Informacje

  • Wszystkie kilometry: 8003.74 km
  • Km w terenie: 0.00 km (0.00%)
  • Czas na rowerze: 18d 08h 07m
  • Prędkość średnia: 18.13 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Savil.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2012

Dystans całkowity:653.10 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:33:12
Średnia prędkość:19.67 km/h
Maksymalna prędkość:43.00 km/h
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:23.33 km i 1h 11m
Więcej statystyk
Piątek, 31 sierpnia 2012 Kategoria Masa

WMK , ClubRock

cdn
  • DST 42.00km
  • Czas 02:15
  • VAVG 18.67km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 29 sierpnia 2012 Kategoria zakupy

Raffi, biedr

- Rower wydaje mi dziwne odgłosy, co mam z tym zrobić?
- Wziąć colę i przyjechać do mnie. - odpowiedział Raffi.

Stawiłam się zatem posłusznie z flaszką, która jest standardową waluta w pewnych kręgach. Pewne kręgi co prawda preferują zdecydowanie inną zawartość flaszki, niż poczciwa cola, ale każdemu jego porno, jak mawia mój brat.

Takie ładne widoki miałam po drodze z mostu Gdańskiego. Las i woda w słońcu - śliczna rzecz :)
Poza tym jakaś młoda para robiła sobie zdjęcia ślubne na torach. Pewnie optymiści widzieli światełko w tunelu :D


Jadąc na daleką Białołękę używam sympatycznego objazdu - za trasą Toruńską a przed Auchanem skręca się z Jagiellońskiej w prawo, jedzie kawałek okolicami tegoż sklepu i za jego terenem, za małym rondkiem, wraca na Jagiellońską. Dzięki temu unika się wiaduktu. Wiaduktem po pierwsze trzeba najpierw pojechać pod górę [a jazda pod górę jest, jak wiadomo, wbrew naturze] a po drugie i najważniejsze - unika się wylądowania nagle na lewym pasie i konieczności przebijania w ruchu 50-80 km/h na prawy.

Po drodze, na rondku, wyprzedził mnie jakiś kolarsko ubrany rowerzysta. A potem skręcił na chodnik, gdzie ja skręciłam na jezdnię. Dogoniłam go na wiadukcie [pod górę], wydałam w duchu odgłos Strusia Pędziwiatra i pojechałam, wielce z siebie zadowolona :)

Rowerowi zostało dokręcone parę rzeczy, zobaczyłam jak się zdejmuje moje tylne koło [tak szybko i już? o.0] i obniżona kierownica jeszcze o jedną podkładkę.
Na razie nic nie stuka.

W międzyczasie fotograf skądś zrobił Raffiemu parę zdjęć. Z moim rowerem ;) Ciekawy miał aparat [fotograf, nie rower]. Stary, w pełni analogowy, z dwoma jakby obiektywami [górnym się widzi, dolnym robi zdjęcie], a patrzy się z góry. Takie cudo.

W czasie powrotu widoki były z kolei na wiadukcie. Niestety aparat nie ma opcji "zrób zdjęcie dokładnie tak, jak ja to widzę" ;)
  • DST 32.00km
  • Czas 01:33
  • VAVG 20.65km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 28 sierpnia 2012 Kategoria rowerowanie

Arkadia, Czarny

Dokręcamy, dokręcamy, bo to zaraz sierpień się kończy ;)

Ania rzuciła hasło: odbieramy Czarnego z Arkadii!No to zameldowaliśmy się w liczbie sztuk siedmiu bodajże, plus Czarny. Największym problemem wieczoru okazały się decyzje: no to dokąd?!

Pojechaliśmy obejrzeć bulwary nad Wisłą, mające ponoć być objazdem zalanej Wisłostrady. Pomysł równie sensowny jak otwarcie mostu Ś-D dla samochodów, ale wymaganie od władz miasta myślenia jest niestety mocno problematyczne. Cóż robić.

Czarny stwierdził, że musi być po nocy gdzieś na Gocławiu/Grochowie/Rembertowie, odebrać od kolegi pendrive. No to jedziemy.

Po drodze wstąpiliśmy na stację benzynową, podpompować mi koła. I nagle okazało się, że już nie jadę jak ostatnia lama! ;)

Dojechaliśmy do torów. Azaliż były tory mrowie a mrowie? Azaliż były.
"Teren PKP Intercity, wstęp wzbroniony!". My nie wstępujemy, my tylko musimy przejść przez te wszystkie tory, żeby dostać się wreszcie pod dziwny adres na końcu świata. Jak można mieszkać na takim odludziu? Ciemny las, pusto, rzecz udająca drogę poniżej wszelkich norm [dziki pewnie sobie poradzą, ale nawet wilki by narzekały]. Ciemno, jak wiadomo gdzie i u kogo. Na szczęście przede mną jechał Olaf z dużo lepszą lampką, więc było dobrze :)

Po dojechaniu prawie na miejsce okazało się, że chłopcy się nie dogadali i kolega wyszedł po nas na pętlę. Jak się z nim minęliśmy nie wiem, musiał iść przez las i krzaki, zamiast drogą. Czarny cofnął się więc do niego, a my w ramach oczekiwania podziwialiśmy gwiazdy, dużo bardziej tu widoczne.

Wyjechaliśmy z niegościnnych, dzikich ostępów i wstąpiliśmy na przekąskę do McD. Część zwykła była zajęta, ale działał McDrive 24h. Rowerzyści też jadą, czyli podpadamy, prawda? Stoimy sobie grzecznie w kolejce do zamówienia, za nami staje samochód... My zaczynamy chichotać, pani w samochodzie wybucha na nasz widok dzikim śmiechem, my już śmiejemy się w głos. Wzajemnie nakręcana głupawka spowodowała świetny humor u wszystkich i drobne problemy ze złożeniem zamówienia ;)


Wspólnie, w sile już tylko czterech osób, dojechaliśmy do kolejnego McD przy Feminie. Niestety nie zdążyłam na Olafa z głupią miną i słomką w dziobie ;)


Tam chłopcy postanowili pożegnać się i rozjechać do domów, póki się jeszcze wszyscy lubimy, bo część była nieco zmęczona, śpiąca i marudząca. Ja jak zwykle żwawa i wesoła, mimo, że najwolniejsza i musiałam gonić ;)
  • DST 40.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 27 sierpnia 2012 Kategoria Masa, zakupy

Szprychówki i Lidl

Największą atrakcją robienia szprychówek był kot. Zwłaszcza, jak się już z obcymi oswoiła i wyszła spod łóżka ;)
  • DST 7.00km
  • Czas 00:21
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 26 sierpnia 2012 Kategoria dom

Rodzice

  • DST 25.00km
  • Czas 01:16
  • VAVG 19.74km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 25 sierpnia 2012

Vampi NM

Vampiriada, czyli impreza w moim ulubionym klubie gotyckim. Ubrałam się odpowiednio mrocznie, umalowałam stosownie do tego, założyłam na wierzch koszulę, żeby zbyt już nie gorszyć otoczenia po drodze i wyszłam, oczywiście z rowerem :)

Wychodzę, wsiadam na rower, odpalam lampki... Aha! A takiego odpalam. Myślałby kto – wczoraj dostały naładowane baterie, świeciły jak złoto... chociaż nie wszystko złoto, co się świeci, na przykład dziura w spodniach. I z tego właśnie brała przykład tylna lampka, która ogólnie nieszczęściem jest strasznym.

Ma jedną, dużą zaletę – świeci wściekle. Widać ją z na tyle daleka, że umożliwia ostrzał artyleryjski [Którego nie rekomendujemy jednak]. Kiedy raczy świecić, znaczy się, bo fochy ma gorsze niż porządna diva. Kiedy bateria jej się kończy, to, zamiast wzorem szanujących się lampek po prostu świecić coraz słabiej, ona nagle się po prostu nie włącza. Albo nie wyłącza. Świeci gorzej, mogę przełączać między trybem „mruga” i „stałe, ale zaraz i rak zacznie mrugać” i albo wyłączyć ją poprzez hard reset [wyjąć baterie] albo czekać, aż całkiem się zużyje [a w międzyczasie będzie sobie migać].

Niestety „wczoraj dostała zdawałoby się naładowane baterie” oznaczało, że drugi komplet, wczoraj z niej wyjęty, leży sobie grzecznie rozładowany, bo przecież tak zaraz nie będę go potrzebować. A ja mam już jechać! Ziś.
Przypięłam rower, coby się nie telepać z nim windą bez potrzeby, lampka marnotrawna w garść, wracamy na górę. Pierwsza rzecz do zrobienia – wstawić baterie, niech się choć trochę podładują. Druga rzecz – przeszukać mieszkanie na okoliczność jakiś zapasowych, zapomnianych. Niet. Trzecia rzecz – sprawdzić te wczorajsze, zużyte. Patrzcie ją, świeci! I wyłączać się pozwala. Na wczorajszych, zużytych. Postanowiłam nie testować i nie kwestionować tych zadziwiających praw trudno powiedzieć czego i po prostu wykorzystać.
Wzięłam troszkę naładowane baterie, zawiązałam nieszczęsną lampkę wstążeczką [ma urwaną jedną łapkę mocującą plecki z uchwytem do części świecąco-bateriowych. Bo one są jakieś strasznie delikatne, złapie się mocniej i już urywa :( A ja, w przeciwieństwie do łapek lampki, delikatna nie jestem. Oj nie ;)
Na szczęście 2,5 km w jedną stronę to nieszczęście powinno wytrzymać, an powrót [równie krótki] mam te troszkę naładowane, jakoś to będzie.

No i było, lampka dożyła do powrotu. Po powrocie oczywiście nie dała się wyłączyć, ale wtedy to już sobie mogła. Cmoknąć mnie. W pompkę.

Impreza udała się dużo bardziej niż lampka ;) Potańczyłam [a jest to rzecz, którą warto zobaczyć ;)], porozmawiałam ze znajomymi i domroczniłam się ogólnie.
Ludzie trochę dziwnie patrzyli, kiedy dziewczyna w wersji "mrok i gotyk" po imprezie wsiadła na rower i odjechała :D

Muzyka ciekawa, poznałam nową, sympatyczną piosenkę. I o ile electro ani miksów DJ-skich nie trawię, o tyle jedna rzecz mi się spodobała. Marsz Imperialny. W wersji electro, do tańczenia :D Brawo, Tonid :)
  • DST 5.00km
  • Czas 00:15
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 24 sierpnia 2012 Kategoria rowerowanie

NR Lotniczy

Zebraliśmy się, żeby pojeździć śladami miejsc, które na upartego jakoś są związane z lotnictwem. Jakieś przerażające tłumy zameldowały się koło fontanny - 48 osób :)
Przystanek pierwszy - okolice Reymonta i czoło nieczekające na ogon. Ogon usłyszał jakieś smętne resztki przemówienia, więc nic nie zamieści ;P

Przystanek trzeci - okolice Dowództwa Sił Powietrznych. Chomick wygłasza kolejny wykład, Suchy dzierży oświaty kaganek.


Is it a bird? Is it a plane? Postój na Polu Mokotowskim. Dowiedzieliśmy się, że ta koślawa ryba, będąca pomnikiem, to nie ryba, tylko tory lotu samolotów bojowych - krzyżujące się, żeby umożliwić strzał.



Tutaj widać te krzyżujące się smugi. I mnie w niby-kolarskim stroju ;)


Tyle nas dotarło w to miejsce:


Kolarska elegancja :) Zdjęcie na Gocławiu. Związek z lotnictwem - coś gdzieś miało być, ale powstało osiedle. Niech nam to w niczym nie przeszkadza. A wiecie, pierwszy raz jechałam mostem Siekierkowskim.


Upragniony moment, za którym większość tęskniła - kebab koło Waszyngtona. ;)


Pan z pieskiem. Piesek bardzo towarzyski, pan w fazie zgonu. Przywiązaliśmy smycz psa panu do nogi, żeby mu pies nie uciekł - bo był wyraźnie znudzony, ciekawski i przyjazny. Pies, nie pan. Pan wyłącznie był.


Dojechaliśmy! Najwytrwalsi, którzy dotarli aż do końca. + ja, robiąca zdjęcia, jak się można domyślić :)
Z niczego do nich nie strzelałam, nie wiem skąd takie miny...


Trasa samego NRa była krótsza, niecałe 50 km. Ale musiałam jeszcze dojechać, wrócić i wcześniej zrobić zakupy, dystans dzienny więc.
  • DST 60.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 23 sierpnia 2012 Kategoria Masa

Przedmasówka, Jojek

Wesoła rzecz, czyli Przedmasówka. Ustaliliśmy i obgadaliśmy różne sprawy, omówiliśmy trasę przejazdu, podokuczaliśmy sobie i wciąż się lubimy ;)
Potem jeszcze poszliśmy do Jojka pooglądać głupie filmiki i pośmiać się z olimpijczyków ^.^

Komedia o włosach w trzech aktach.

Akt pierwszy:
Opowiadam w domu dowcip:
- Moja dziewczyna poszła do fryzjera. Cały czas powtarzam sobie - zauważ wieczorem różnicę, zauważ wieczorem różnicę.
Mama + Siostra: :D
Tata: <poker face> No co, to poważny problem!

Akt drugi, sobota:
Ja: O, masz całkiem ciemne włosy!
Sis: <potwierdza i reklamuje szampony koloryzujące>
Godzina później.
Sis: Tata zauważył, że zmieniłam kolor włosów! :D
Ja: A kiedy farbowałaś?
Sis: W poniedziałek.

Akt trzeci:
W zeszły czwartek, zachęcona radami siostry, pierwszy raz w życiu zmieniłam kolor włosów. Zauważyły jak dotychczas dwie osoby. Nadajecie się na stereotypowych mężów, niezależnie od płci ;)
  • DST 8.60km
  • Czas 00:25
  • VAVG 20.64km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 22 sierpnia 2012 Kategoria zakupy

Hebe, Złote

  • DST 8.00km
  • Czas 00:22
  • VAVG 21.82km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 21 sierpnia 2012 Kategoria zakupy

Lidl

Optymalizowanie prędkości - z jaką jechać, żeby nie zatrzymać się na żadnych światłach? Coraz lepiej mi idzie, już tylko jedne ;)
  • DST 6.00km
  • Czas 00:19
  • VAVG 18.95km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl