Informacje

  • Wszystkie kilometry: 8003.74 km
  • Km w terenie: 0.00 km (0.00%)
  • Czas na rowerze: 18d 08h 07m
  • Prędkość średnia: 18.13 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Savil.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2012

Dystans całkowity:638.60 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:32:05
Średnia prędkość:19.90 km/h
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:25.54 km i 1h 17m
Więcej statystyk
Niedziela, 30 września 2012 Kategoria zakupy

Reduta, ciasto bananowe

Jakieś dwa stare banany pokutowały sobie w kąciku kuchni. A mnie naszło na ciasto. Takie łatwe, szybkie, z rzeczy, które mam pod ręką. W niedzielę wieczorem.
Lubię takie wieczory, kiedy włączam radio, wyciągam garnek [nie mam miski do ciasta] i mieszam szybko wszystko ze sobą, bo tylko tyle wymaga ciasto.
Przepis wzięłam od nieocenionej Liski z White Plate, zmodyfikowawszy go nieco, jak zwykle. Ciasto wyszło rewelacyjne!


Przepis oryginalny:
Ciasto bananowe - Banana bread

4 bardzo dojrzałe banany
150 g brązowego cukru
1 jajko, rozbełtane
75 g miękkiego masła
1 cukier waniliowy
170 g mąki
szczypta soli
1 łyżeczka sody

Piekarnik nagrzać do 180 st C.
Podłużną formę o długości 23 cm posmarować masłem i posypać tartą bułką lub mąką.
Banany rozgnieść widelcem, połączyć z cukrem, jajkiem, masłem i wanilią.
Mąkę wymieszać z solą i sodą i dodać do bananów. Dokładnie wymieszać.
Wlać do formy, wstawić do piekarnika i piec godzinę.
Ciasto początkowo rośnie bardzo opornie, nie należy się tym przejmować. Później powinno wypełnić całą blachę.
Po upieczeniu ostudzić w formie.

Wersja moja:

2 banany, bo tyle miałam
zwykły cukier, 1 szklanka
1 i ½ szklanki mąki
zamiast masła olej [bo miałam]
4 kostki pokrojonej drobno czekolady [jakaś stara z dna lodówki]

Formę posmarowałam olejem [masło mi się akurat skończyło] – wacik kosmetyczny moczymy w oleju i smarujemy blachę, szybkie i wygodne.
Ciasto rośnie od razu.
Po 45 minutach sprawdzić patyczkiem – moje było gotowe.
Uwaga, wychodzi bardzo słodkie. Jeśli ktoś woli mniej - dać mniej cukru.
  • DST 5.70km
  • Czas 00:17
  • VAVG 20.12km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 29 września 2012 Kategoria dom, rowerowanie

Rodzice, niedoszły NR

Lamy boją się wody. Pisali, że NR lampkowy, że będą próby i w ogóle... Trochę popadało, ja się spóźniłam [jechałam jeszcze od rodziców] i na miejscu nie było nikogo. A taki ładny balonik zrobiłam dla Ani na urodziny...



I okazało się, że byłam miss mokrego podkoszulka na darmo ;)
  • DST 35.30km
  • Czas 01:45
  • VAVG 20.17km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 28 września 2012 Kategoria Masa

WMK & co

Dwa sposoby na pieszych w peletonie, w zależności od wieku:

- pani w wieku ok 50 lat wlazła w szkodę.
Ja, na cały głos: Uwaga, babcia w peletonie!
Pani aż przystanęła z wrażenia, nikt więcej nie ośmielił się wejść.

Kilkunastoletni chłopak z dziewczyną za rękę wleźli gdzie nie powinni.
Ja, na cały głos: Uwaga, dzieci w peletonie!
Chłopak: Jakie dzieci? <naindyczony bardzo>
Ja, z całą życzliwością: Wy. Trzeba na was uważać, jak chodzicie bez rodziców.
Oj, jak reszta stała i czekała :D


Stoję sobie, zabezpieczam i słyszę: O, to ta pani na szpilkach!
Żeby to raz... ;)

Było nas 1333 :) Jak zwykle niemal pełen przegląd typów rowerów, chyba tylko flevo nie było.
Jeździłam na małym bicyklu :) Właściciel miał jakieś 160 cm w kapeluszu, co czyniło moją jazdę na jego rumaku nieco zabawną. Kolana trafiające w kierownicę na przykład XD W sumie to było pierwsze ostre koło, którym jechałam. Strasznie dziwne uczucie, kiedy ma się pedały w przedniej piaście, a nie, jak bóg [Hermes?] przykazał, w suporcie. Ale dałam radę i nawet nie skompromitowałam się za bardzo ;)
Później właściciel pozwolił się przejechać jeszcze paru osobom, w tym jakimś dwóm obcym chłopaczkom. Mieli oni drobny problem - nie znali specyfiki ostrego ;) Dojeżdżali, chcieli przestać pedałować... Ostatnie metry przebywali z głupią miną i rozkraczonymi nogami "czemu to się kręci? o.0"
  • DST 46.50km
  • Czas 02:20
  • VAVG 19.93km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 27 września 2012 Kategoria impreza, zakupy

Le Garage - baloniki!

Mój przyjaciel miał urodziny. Z tej okazji jego facet postanowił urządzić mu przyjęcie-niespodziankę. I naprawdę się postarał - znajomi, atrakcje, tort...
Wśród atrakcji - puszczanie lampionów!

Pełen profesjonalizm - rękawiczki, żeby tylko nie zostawić odcisków palców ;)

Be free, my child! Umiem już puszczać lampiony :)



Niechcący wyszły mi dwa mocne punkty, jestem z siebie dumna. Zdjęcie wcale nie kadrowane, a lampiony ganiały po niebie jak chciały.


Większość, łącznie z moim przyjacielem, zna moje zamiłowanie do balonów, zwłaszcza unoszących się. Poprzednio dumnie obnosiłam [obwoziłam] biały balonik KPH.
Teraz uznał, że taki pęk przyczepiony do roweru, to by dopiero wyglądało! Przyczepił więc, a ja miałam z tym wracać po nocy przez miasto ^.^
Starałam się jechać tak, żeby nie zasłaniały mi lampki. Ale nie był to konieczny trud - i tak wszyscy [nieliczni] oglądali się za mną i zwalniali mijając, żeby się przyjrzeć ;)


Baloniki dowiozłam całe i zdrowe. Wiszenie nad łóżkiem nie okazało się dobrym pomysłem - przecież ja muszę jeszcze gdzieś spać... Dostały miejsce obok.
  • DST 13.00km
  • Czas 00:39
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 26 września 2012 Kategoria zakupy

Auchan

Ciepło! Zwykłe zakupy.
  • DST 11.50km
  • Czas 00:33
  • VAVG 20.91km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 25 września 2012 Kategoria rowerowanie

NR Kopiec Powstania i Okęcie

Wpis rozwinę jutro. Mors, cicho bądź ;P

Niniejszym jest jutro, rozwijam wpis ;) [inwokacja do Morsa, bo jest moim wiernym kibicem i motywuje mnie, jak mi się nie chce pisać ;)]

Tym razem hasło rzuciła Ania. "Ktoś na rower dziś, jutro, pojutrze, popojutrze..?"
Planowała podjazdy pod Kopiec Powstania, więc postanowiłam przejechać się towarzysko i pokibicować.
Ktoś mi zamachał, kiedy jechałam na miejsce zbiórki - Suchy. Zgarnęłam go ze sobą, co się będzie chłopak sam pałętał po nocy ;) Okazało się jednak, że wracał rowerem z treningu na rowerku stacjonarnym [o.0] i był trochę padnięty. Poplotkowaliśmy i dojechał jeszcze Bam "myślałem, że już nikogo nie będzie i że pojechaliście sobie wreszcie". On jednak dał się namówić na kawałek wspólnej trasy, w ramach kary za opieszałość miał prowadzić.

Trasa podjazdu okazała się terenowa i nieoświetlona. O ile Oboźną dzielnie podjechałam, o tyle korzenie i mrok to nie jest rzecz, na którą mój [i nie tylko mój, jak się okazało] rower zapatruje się przychylnie.
Wykonaliśmy zatem jeden podjazd [trzy sztuki] i jeden podchód [dwie sztuki] i zajęliśmy się podziwianiem widoków. Niewiele czasu nam to zajęło, bo widoki z kopca są nader marne, zwłaszcza po ciemku.

Zobaczyliśmy też powstańczy ogień, którego pilnowała ponoć siedząca w swoim wozie straż miejska w liczbie sztuk dwóch, pewnie żeby im się nie nudziło. Zagwozdka - jak oni tam wjechali? Schodkami czy wąskim, terenowym podjazdem? o.0 Następnym razem zbierzemy się na odwagę i zagadamy ;)



Gdzieś wtedy Bam nam uciekł i zostałyśmy z Anią i z dwoma nowymi, całkiem sympatycznymi kolegami, z czego jeden miał muzykę w sakwie, więc weselej się jechało :)

Świecił księżyc i udało mi się złapać ciekawy kadr.



Potem znów chwila przepychania:
- Co tak na nas patrzysz, jakbyś nam kazała myśleć?
- Każę wam myśleć, dokąd teraz?!
- Yyy, Okęcie?
- Też o tym myślałam. Ale którędy?
- Do budowanej obwodnicy. Tylko tam gdzieś wcześniej jest skręt w prawo, ja go zawsze gubię i dojeżdżam aż do rondka.
Uznaliśmy, że nie boimy się rondka i jedziemy, tak czy inaczej jakoś trafimy. Że zaliczyliśmy rondko jest chyba oczywiste?

Jakie fantastyczne mgły były po drodze! W pewnym momencie tak mgłę na nas zawiało, że aż czuć było jej zapach :) [jeśli nie znacie - to jest zapach pary wodnej unoszącej się z czajnika. Oczywiście inaczej pachnie z kranówki a inaczej z oligocenki, ale tak mniej więcej.]

Próbuję wstawić trasę: Link do Endomondo. Jak się wstawia mapę z niego? XD


Dojechaliśmy w jakieś dziwne miejsce koło południowej obwodnicy, na początek pasa lądowań. I akurat jak miałam włączony aparat lądował ostatni samolot :)



Po chwili usłyszeliśmy trzask. To był odgłos zamykającego się tunelu aerodynamicznego, jak wyjaśnił nam jeden z nowych kolegów. Pożyteczny nabytek :)
Pierwszy raz w życiu słyszałam tunel aerodynamiczny :)

Zabawna rzecz - staliśmy , patrzyliśmy i było mi ciepło. Ale jak zaczęliśmy wracać koło wielkiej pustki, jak nagle zrobiło się zimno! >.< W krótkiej chwili przemarzłam na kość, po czym wyjechaliśmy z dzikich ostępów i zrobiło się przyjemnie ciepło :) [czyli 11'C a nie niskie kilka ;)] A miałam na sobie bluzkę z krótkim rękawem i na to cienką z długim, więc mogłam zmarznąć ;)

Całą drogę jechaliśmy szybko. Przynajmniej jak na mnie. I całą drogę nadążałam bez problemu :) Zadałam kłopotliwe pytanie, czy to oni jechali wolno, czy to ja nadążałam. Czekam na odpowiedź ;)
  • DST 36.20km
  • Czas 01:47
  • VAVG 20.30km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 24 września 2012 Kategoria rowerowanie

z Jojkiem, Kazikiem i Czarnym.

Kazik z tytułu wpisu jeździł z nami, ale nie ten Kazik i nie śpiewał. Nie wiem, czy to źle czy dobrze ;)

Przez cztery dni byłam na grzybach w Zielonej Górze. [pewnie zamieszczę jakąś krótką relację pod wpisem z zakupów przedwyjazdowych, jak obrobię zdjęcia]

Ale z tego właśnie powodu miałam cztery dni przymusowego urlopu od roweru. Wobec czego dziś jak zwykle rzuciłam hasło o rowerowaniu na stronie NR-a. [-a, bo ma oczy. Nasze, ale ma ;) To nawiązując do wpisu CheEvary]. Zainteresowany był Jojek i jakiś nieznany ktoś. Z Jojkiem zatem umówiliśmy się na wcześniej, a nieznany ktoś miał dołączyć później.

Sprawdzam temperaturę [wywieszając się przez okno i wyglądając ciekawie na świat, standardowa procedura].
Po pasach przeszła dziewczynka z hulajnogą i jej [pewnie] mama. Dziewczynka z przodu hulajnogi miała wściekle migającą białą lampkę, z tyłu na czapeczce czerwoną. Zaraz za pasami wsiadła na hulajnogę i pojechała. Będą z niej ludzie :)

Na miejscu zameldował się tylko Jojek, bo przygadany przygodny rowerzysta tak tu tylko siedział. Udaliśmy się zatem we dwoje zwiedzić Pragę [znaleźliśmy tam "Pizzerię na Nowolipkach" :D] i pojechaliśmy się spotkać z tym kimś, kogo żadne z nas nie kojarzyło. Wstąpiliśmy jeszcze do sklepu, zobaczyliśmy w nim rowerowo ubranego człowieka i zachodziliśmy w głowę - on czy nie on? W końcu okazało się, że nie on. Nasz okazał się lepszy - wyższy, bardziej kolorowy [tamten był cały na czarno] i wesoły. Właśnie ów Kazik. Wprowadziliśmy go w arkana Nocnego Roweru.
- O której się spotykacie?
- O 21, 22, 23, jak kto powie.
- I jeździcie w poniedziałki?
- W dowolny dzień, kiedy ktoś rzuci hasło.
- A którędy?
- Jak kto poprowadzi.
- ...
- Tylko miejsce zbiórki jest stałe. :)

Pojechaliśmy zwiedzić wciąż nieotwarty Most Północny. Kazik próbował go nazywać Mostem Skłodowskiej - od razu widać, że nietutejszy ;)
W międzyczasie jeszcze Czarny poinformował sugestywnie, że pracę kończy tam i o tej, co zawsze. Pokręciliśmy się zatem, nie przejechaliśmy przez most i po raz drugi Raffi uniknął budzenia telefonicznego "cześć, jesteśmy koło Ciebie!" ;)

Czekając na Czarnego widzieliśmy ciekawą rzecz. Ciężarówka przywiozła na platformie mały pojazd podnośnikowy. [gąsienice, składany wysięgnik i klatka do bycia w niej na końcu wysięgnika. Bez żadnej kabiny czy czegoś.] Po czym to cudo wysunęło cztery nóżki, stanęło na nich i ciężarówka spod niego wyjechała. Cudo opadło na gąsienice [zdalne sterowanie, bo miejsca dla kierowcy nie ma] i pan mu złożył nóżki. Pokręciłam się tam sugestywnie, ale teren był monitorowany, więc pewnie nie mogli mnie tym przewieźć ;)

Z Czarnym a bez Kazika, telefonicznie odwołanego przez kolegę, wybraliśmy się na kebab, po drodze wyraziwszy swoje zdanie o twórcach i programistach sygnalizacji świetlnej na rondzie Babka. Osobiście nie powiem, co o nich myślę, bo nie używam takich słów ;)
Po przerwie wszyscy zrobiliśmy się jacyś tacy najedzeni i senni. Odprowadziliśmy zatem Jojka, po czym każde siebie.

A z wcześniejszych ciekawych wydarzeń dnia:
Miałam problem z połączeniami wychodzącymi, zadzwoniłam do Ery. Miłe panie pobawiły się mną w gorący kartofel, wreszcie wylądowałam u właściwej.
Poinformowałam, że problem pojawił się nagle a spontanicznie.
- Zmieniała pani może model telefonu?
- Nie, nigdy, mam od 9 lat ten sam.
- Bo my zmienialiśmy się z Ery na T-mobile... ale to było rok temu. <coś sprawdza, coś poprawia> A przy okazji widzę, że mamy tu ofertę. Czy pani telefon łączy się z internetem?
- To jest Nokia 3310, ona nie wie, co to jest internet.
Pani nie udał się rzut na opanowanie, roześmiała się i już nie wciskała mi ofert ^.^
Telefon działa.
  • DST 57.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 19.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 19 września 2012

Zielona Góra i okolice [pod wpisem z zakupów przed]

Jak zapowiadałam - relacja z wyjazdu do Zielonej Góry. Wszystkich zdjęć nie wrzucę, bo nie chce mi się bawić we wklejanie linka do każdego osobno XD

Zielonogórski ogródek. Cóż za ładna doniczka :)


Dzień pierwszy, wyprawa na grzyby. Początki niezbyt obiecujące.



Drzewo? Jakie drzewo? Ja tu sobie tylko rosnę.


Aż wreszcie - grzyby!


Prawdziwek!


Wycieczka do parku Mużakowskiego w sobotę. Bo miało padać, więc zamiast grzybów [koszyki na wszelki wypadek wzięliśmy], pojechaliśmy tam. Park jest polsko-niemiecki, rozciągający się po obu stronach granicy. Po drugiej stronie leży miasteczko Bad Muskau.


Nasi tu byli! Jak wyjaśnił miły pan w okienku - odbywał się tu jakiś rajd rowerowy. [naklejka PolskaNaRowery.pl]





Nasze - Niemców.

"Ogród ten jest rozciągniętą częścią mieszkania, która oferuje tutaj piękno, staranne utrzymanie i tyle przepychu na ile możliwości pozwalają."

Kiedy tylko wyszło słońce, wyszli ludzie. Siadanie na trawie? A może kocyk? Koce można było pożyczyć w pobliskiej kawiarni.

Trafiliśmy przypadkiem na ślub. Para młoda puszczała gołębie. Niestety jeden z nich był nieuprzejmy zrobić z panna młodą to, co muchy z portretem najjaśniejszego pana.

Bad Muskau, bardzo sympatyczne miasteczko. W kawiarni przy rynku tłumy ludzi w średnim wieku.

Rowery. Niemcy są pełne rowerów. W jednym tylko miejscu była ta tabliczka z zakazem, ale to z racji późniejszych schodków i nie-rowerowego terenu, szlak prowadził inną drogą.

Park Mużakowski uraczył nas prawie każdą pogodą łącznie z ulewnym deszczem. Potem wypogodziło się i poszliśmy jeszcze na grzyby :)
Na pierwszym zdjęciu to nie żaden efekt czy zabieg, ono samo takie wyszło szaro-tęczowe. Nie wiem jak, ale ładnie :)

Z zewnątrz kopuła, w środku gąszcz ze ścieżką, ciekawy pomysł.


Nie byliśmy pewni, czy bar "69" to dobre miejsce na rodzinną kawę, ale okazało się, że to tylko knajpa fanów Falubazu. ;) Tej drużynie żużlowej kibicuje cała Zielona Góra.

A to już z powrotem w Zielonej.
Bono - żółty kakadu płci męskiej. Bardzo sympatyczny papug. Większość rodziny się go boi, z racji mocnego dzioba i pazurów, ale my się lubimy :)

It's all fun and games, ale rodzina patrzy niepewnie, kiedy Bono swoim potężnym dziobem pieszczotliwie łapie mnie za rzęsy ;)

Bono poproszony o pozowanie zaczął się popisywać. :)

Leśna doniczka.
  • DST 3.00km
  • Czas 00:09
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 18 września 2012 Kategoria rowerowanie

Rejestracja, Czarny

Potrzebowałam zaświadczenia, że jestem zdrowa. Poszłam zatem do przychodni i zapytałam o podpis.
- Czy pani jest u nas zarejestrowana?
- Tak.
- Kto jest pani lekarzem pierwszego kontaktu?
- ...?
- U kogo się pani leczyła?
- Zapisałam się tu jakieś dwa lata temu i nie korzystałam.
- Jeśli nigdy się pani u nas nie leczyła, to nie wiemy, czy jest pani zdrowa.
Argument, że nie leczyłam się, bo jestem zdrowa, nie wydał się przekonujący.
- Proszę sobie wybrać lekarza pierwszego kontaktu.
- <rozpoznanie> wypełniałam już taki druczek!
- Kiedy?
- Dwa lata temu...
Pani uśmiechnęła się wyrozumiale i dziabnęła palcem w słowa "na ten rok", po czym powiedziała mi, którego sobie wybieram lekarza, pielęgniarkę i położną. Zapisy do internisty były następnego dnia [we wtorek], od siódmej rano. [!] :(

Wstałam, przyjechałam w trybie zombie, zostałam zapisana do wszystko mi jedno kogo i poczekałam chwilę, poznając historię psa pewnej starszej pani.
Moją lekarką okazało się śliczne, drobne stworzenie. Chyba mulatka, bo ciemna skóra i europejskie rysy twarzy. Weszłam, popatrzyła na mnie: - Ojej, jaka pani duża...
Wyjaśniłam jej, że ja zdrowa i tylko po podpis.
- Skoro nie leczyła się pani u nas, to będziemy musiały chwilę porozmawiać. Czy jest pani na coś uczulona?
- Nie.
- Czy chorowała pani na...?
- Nie.
- Czy w pani najbliższej rodzinie były przypadki...?
- Nie.
- Czy miewa pani..?
- Nie.
Żeby już całkiem smutno jej nie było, przyznałam się do braku wyrostka. ;)

Potem udałam się w okolice Lewartowskiego.
Zatrzymałam się, widząc bezradną parę rowerzystów w mocno średnim wieku, z mapą; zapytałam, czy potrzebują pomocy.
- Oh yes, we'd love to!
Wytłumaczyłam im zatem, jak dojechać do MPW [muzeum powstania warszawskiego], pokazałam kierunek i objaśniłam, od której strony jest wjazd i że nie tak, jak mówi ich mapa. I że nie można tam skręcić tam, gdzie należy, więc co mogą zrobić.
Jacyś angielscy turyści będą mieli dobrą opinię o polskich rowerzystach :)

Potem jeszcze Czarny okazał się niedojeżdżony, więc spotkaliśmy się i w sile dwóch rowerów pojechaliśmy zwiedzać Bielany. Zahaczyliśmy o lasek Młociński [którędy jedziemy? Gdzie ja jestem? O, McD, już wiem! ;)] i postanowiliśmy przejechać się DDRką na moście Północnym, jeśli się da. Pobłądziwszy w okolicach wjazdu znaleźliśmy go wreszcie. Początek jest ładny. Stoi tam co prawda znak zakazu wjazdu, ale owego wjazdu fizycznie nie uniemożliwia. Dalej na górze niestety stoi wysoki płot i budka z nieśpiącym strażnikiem, więc postanowiliśmy jednak nie lewitować nad nim i nie jechać budzić Raffiego radosnym "cześć, jesteśmy koło Ciebie!" ;)

Zabawna rzecz - wypełniałam tego dnia mnóstwo papierów [przychodnia, poczta, inne miejsca], na niewiadomej mi podstawie ubzdurałam sobie, że jest dziś 17.09 i tak wszędzie pisałam. Nikt się nie zorientował. Zorientowałam się ja, wieczorem, w domu, kiedy dodawałam niniejszy wpis i coś mi się nie zgadzało. XD
  • DST 50.00km
  • Czas 02:30
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 17 września 2012 Kategoria rowerowanie

Czarny, Olaf, Arkadia

- Odbierzcie mnie z pracy! - rzucił hasło Czarny.
- Odbierzmy Czarnego z pracy - rzuciłam hasło Olafowi.

Odebraliśmy zatem, meldując się na miejscu koło 23, jak zwykle, kiedy biedne dziecko mroku kończy pracę.
Pierwszy postój zrobiliśmy po najkrótszym na świecie dystansie kilkudziesięciu metrów - Czarny potrzebował w miarę dyskretnego miejsca do stripteasu.
- Jak jest, ciepło?
- Ciepło, bardzo.
- To ja się może przebiorę?
- Dawaj.
- Ale nie pod kamerą...

Drugi postój na kebab, gdzie Czarny jadł, ja patrzyłam, a Olaf przysypiał. Czarny złośliwie budził go co jakiś czas, żebym ja nie mogła jeszcze złośliwiej go pomalować, jak wreszcie zaśnie. ;(

Trzeci postój [sporo ich jak na sumaryczny dystans wspólny 17 km XD] był na bankomat, od którego Olaf czegoś chciał. Trudno powiedzieć czego, biorąc pod uwagę rytuały, jakie tam odprawiał.

Czwarty postój zrobiliśmy na Starówce, na tarasie widokowym, gdzie porozmawialiśmy sobie, każde o czym innym i nie do końca wzajemnie się rozumiejąc. Jabłka, czyżyki, drogi do jeżdżenia i inne abstrakcje.

Stamtąd ruszyliśmy w ogólnym kierunku domu, odprowadzając się wzajemnie. Najpierw razem z Czarnym odprowadziliśmy Olafa, który po drodze meandrował, jakby nie wiedział którędy do domu. Szybko przestaliśmy się zastanawiać co autor ma na myśli i po prostu jechaliśmy za nim. Dojechaliśmy do niego, stanęliśmy pod blokiem i Olaf tak stał sobie, nie do końca świadom rzeczywistości, w której się znajduje, aż wysłaliśmy go spać, serdecznie a stanowczo.

Potem Czarny odprowadził mnie, spojrzałam na swój żałosny dystans i postanowiłam odprowadzić jego. Wstąpiliśmy jeszcze na chwilę do niego, żeby mi pokazał kask i nasmarował łańcuch, bo faktycznie zapominałam o tym ostatnio. Muszę go pochwalić [Czarnego, nie łańcuch] - jaki ma porządek w pokoju! I to nie spodziewając się gości.
Wcisnął mi jeszcze rękawiczki rowerowe do przymierzenia i wypróbowania. Broniłam się słabo, że właściwie nie potrzebuję, bo albo jest ciepło i jadę bez, albo jest zimno i mam zwykłe, pełne rękawiczki.
- No miejże jakieś gadżety rowerowe, bez przesady! - stwierdził stanowczo i mi je wcisnął.
Niestety nie są zbyt wygodne. Ponoć miałam mieć dzięki temu pewniejszy chwyt na kierownicy. Powiedziałabym, że mając gumowe gripy trzymam je i tak dość pewnie, ale cóż. Rękawiczki gripów trzymały się rzeczywiście świetnie. Z moimi rękami gorzej, tych trzymać nie chciały. Mam bardzo długie i wąskie dłonie, więc rękawiczki były za szerokie [ręka mi się w nich ślizgała wewnątrz] i za krótkie [wpijały mi się w przestrzeń między palcami]. Taka jestem niewymiarowa XD
  • DST 30.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl