Informacje

  • Wszystkie kilometry: 8003.74 km
  • Km w terenie: 0.00 km (0.00%)
  • Czas na rowerze: 18d 08h 07m
  • Prędkość średnia: 18.13 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Savil.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

rowerowanie

Dystans całkowity:744.80 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:37:14
Średnia prędkość:20.00 km/h
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:37.24 km i 1h 51m
Więcej statystyk
Wtorek, 4 czerwca 2013 Kategoria rowerowanie, praca

Nauka jazdy, czyli instruuję :)

W ramach Święta Cyklicznego prowadziliśmy lekcje jazdy jezdnią po mieście. Czyli zgłaszali się ludzie i mówili, że "chcę się nauczyć jeździć jezdnią, bo się boję", albo "mieszkam tu, pracę/szkołę mam tam, jak jechać?". Albo co.
Dostawali od nas instruktora i się uczyli.

Dostałam uczennicę i ja - Paulina bała się Centrum i dużych skrzyżowań, chciała je oswoić. Umówiłyśmy się na konkretną godzinę, przed ową deszcz z wichurą lunął taki, że postanowiłyśmy przeczekać.

Wyruszyłyśmy z opóźnieniem, przejechałyśmy jakieś pół km i zaczęły spadać takie duże krople... Schowałyśmy się na przystanku razem z innymi ludźmi i przeczekałyśmy ulewę raz jeszcze, tym razem w dużo mniej komfortowych warunkach niż dom.

Ogólnie Paulina chciała odczarować skrzyżowania i ronda w Centrum, a na moje pytanie "jak i które" odpowiedziała dzielnie i desperacko "im gorsze tym lepiej". Skręciłyśmy zatem w lewo przy Palmie, Centralnym, Rotundzie, zawróciłyśmy na Zawiszy... Przeciągnęłam ją przez co mogłam :) Sumarycznie była chyba bardziej zachwycona niż przerażona ;)

Poza tym udzieliłam jej paru praktycznych porad typu "a jak ci łańcuch spadnie i chcesz nałożyć, to nie ma co brudzić rąk smarem - zawsze rośnie jakiś duży liść albo wisi ulotka - zerwij i przez to łap". I tak dalej.

Mam nadzieję, że dojdzie nam kolejna zadowolona i odważniejsza rowerzystka :)
  • DST 40.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 6 grudnia 2012 Kategoria chór, rowerowanie

Top 10! :D Próba, kalendarz, Czarny, jednak nie do końca umiem driftować

Najpierw muszę się pochwalić - trafiłam na główną BS do Top 10 kobiet! :D Dumna jestem niezmiernie :) Pedałuję uczciwie w grudniu, mimo śniegu i mrozu. Tak sądziłam, że kiedy zrobi się zimno, to od razu skoczę w generalce. I faktycznie - w całorocznej długo byłam 57., a teraz 50. - czyli w pierwszej 50. ^.^


Zdjęcie z imageshack, bo ten głupek PhotoBS nie pozwala u siebie wrzucać niczego poza zdjęciami. I jeszcze każe każde opisywać. >.< Używam go tylko dlatego, że ma wygodne linki do BS, ale często zdradzam z imageshackiem.

Wychodzę na próbę, jadę z rowerem windą, ta zatrzymuje się na 3. piętrze. Sąsiadka zagląda niepewnie: zmieszczę się? Obejrzawszy rower postanowiła pójść piechotą. Miała uroczą, misiową czapkę - nad czołem pyszczek i dwa pompony jako uszy ^.^
Parter, drzwi same się otwierają, ta sama sąsiadka trzyma mi je z uśmiechem.
- Jakbyśmy się już gdzieś widziały. - spojrzałam na nią z namysłem.
- Tak, też poznaję. - zaśmiała się.
- Ja poznałam po czapce, jest urocza!
- A dziękuję. - ucieszyła się sąsiadka i poszła. Od razu obu nam weselej :)

Po próbie wstąpiłam do Złotych celem poszukania kalendarzy. Kalendarzy używam trzech:
- ściennego, który każdy może mi kupić w prezencie, poznawszy preferencje,
- kieszonkowego/zeszytowatego, który muszę sobie kupić sama, bo tylko ja ogarniam wszystkie preferencje, jedynie słuszne rozwiązania i subtelności,
- codzienny zdzierak, jak wyżej.

Parkuję koło drugoego roweru, bo mimo późnej pory i kiepskiej pogody [zimno, pada] jakiś rower już tam stał zgodnie z tradycją. Tradycja mówi, że w godzinach otwarcia pod Złotymi przy barierce zawsze musi być przypięty jakiś rower.
Ale takiego cuda to ja jeszcze nie widziałam. Rower bez siodełka [do akrobacji?]... z mocowaniem na koszyk. Zaparkowany pod Złotymi. Rządzi!
NIR pod Złotymi © Savil

Chciałam jak zwykle przypiąć się do tych grubszych prętów, a wszystkie nagle obrosły choinkami... No to przypięłam jeszcze choinkę, żeby była bezpieczniejsza. Jak dobrze mieć LS4 :)
Przypięta choinka © Savil

Na jakość zdjęć miał wpływ mróz i rękawice narciarskie, uprzedzam ;)

Wracam sobie Jerozolimskimi, zwalniam, bo światła, mój pas ma korek, chcę zmienić, kiedy samochód obok przejedzie... Jezdnia jest czarna, sucha, mróz. Prawie nigdzie nie jest śliska. Poza miejscem, w którym zdecydowałam się hamować.
Pamiętacie, jak chwaliłam się, że umiem driftować? Otóż muszę zaktualizować te informacje: nie umiem. Umiem go tylko przeżyć bez szkód własnych i otoczenia.
Hamuję, a tylne koło zaczyna tańczyć. Ratunku! Niesie mnie w lewo. Owszem, chciałam tam skręcić, ale nie pod samochód! Ścisnęłam przednią klamkę, usadziłam narowistego rumaka w miejscu i stwierdziłam, że jednak nawierzchni nie można ufać. I że albo hamuję albo skręcam.

Wróciłam, przebrałam się, rozgrzałam przemarznięte dłonie, wyjęłam maśło z lodówki, żeby się ciepliło, włączyłam skype... Olaf. Jedzie odebrać Czarnego z Arkadii, czy pojadę z nim? Bdziaaa, nie chce mi się!
No dobra, jadę :)

Nawet po drodze jakiś rower widziałam, płeć jeźdźca była w tych warunkach i stroju kompletnie nierozpoznawalna. W końcu kiedy wracaliśmy już z Olafem i na widok młodej dwójki bawiącej się chyba w chowanego Olaf krzyknął "raz, dwa, trzy, szukam!", to w odpowiedzi usłyszeliśmy "ej, chłopaki!" :) Ale żeby w stroju zimowym rozpoznać we mnie kobietę, należy podejść i zajrzeć mi w dziób. ;) Chyba, że jest wściekły mróz, wtedy jeżdżę w długiej spódnicy :)

Z racji padającego lepkiego, białego, mokrego *****, które wszyscy rozjeżdżaliśmy na bieżąco, jezdnie były mokre. Ja z błotnikami jechałam sobie like a boss, a Olaf miał czarne spodnie, portki Czarnego natomiast były jasne. Wiecie, jak wygląda ślad na tyłku od braku błotników? :D

- Czarny, przy tak jasnych spodniach mógłbyś chcieć mieć błotniki!
- Ale nie mam, te spodnie są do brudzenia.
- Widzę!
- Cieszę się jednak, że ci się mój tyłek podoba, skoro ciągle na niego patrzysz.
- Owszem, dostarcza mi dużo radości.

Tak to gaworząc radośnie dojechaliśmy do niego.

Powrót i plotki z Olafem. W tym o moim chórze.
- Bo ja śpiewam drugim altem.
- Czyli?
- Najniższym głosem damskim.
- Basem?
- Nie, bas jest męski. Damski jest alt.
- Ale niski?
- Najniższy.
- Nisko to bas.
- Tak, basem...
Zeszło na muzykę. Olaf ucierpiał na chwilowe zmrożenie mózgu.
- Jak się nazywa bębniarz?
- Ale który?
- No, ten który bębni...
- Na świecie jest mnóstwo bębniarzy.
- Ale ten z zespołu... No, ma drewniane pałeczki i uderza nimi w talerze?
- Perkusista?
- O, właśnie!
  • DST 32.50km
  • Czas 01:35
  • VAVG 20.53km/h
  • Temperatura -3.0°C
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 3 grudnia 2012 Kategoria rowerowanie

Światełka z Olafem

Miasto włączyło światełka na Trakcie Królewskim. Jako zdeklarowana wielbicielka światełek musiałam je obejrzeć. Wyciągnęłam ze sobą Olafa, bo blisko mieszka. I zostałam przez niego wyróżniona grzeczną jazdą. Znaczy nie robił głupot ;)
Jechałam jak dziecko w sklepie z zabawkami: pretty! Shiny! *.* Brak gustu zdecydowanie pomaga cieszyć się miejską iluminacją :)

Na Zamkowym ustawiłam sobie statyw w postaci roweru i zaczęłam kombinować. Podjechał do mnie rowerzysta widziany już wcześniej i stoi. Czapka na czoło, maska po oczy, pojęcia nie mam kto to. Co nie znaczy, że nie mam się grzecznie przywitać.
- Cześć kimkolwiek jesteś.
- Nie poznajesz mnie?
- Po samych oczach? Nie.
- Wojtek.
- Aaach!
- Jesteś z kimś?
- Tak, z Olafem. Tam jest. Albo tam. Albo tam.
Gdyż jak wiadomo Olaf występuje dłużej w jednym miejscu tylko kiedy je albo śpi, a tak to go nosi. Przegoniłam jego tyłek z kadru, to pojechał szaleć po placu.

Porozmawialiśmy sobie, ja w międzyczasie popstrykałam trochę, Wojtek udzielił kilku porad.

Ten kadr jest technicznie lepszy - trójpodział i coś tam w mocnych punktach. Ale drugie zdjęcie podoba mi się bardziej.
Choinka i Zamek © Savil

A tu widać więcej podświetlonego Zamku. Kadr wbrew wszelkim zasadom i sama to widzę, ale chciałam mieć dużo Zamku. To mam.
Więcej Zamku © Savil

Świetny pomysł - można wejść, pozować, zrobić sobie zdjęcie. A ile trzeba się naczekać, żeby ludzie wyleźli z kadru...
Prezent KP © Savil

Zdjęcie zrobione celem tytułowej gry słów :) Olaf w prezencie, rower nie wchodzi w skład zestawu ;)
Olaf w prezencie © Savil

Tu już nie udało się wygonić wszystkich z kadru, a ręce zaczynały mi marznąć, więc pstrykałam jak było.
Bombka z ludźmi © Savil

Znak drogowy przy głowie ładnie się doczepił, udzielając ostrzeżenia ;) Tu rzadka chwila Olafa nie kręcącego się w kółko, tylko stojącego w miejscu.
Uwaga, Olaf! © Savil

Niebieski Kopernik © Savil
  • DST 13.00km
  • Czas 00:40
  • VAVG 19.50km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 14 listopada 2012 Kategoria rowerowanie

NR Andriej wrócił

Było wesoło, ale poczekajcie do poniedziałku, bo mam urwanie głowy.

Edit: Już jestem, uzupełniam wpisy :)

Adrian rzucił na stronie NR informację o powrocie Andrieja z dalekich krajów. Nie miałam pojęcia kto zacz, więc postanowiłam przywitać wraz z resztą :)
Spotkanie o 20:15, 20:30 ruszamy na Okęcie, żeby zdążyć.
Wyszłam jak zwykle na ostatnią chwilę, gnam z wywieszonym językiem i mam nadzieję nie spóźnić się. Już od Marszałkowskiej wypatruję peletonu, bo a nuż ruszyli chwilkę wczesniej i będę musiała dołączać na trasie. Ale nie, nie jadą.

Docieram pod Metro. Towarzystwo dopiero zaczyna rozwijać flagę do ozdobienia. Ania została rozebrana z bluzy, bo miała idealnej wielkości logo NR do odrysowania :)
Przedszkole dla dużych dzieci © Savil

Niestety na reszcie ubrań już takiego logo nie miała, więc rozbieranie jej na bluzie się skończyło ;)

Rysujemy wszyscy na raz, kto się tylko dopchał. Szybciej i weselej :)
Gdzie kucharek sześć © Savil


Logo jest, teraz podpisy. Żeby Andriej po ochłonięciu z wrażeń wiedział kto go witał i tęsknił ;)
Ślęczymy i piszemy © Savil


I ruszyliśmy z dość potężnym opóźnieniem na lotnisko. Na miejscu okazało się, że Okęcie nie ma stojaków rowerowych. Pokrążyliśmy chwilę niepewnie, aż Grzesiek nonszalancko wjechał dośrodka. Upewnilismy się, że nikt do niego nie strzela i weszlismy również. Ochrona patrzyła trochę zdziwiona jak wprowadziliśmy rowery i ustaliwiśmy je w kącie. Ale że nie zawadzały, a i my zachowywaliśmy się poważn... no w każdym razie też nie przeszkadzaliśmy, to nas postanowili ignorować :)
Okęcie nie ma stojaków © Savil


Adrian przećwiczył rozkładanie flagi i mogliśmy spokojnie czekać na bohatera wieczoru. I o to jest!
Andriej wychodzi © Savil


Powitany entuzjazmem, oklaskami i wspomnianą flagą.
Mischievous Adrian © Savil

Powitanie flagą © Savil

Czeeeeść Andriej! © Savil


Od tego entuzjazmu aż zrobiło się małe zbiegowisko, ludzie dookoła chcieli wiedzieć "Kto to jest?". Niestety Adrianowi [który odpowiedział] zabrakło refleksu i nie powiedział niczego w stylu "Znany podróżnik Andriej, który właśnie wrócił z kilkumiesięcznej wyprawy rowerowej do Kirgistanu". A tak było blisko zrobienia z Andrieja celebryty ;) Oh well, nex time, Gadget ;)

Witanie chlebem i solą odbyło się obustronnie. Strona witająca napoiła gościa herbatą. Wbrew minie Ani herbata nie była trefna ;)
Co on pije? © Savil


Strona witana nakarmiła nas słonym cementem. Upierał się co prawda, że to ichniejszy suszony ser. Ale jeśli coś wygląda jak cement, smakuje jak cement i nawet w dotyku jest jak cement, to co to może być? Ale posłusznie zjedliśmy. Jak dotychczas nikomu nie zaszkodziło ;)

My, normalni? No gdzie?


Po powitaniu pojechaliśmy do pubu Jak-Mu-Tam przy Morskim Oku i wysłuchaliśmy ciekawostek z wyprawy o odkopywaniu przełęczy ze śniegu i o grze konnej w jakby piłkę martwą kozą. Tak, dobrze przeczytaliście. Jeśli wydębię szczegóły od Andrieja, opiszę.

Disclaimer: Wszystkie zdjęcia w tym spisie zostały zrobione przez Anię albo Dareiosa. Ja jak ostatnia sklerotyczka zapomniałam wziąć aparat :(
  • DST 37.00km
  • Czas 01:51
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 12 listopada 2012 Kategoria rowerowanie, zakupy

Okrężne zakupy, Fusy i głupie pytanie.

Najpierw potrzebowałam chleba, czegoś do chleba i kilometrów. Pojechałam do sklepu przy Jerozolimskich przez Grzybowską. Rowerzyści po drodze byli, przypięte rowery też, górą nasi :)

Potem po 20 umówiłam się w Samych Fusach ze znajomym. Chciał wiedzieć, po której po mnie przyjechać. Poinformowałam go, że przyjadę sama rowerem, bo potrzebuję kilometrów, a samochód to żadna frajda. Jeszcze gdyby jaka śnieżyca była czy co, to rozumiem, ale przy tak pięknej pogodzie?

Ulica Nowomiejska. Szukam miejsca do przypięcia roweru. Ha! Wąskie uliczki, żadnych znaków, że o stojakach nie wspomnę... Znalazłam wreszcie przy rynku latarnię ze zwężeniem wyżej. Po lekkim uniesieniu przodu dało się objąć ramę i latarnię U-lockiem. Dobrze, że mam LS4, mniejszy by nie złapał.
Chcę wyłączyć tylną lampkę.


Oho, myślę sobie, głupia bateria. Zwykle wożę zapasowe, ale tym razem nie naładowałam, bo przecież niedawno zmieniałam.... w przedniej lampce. A to jest przecież tylna. Bdzia. :/
Gdzie na Starówce kupię baterie po 20? Przepytałam masę ludzi, złaziłam pół okolicy, nie ma. Wreszcie policjanci [dla odmiany ktoś lokalny] skierowali mnie do Carrefoura przy placu. Tam były.

W Samych Fusach była herbata z pomarańczą i konfiturą wiśniową. Byłam pewna, że podadzą ją jak to się dawniej robiło - herbata w naczyniu plus konfitura na spodeczku. A tu zonk - wszystko razem w wielkiej szklance o.0

Naklejka reklamująca gramofony. Ciekawa jestem z kiedy pochodzi :) Zdjęcie robiłam krzywo, żeby flesz odbił się obok, a nie w psie.

His master's voice © Savil


Generalnie uważam, że nie ma głupich pytań, za to jakie pytanie, taka odpowiedź.
- A jeśli stanę na torach i złapię się rękami trakcji, to czy pojadę jak tramwaj?
- Tak, jeśli będziesz mieć w sobie motorniczego. :D

Natomiast wspomnianemu znajomemu jednak udało się zadać mi głupie pytanie:
- Czy zimą podwieszasz rower?
- ?
- No, bo rower nie powinien przez zimę stać na kołach.
- ?!
- A co z nim robisz? ...no tak, ty po prostu jeździsz.
No pewnie, że jeżdżę, a co mam robić? :)
  • DST 20.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 8 listopada 2012 Kategoria Masa, rowerowanie

Smolna ŚC, Wileń, NR, przepis na rozgrzewające picie witaminowe

Urząd Ochoty tajnym kanałem przesłał informację o przełożeniu sesji na 22 XI. Tak tajnym, że nie powiadomili kilku swoich bardzo tym zaskoczonych organów. Nie, nie wiem jak wygląda zaskoczony organ XD Ja też dowiedziałam się pokątnie od kolegi. Zadzwoniłam zatem do urzędu potwierdzić. Pan w informacji zdziwiony był wielce jakąś sesją, którą ponoć tam mieli mieć.
- To ja panią skieruję do odpowiedniej osoby. <odsuwa mikrofon słuchawki nie dość daleko> Kto się zajmuje komisją przestrzennego...?
- Czego?
- Nie wiem.
<sprawdzanie, sprawdzanie> <parę pomocniczych pytań po ludziach>
Przełączył mnie wreszcie i informację potwierdziłam.

Co znaczyło, że mogę pojechać na spotkanie w sprawie organizowania Święta Cyklicznego. Smolna 16, Dynamo Cafe. Mapa, zlokalizowałam, jadę.
Grójecka i Jerozolimskie – korek. Ale taki fest. Jak dobrze, że nauczyłam się swego czasu jeździć między samochodami. Nawet nie chcę wiedzieć ile czasu i świateł jechałabym autem.

Mapa nie była niestety uprzejma poinformować mnie, że „tu też jest głupi bruk”. Trochę próbował mi poobijać miejsce, gdzie sztyca nie dochodzi [wbrew próbom na owym bruku], aż się musiałam lekko unosić na pedałach.
W życiu bym się nie domyśliła, że Smolna 16 jest zaraz za Smolną 30, ale w odchodzącej w bok uliczce o.0 Na szczęście ktoś poszedł po rozum do głowy i na rogu umieścił wielką strzałkę.

Elita WMK dotarła w większości jak ostatnie lamy [nie rowerem]. Pomysły wysunęliśmy, nowe chętnie przyjmiemy, powygłupialiśmy się, posadziliśmy trochę kwiatków.

MG: Gdzie to jest?
R: Habdzin, pod Konstancinem, pod Piasecznem, pod Warszawą.

R: <łapie mnie za końcówkę warkocza>
Ja: Ktoś mnie pociąga.
C: To nie pędzel.
R: Już się goliłem.
Ja: Nie widać.
R: W poniedziałek.

C: Ulica wzdłuż Wału Zawadowskiego, nie wiem jak ona się nazywa.
R: Wał Zawadowski.

O, zdążę jeszcze na kawałek próby! Smolna niestety grzeszy jednokierunkowością, więc kawałek musiałam przejechać jak przedostatnia lama chodnikiem. Potem Nowy Świat i Krakowskie, jakaś wyjątkowa łapanka cywilnych samochodów. Dobrze, niech łapią. Bip bip!
Veni, nie vidi, zamknięte na głucho. Wha..? No cóż.

Ania pisała coś o jakimś NR-ze o 21. No to mam jeszcze trochę czasu do stracenia, można by potem podjechać przywitać się z ludźmi. Radio coś mówiło o moście Ś-D, że coś się tam stało. To zobaczmy.
Pojechałam i faktycznie – słupki wzdłuż tram-buspasa. I tyle. Czyli ani robót/wypadku nie widać, ani kierowcy nie mają jak wygodnie mnie wyprzedzić. Bdzia. :/
Tuż za mostem przypomniałam sobie o brakach w wyżywieniu [chleb i coś do chleba] – akurat zbliżała się Wileńska. Zanabyłam co trzeba, upolowałam jeszcze małą, świeżo upieczoną kajzerkę [ciepła!] i ruszyłam w drogę w siąpiącej mżawce. Początkowo uznałam, że skoro tak pada, to wracam do domu. Deszcz zrozumiał aluzję i przestał się wygłupiać.
Po powrocie na lewą stronę Wisły pierwszy raz skorzystałam z kontrapasu imienia Gromanika ;)

Na miejscu zastałam już pięć osób. Pomachałam wszystkim, zamieniliśmy parę słów, Adrian podszedł się przywitać, po czym zostało uzgodnione, że to osoba która przyszła powinna zrobić rundkę powitalną. Zrobiłam zatem i wycałowałam wszystkich :)

NR pojechał na Pole Mokotowskie [ono jest jedno. Pola to macie buraków ;)].
Przejeżdżamy, omijamy parę pieszych szerokim łukiem.
Adrian: Uwaga na żywych!
Dziewczyna: Nie nie, jego można przejechać!
XD
Pole przedzielone jest miedzą w postali al. Niepodległości. Nad nią - kładka. Kładka ma pochylnię dla rowerów, jedzie się [po pewnym przyzwyczajeniu] całkiem wygodnie. Bez przyzwyczajenia jednak gorzej - kilka osób narzekało, kilka asekurowało się nogą.


fot. Caviardage, flikr

Rowerowa kładka © surf

Za Polem postanowiłam się odłączyć i wrócić do domu. Zostałam za to natychmiast ukarana rozpadującym się deszczem. Poprosiłam moje boginie [wspomniane w niedawnym wpisie] o jeszcze kilka suchych minut, bo zaraz będę w domu. Prośba została wysłuchana a deszcz wstrzymany :)

Odłączyć się postanowiłam, bo gardło uznało, że trochę za bardzo je forsowałam włażąc na wysokości, na jakie jako alt nie powinnam [słyszeliście, kompozytorzy?] i należy o nie zadbać, i ogólnie o całą mnie. Wiele osób niestety sięga w tym momencie po lekarstwa czy suplementy. Ja sięgam po cytrynę, imbir, miód i rosół.
Rosół jaki jest każdy widzi, a co do reszty, to przygotowuje się rozgrzewające, witaminowe picie. Ok. półtora centymetra korzenia imbiru [1 cm, jeśli grubszy] obrać, nakłuć i zalać wrzątkiem. Zostawić na jakieś 15 min czy ileś, żeby woda ostygła do najwyżej 60'C. Wycisnąć do tego gruby plaster cytryny [można więcej ale będzie kwaaaśne] i dodać czubatą łyżeczkę miodu.


Fot: www.pastthemoon.com
Ma być gorące, ale poniżej 60'C, bo wyższa temperatura niszczy zdrowotne właściwości miodu. Pić.
  • DST 21.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 21.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 29 października 2012 Kategoria rowerowanie, zakupy

Biedr, Arkadia - Czarny

Najpierw po zakupy. Temperatura nie może się zdecydować po której stronie zera się okopać, wreszcie siada okrakiem na barykadzie i sterczy jak kto głupi.
Przypinam się pod sklepem do znaku, za mną do następnego przypina się kolejny rowerzysta - górą nasi! Duże ilości mleka, mąka, rzeczy, to wymaga już sakwy. Bo przecież nie samochodu ;)

Nie jest naprawdę zimno, dopóki Savil chwali się nogami ;) Chciałam zrobić sobie zdjęcie pod sklepem, ale Nikita stwierdziła, że na głodniaka to ona nie pracuje. Nie ma to jak wziąć aparat bez baterii XD
A że z cięższymi zakupami wchodzę na dwa [przypinam rower pod blokiem, wnoszę zakupy, wnoszę rower], to wracając po rower nakarmiłam Nikitę i krzywo, bo sama, ale udokumentowałam jeżdżenie ;)



A wnoszę na dwa, bo moje szczęście waży jakieś 16,7 kg, tak przynajmniej pokazała waga kiedyś tam. Do tego ciężki u-lock, koszyk z zakupami i sakwa... W sumie 25 kg co najmniej, rozłożone dość nieporęcznie. Wniesienie tego po schodach na pierwsze piętro [bo po co komu winda od parteru?] jest koszmarnie niewygodne, nie widzę potrzeby się męczyć.

Potem Ania rzuciła na fb hasło: rower! Czarny odpowiedział odzewem: Arkadia! Ania pomarudziła o późnej porze i spaniu, ja natomiast podłapałam hasło. W końcu brakowało mi jeszcze 60 km w tym miesiącu, bo zejść poniżej 500 km byłoby naprawdę głupio ;) Zadeklarowałam odbiór.
ICM zapowiadał lekki mróz i śnieg. Pogoda stwierdziła, że nie chce jej się zbytnio chłodzić i uraczyła nas najgłupszą możliwą temperaturą: -0,2'C. I marznącą mżawką.

Do ostatniej chwili nie byłam pewna, czy chce mi się iść, ale w końcu uznałam, że skoro się zapowiedziałam, to należy. No i kilometrów brakuje.
Jechałam wyjątkowo lekkim rowerem. Bo brałam ze sobą tylko zapasowe baterie i komórkę, więc koszyk niepotrzebny. A i roweru zostawiać nie planowałam [po Czarnego, odprowadzić go do domu, wrócić, nawet z siodełka nie schodzić, bo zamoknie ;)], więc u-lock odpada.

Zanim dotarłam do Arkadii, byłam już mokra z wierzchu i z mokrymi łokciami [tam mi kurtka przemiękła na zgięciach]. Czarny nie zwątpił we mnie na szczęście, był i od razu ruszyliśmy w drogę.
Mżyło cały czas, a bodajby ją. Trochę porozmawialiśmy, trochę pomokliśmy w ciszy ;) Ja z pełnymi błotnikami jechałam sobie czyściutka i mokra tylko od strony nieba. Czarny pyta mnie na którychś światłach:
- Mam mokry tyłek? - wypina się uczynnie.
Obejrzałam zatem odwrotną stronę Czarnego medalu.
- Masz mokry środek owego. Ale możesz się tłumaczyć, że to od wody z koła. ;)

Odstawiłam kolegę do domu i wróciłam najprostszą [pod względem nawierzchni] drogą. Akurat pętla 20 km, bardzo ładnie. Mogę częściej Czarnego odprowadzać, ucieszy się pewnie ;)

Dojeżdżam powoli, czekam na światłach przy Banacha, rozglądam się, słyszę trzaski... To pęka mi warstwa lodu na kurtce XD
W domu zostawiłam niecnie rower na klatce schodowej [przy otwartych drzwiach rzecz jasna] i wyczyniałam kompletny cyrk z ubraniami, zwłaszcza kurtką. Skruszyć i strzepnąć cienką warstewkę lodu ile się da, nie nakapać sobie na buty, wyjąć komórkę i baterie z kurtki nie zamoczywszy ich, zdjąć buty, nie wdepnąć w kałuże, zdjąć spodnie z mokrymi nogawkami, jakimś cudem mieć pod nimi suche rajtuzy... Co mogło poszło na kaloryfer, licznik i lampki wytarłam, rower grzecznie ociekał przed drzwiami.
Potem jeszcze wytarłam największe kałuże gazetami, bo jednak są jakieś granice bałaganienia na klatce. I oczywiście rzuciłam się na kolację ;)
  • DST 22.60km
  • Czas 01:07
  • VAVG 20.24km/h
  • Temperatura -0.2°C
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 29 września 2012 Kategoria dom, rowerowanie

Rodzice, niedoszły NR

Lamy boją się wody. Pisali, że NR lampkowy, że będą próby i w ogóle... Trochę popadało, ja się spóźniłam [jechałam jeszcze od rodziców] i na miejscu nie było nikogo. A taki ładny balonik zrobiłam dla Ani na urodziny...



I okazało się, że byłam miss mokrego podkoszulka na darmo ;)
  • DST 35.30km
  • Czas 01:45
  • VAVG 20.17km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 25 września 2012 Kategoria rowerowanie

NR Kopiec Powstania i Okęcie

Wpis rozwinę jutro. Mors, cicho bądź ;P

Niniejszym jest jutro, rozwijam wpis ;) [inwokacja do Morsa, bo jest moim wiernym kibicem i motywuje mnie, jak mi się nie chce pisać ;)]

Tym razem hasło rzuciła Ania. "Ktoś na rower dziś, jutro, pojutrze, popojutrze..?"
Planowała podjazdy pod Kopiec Powstania, więc postanowiłam przejechać się towarzysko i pokibicować.
Ktoś mi zamachał, kiedy jechałam na miejsce zbiórki - Suchy. Zgarnęłam go ze sobą, co się będzie chłopak sam pałętał po nocy ;) Okazało się jednak, że wracał rowerem z treningu na rowerku stacjonarnym [o.0] i był trochę padnięty. Poplotkowaliśmy i dojechał jeszcze Bam "myślałem, że już nikogo nie będzie i że pojechaliście sobie wreszcie". On jednak dał się namówić na kawałek wspólnej trasy, w ramach kary za opieszałość miał prowadzić.

Trasa podjazdu okazała się terenowa i nieoświetlona. O ile Oboźną dzielnie podjechałam, o tyle korzenie i mrok to nie jest rzecz, na którą mój [i nie tylko mój, jak się okazało] rower zapatruje się przychylnie.
Wykonaliśmy zatem jeden podjazd [trzy sztuki] i jeden podchód [dwie sztuki] i zajęliśmy się podziwianiem widoków. Niewiele czasu nam to zajęło, bo widoki z kopca są nader marne, zwłaszcza po ciemku.

Zobaczyliśmy też powstańczy ogień, którego pilnowała ponoć siedząca w swoim wozie straż miejska w liczbie sztuk dwóch, pewnie żeby im się nie nudziło. Zagwozdka - jak oni tam wjechali? Schodkami czy wąskim, terenowym podjazdem? o.0 Następnym razem zbierzemy się na odwagę i zagadamy ;)



Gdzieś wtedy Bam nam uciekł i zostałyśmy z Anią i z dwoma nowymi, całkiem sympatycznymi kolegami, z czego jeden miał muzykę w sakwie, więc weselej się jechało :)

Świecił księżyc i udało mi się złapać ciekawy kadr.



Potem znów chwila przepychania:
- Co tak na nas patrzysz, jakbyś nam kazała myśleć?
- Każę wam myśleć, dokąd teraz?!
- Yyy, Okęcie?
- Też o tym myślałam. Ale którędy?
- Do budowanej obwodnicy. Tylko tam gdzieś wcześniej jest skręt w prawo, ja go zawsze gubię i dojeżdżam aż do rondka.
Uznaliśmy, że nie boimy się rondka i jedziemy, tak czy inaczej jakoś trafimy. Że zaliczyliśmy rondko jest chyba oczywiste?

Jakie fantastyczne mgły były po drodze! W pewnym momencie tak mgłę na nas zawiało, że aż czuć było jej zapach :) [jeśli nie znacie - to jest zapach pary wodnej unoszącej się z czajnika. Oczywiście inaczej pachnie z kranówki a inaczej z oligocenki, ale tak mniej więcej.]

Próbuję wstawić trasę: Link do Endomondo. Jak się wstawia mapę z niego? XD


Dojechaliśmy w jakieś dziwne miejsce koło południowej obwodnicy, na początek pasa lądowań. I akurat jak miałam włączony aparat lądował ostatni samolot :)



Po chwili usłyszeliśmy trzask. To był odgłos zamykającego się tunelu aerodynamicznego, jak wyjaśnił nam jeden z nowych kolegów. Pożyteczny nabytek :)
Pierwszy raz w życiu słyszałam tunel aerodynamiczny :)

Zabawna rzecz - staliśmy , patrzyliśmy i było mi ciepło. Ale jak zaczęliśmy wracać koło wielkiej pustki, jak nagle zrobiło się zimno! >.< W krótkiej chwili przemarzłam na kość, po czym wyjechaliśmy z dzikich ostępów i zrobiło się przyjemnie ciepło :) [czyli 11'C a nie niskie kilka ;)] A miałam na sobie bluzkę z krótkim rękawem i na to cienką z długim, więc mogłam zmarznąć ;)

Całą drogę jechaliśmy szybko. Przynajmniej jak na mnie. I całą drogę nadążałam bez problemu :) Zadałam kłopotliwe pytanie, czy to oni jechali wolno, czy to ja nadążałam. Czekam na odpowiedź ;)
  • DST 36.20km
  • Czas 01:47
  • VAVG 20.30km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 24 września 2012 Kategoria rowerowanie

z Jojkiem, Kazikiem i Czarnym.

Kazik z tytułu wpisu jeździł z nami, ale nie ten Kazik i nie śpiewał. Nie wiem, czy to źle czy dobrze ;)

Przez cztery dni byłam na grzybach w Zielonej Górze. [pewnie zamieszczę jakąś krótką relację pod wpisem z zakupów przedwyjazdowych, jak obrobię zdjęcia]

Ale z tego właśnie powodu miałam cztery dni przymusowego urlopu od roweru. Wobec czego dziś jak zwykle rzuciłam hasło o rowerowaniu na stronie NR-a. [-a, bo ma oczy. Nasze, ale ma ;) To nawiązując do wpisu CheEvary]. Zainteresowany był Jojek i jakiś nieznany ktoś. Z Jojkiem zatem umówiliśmy się na wcześniej, a nieznany ktoś miał dołączyć później.

Sprawdzam temperaturę [wywieszając się przez okno i wyglądając ciekawie na świat, standardowa procedura].
Po pasach przeszła dziewczynka z hulajnogą i jej [pewnie] mama. Dziewczynka z przodu hulajnogi miała wściekle migającą białą lampkę, z tyłu na czapeczce czerwoną. Zaraz za pasami wsiadła na hulajnogę i pojechała. Będą z niej ludzie :)

Na miejscu zameldował się tylko Jojek, bo przygadany przygodny rowerzysta tak tu tylko siedział. Udaliśmy się zatem we dwoje zwiedzić Pragę [znaleźliśmy tam "Pizzerię na Nowolipkach" :D] i pojechaliśmy się spotkać z tym kimś, kogo żadne z nas nie kojarzyło. Wstąpiliśmy jeszcze do sklepu, zobaczyliśmy w nim rowerowo ubranego człowieka i zachodziliśmy w głowę - on czy nie on? W końcu okazało się, że nie on. Nasz okazał się lepszy - wyższy, bardziej kolorowy [tamten był cały na czarno] i wesoły. Właśnie ów Kazik. Wprowadziliśmy go w arkana Nocnego Roweru.
- O której się spotykacie?
- O 21, 22, 23, jak kto powie.
- I jeździcie w poniedziałki?
- W dowolny dzień, kiedy ktoś rzuci hasło.
- A którędy?
- Jak kto poprowadzi.
- ...
- Tylko miejsce zbiórki jest stałe. :)

Pojechaliśmy zwiedzić wciąż nieotwarty Most Północny. Kazik próbował go nazywać Mostem Skłodowskiej - od razu widać, że nietutejszy ;)
W międzyczasie jeszcze Czarny poinformował sugestywnie, że pracę kończy tam i o tej, co zawsze. Pokręciliśmy się zatem, nie przejechaliśmy przez most i po raz drugi Raffi uniknął budzenia telefonicznego "cześć, jesteśmy koło Ciebie!" ;)

Czekając na Czarnego widzieliśmy ciekawą rzecz. Ciężarówka przywiozła na platformie mały pojazd podnośnikowy. [gąsienice, składany wysięgnik i klatka do bycia w niej na końcu wysięgnika. Bez żadnej kabiny czy czegoś.] Po czym to cudo wysunęło cztery nóżki, stanęło na nich i ciężarówka spod niego wyjechała. Cudo opadło na gąsienice [zdalne sterowanie, bo miejsca dla kierowcy nie ma] i pan mu złożył nóżki. Pokręciłam się tam sugestywnie, ale teren był monitorowany, więc pewnie nie mogli mnie tym przewieźć ;)

Z Czarnym a bez Kazika, telefonicznie odwołanego przez kolegę, wybraliśmy się na kebab, po drodze wyraziwszy swoje zdanie o twórcach i programistach sygnalizacji świetlnej na rondzie Babka. Osobiście nie powiem, co o nich myślę, bo nie używam takich słów ;)
Po przerwie wszyscy zrobiliśmy się jacyś tacy najedzeni i senni. Odprowadziliśmy zatem Jojka, po czym każde siebie.

A z wcześniejszych ciekawych wydarzeń dnia:
Miałam problem z połączeniami wychodzącymi, zadzwoniłam do Ery. Miłe panie pobawiły się mną w gorący kartofel, wreszcie wylądowałam u właściwej.
Poinformowałam, że problem pojawił się nagle a spontanicznie.
- Zmieniała pani może model telefonu?
- Nie, nigdy, mam od 9 lat ten sam.
- Bo my zmienialiśmy się z Ery na T-mobile... ale to było rok temu. <coś sprawdza, coś poprawia> A przy okazji widzę, że mamy tu ofertę. Czy pani telefon łączy się z internetem?
- To jest Nokia 3310, ona nie wie, co to jest internet.
Pani nie udał się rzut na opanowanie, roześmiała się i już nie wciskała mi ofert ^.^
Telefon działa.
  • DST 57.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 19.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl