę na bluzkę z krótkim rękawem i ruszyłam w miasto.
Poniedziałek wieczór [późny], a miast żyje! Na Starówce trochę ludzi, na Nowym Świecie i Krakowskim ludzie... Duch w narodzie nie ginie :)
A i rowerzystów całkiem sporo. Dobrze, że veturilo mają światełka włączone domyślnie cały czas, przynajmniej wszyscy świecą. Chociaż niestety widziałam też ciemny lud, jadący zupełnie głupio bez lampek. Jeśli kogoś za brak świateł ochrzaniła taka wysoka rowerzystka, to byłam to ja :) I uważam was za idiotów :)

I jak dobry Kopciuszek wróciłam do domu koło północy ;)
  • DST 40.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 2 września 2012

Wolny Tybet

Wracam ja sobie z AWF-u z pracy dorywczej, a tu mi znajome mordki majaczą - Czajnik i Jerzy. Pomachałam im, oni mi tez, ale jakoś tak przyzywająco.
- Jedziesz na Kasprzaka?
- Ale co, czemu?
- Akcja jest, dzień Tybetu, chodź!
No to pojechałam. Chłopcy jeżdżą tempem emeryckim, co mnie niesamowicie podnosi na duchu, bo dla odmiany nie tylko nie jestem najwolniejsza, ale wręcz jestem najszybsza! ^.^ Po drodze dowiedziałam się, że panowie pojeździli sobie już po miejskich ostępach i opuszczonych ogródkach działkowych, upolowawszy na wpół dzikie jabłka w dużych ilościach.

Jak się okazało, z okazji Dnia Demokracji Tybetu mieszkający w Warszawie Tybetańczycy, przy współudziale miasta [!] zorganizowali święto. Był pokaz slajdów z życia w Tybecie, ichniejsze pieśni i tańce, modlitwa w intencji Dalajlamy i wspólny projekt artystyczny.
Tu muszę pochwalić ZDM - filary wiaduktu nad Kasprzaka udostępnił za darmo na sztukę wizualną.

Przypięliśmy się gdzieś z boku, w pobliżu wielu innych rowerów. Niby Czajnik też wysoki, ale moje siodełko góruje ;)


Wiem, co chciałam opowiedzieć tym zdjęciem. Zrobiłam ich kilka, ale to wciąż nie do końca to.
Zdjęcie miało być robione od dołu, z dolną granicą zniczy. Bardzo ciasny kadr z przodu [lewa], więcej miejsca, aż za granice filaru z tyłu [prawa].

Płonący człowiek biegnie gdzieś ponad nami [zniczami]. Stoimy, patrzymy, ale w nas też jest ogień, który go pali. Świat jest za nim, przed nim nie ma nic. Jego historia tam się zaczęła, tu jest jej koniec.
Żadnych własnych interpretacji, to zdjęcie ma tylko jedną.


Krew i ogień.




Tworzenie napisu na filarze. Każdy filar w pobliżu ronda stał się nośnikiem informacji lub obrazu.


Płoną dla wolności, przez kraty.

To jest ten kadr, który chciałam, ale nie to oświetlenie. Teren zielony powinien być dużo ciemniejszy.


Modlimy się.


Wspaniały pomysł - wszyscy uczestnicy wydarzenia dostali kredki i włączyli się w powstanie galerii. Kolorowaliśmy kontury tybetańskich obrazów. Potem całość zostanie potraktowana specjalnym sprejem utrwalającym.






Mój wkład. W majestacie prawa rysuję po murze :D




Droga światła.


Ponad.


Porobiliśmy zdjęcia, pouczestniczyliśmy, po czym poszliśmy na skarpę tuż obok, posiedzieć, poplotkować i poochrzaniać batmanów. Jak również posilić się zdobycznymi jabłkami, bo chłopcy [jeden trochę starszy ode mnie, drugi po 50-tce, ale chłopcy] narwali tych jabłek ile mogli.
To był ten moment, w którym Czajnik postanowił złapać gumę. Właściwie, to nie pytała go o zdanie.
Zatem po posiadówce Czajnik został zapakowany do autobusu, a my z Jerzym wróciliśmy na naszą Ochotę.

Do domu dotarłam bogatsza o zarobione pieniądze, zdjęcia, wspomnienia i siedem jabłek ;)
  • DST 13.00km
  • Czas 00:40
  • VAVG 19.50km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 2 września 2012 Kategoria praca

AWF

Praca dorywcza na niedzielę - piknik rodzinny na AWF. Zdrowe życie, zdrowe jedzenie, kiełbasa z grilla, ten poziom ;)

Stawiłam się tam po 7 rano [! :(], jak miałam. Przejechałam się po terenie - pusto.
Dzwonię do koordynatorki - gdzie jesteście, bo was znaleźć nie mogę.
"Nie wiem, ja tu dziś z Krakowa przyjechałam!"
Tia... Jeżdżę, szukam... nie ma. Dzwonię znów.
"Za boiskiem do tenisa. Pójdź wzdłuż, potem w lewo, potem w prawo, potem..."
Pojechałam [jak dobrze, że rowerem, bo teren duży], wypytałam paru osób i dotarłam wreszcie na miejsce.

Czyli trochę ekipy fachowej, trochę ludzi z łapanki i jesteśmy animatorami, zachęcającymi dzieci i dorosłych z korzystania z atrakcji. Oraz pilnującymi tychże. Atrakcji, dorosłych i dzieci.

Mnie przypadły bańki mydlane. Dostałam płaskie miseczki, płyn i masę dziwnego sprzętu i miałam animować. Zanim zleźli się użytkownicy imprezy, poćwiczyłam puszczanie baniek, żeby nie skompromitować się już tak całkiem, ale bez instrukcji nie było to łatwe.

A tu impreza się zaczyna, ludzi na szczęście jeszcze prawie nie ma, pan z mikrofonem [witam, zapraszam, mamy ciekawe rzeczy - najgorszy rodzaj pracy] gania po terenie i pokazuje co i gdzie. Dotarł do mnie, reklamuje mnie jako profesjonalistkę od baniek, która umie różne sztuczki. Wysyczałam mu poza mikrofonem, że nie mam pojęcia o żadnych i widzę to wszystko pierwszy raz w życiu.


- Pani umie, na przykład, zamknąć człowieka w takiej dużej bańce! Pokaże to pani na mnie?
Dekiel jeden. Kazałam mu oddać mikrofon, wzięłam patyki ze sznurkami, umoczyłam w płynie, zrobiłam kawałek koślawej bańki, pacnęłam go parę razy kapiącym sznurkiem... Dotarło, poszedł sobie ^.^

A potem 8h uśmiechania się, entuzjazmu, upału momentami, tłumów dzieci i ludzi, wszystkiego lepiącego się od płynu... To lepsze niż najwymyślniejsza promocja antykoncepcji ;)

Widziałam jedno dziecko idealne. Dziewczynka miała 2-3 latka na oko. Przez w sumie 2h doskonaliła technikę puszczania baniek jedną paletką. Wypróbowała wszystko, wybrała ulubioną i ćwiczyła - tak, siak i inaczej. Zajmowała się sama sobą, nie zawracała nikomu głowy i ćwiczyła technikę. Wróżę jej przyszłość w nauce, jeśli zachowa ten charakter.

W trakcie imprezy mieliśmy kwadrans przerwy na jedzenie. Dostaliśmy talon na kiełbaskę i informację: gdzie zakonspirowano nasz stół, bo obsługa nie może zostać zobaczona jedząc. Nie mam pojęcia czemu, ale nie ja wymyślałam zasady. W swoim czasie wzięłam przydziałową kiełbaskę, ulokowałam się gdzie trzeba i zjadłam tyle bułeczek i sałatki, ile zdążyłam ;)

Potem wszyscy sobie poszli, my odetchnęliśmy z ulgą, ogłupieni słońcem i dziećmi i dostaliśmy pozwolenie na jedzenie - teraz już czego chcemy i gdzie chcemy. Rzuciliśmy się zatem entuzjastycznie na jedzenie dla gości ;)

AWF był niestety zamknięty na cztery spusty, podstawiono nam toiki. A przychodzi taki czas w życiu żółwia, że trzeba iść. I tu zaskoczenie - czysto [prawie wszyscy szli w las, nie ufając temu ustrojstwu ^.^], papier, ręczniczki, woda z pompką [jak w pociągu] i podajnik z mydłem! Pełen przenośny luksus.
Zwierzątko z przerębla informuję, że nie, nie mam zdjęć z toiek ;)

Po skończonej pracy rozjechaliśmy się każde w swoją stronę.
Jadę sobie Powązkowską, a tu jakby ktoś znajomy. Czajnik i Jerzy. Macham im, oni machają mi - ale jakoś tak gwałtownie, przyzywająco.
- Jedziesz na Kasprzaka?
- Co, gdzie, jak?
- Na rondo Tybetu, jest akcja. Chodź z nami!
No to pojechałam. I wpis o Tybecie będzie oddzielny, bo jakoś tak sporo mi tu wyszło :)
  • DST 12.00km
  • Czas 00:37
  • VAVG 19.46km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl