Informacje

  • Wszystkie kilometry: 8003.74 km
  • Km w terenie: 0.00 km (0.00%)
  • Czas na rowerze: 18d 08h 07m
  • Prędkość średnia: 18.13 km/h
  • Suma w górę: 60 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Savil.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

dom

Dystans całkowity:2095.14 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:106:11
Średnia prędkość:19.61 km/h
Maksymalna prędkość:39.00 km/h
Liczba aktywności:77
Średnio na aktywność:27.21 km i 1h 23m
Więcej statystyk
Piątek, 15 lutego 2013 Kategoria dom

Same old. And some

  • DST 31.50km
  • Czas 01:35
  • VAVG 19.89km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 14 lutego 2013 Kategoria dom, Masa

Dom, Przedmasówka

  • DST 32.00km
  • Czas 01:37
  • VAVG 19.79km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 13 lutego 2013 Kategoria chór, dom

A imię moje...

  • DST 44.00km
  • Czas 02:12
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 12 lutego 2013 Kategoria dom

Dom

  • DST 24.30km
  • Czas 01:13
  • VAVG 19.97km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 27 stycznia 2013 Kategoria dom

Odśnieżony Prymas! o.0

Jak zwykle do domu.
Po drodze widziałam jeszcze dwóch rowerzystów, dobra nasza ^.^

Zimno. Bardzo. Aż nasmarowałam twarz tłustym kremem :) Droga do całkiem znośna, wracałam niestety pod wiatr.

Ale w dzień świeciło słońce! Wreszcie, po tym ciągłym śniegu, spokój! Czyste niebo, czarna droga, jechać nie umierać :)
Jezdnie aż iskrzyły - przy tym mrozie wszystko iskrzyło. Moje oczy też, kiedy patrzyłam i chłonęłam w siebie słońce.
Wie meine augen glitzern...

Jadę ja sobie w stronę Prymasa, z mocnym postanowieniem zjechania na jezdnię zaraz za tunelem, żeby nie brnąć przez śnieżną breję. A tu - odśnieżone! o.0

W domu jak to w domu, wesoło. Mama z babcią przerażone, że dziecko zamarznie gdzieś po drodze. Dotknięcie ich ciepła łapką pomaga tylko trochę ;)
Standardowa przykolacyjna głupawka, historyjki i wspominki. Dowiedziałam się kolejnych ciekawych rzeczy o swojej przeszłości i wczesnym dzieciństwie ;)

W drodze powrotnej niestety wiatr w twarz, więc jechałam jakoś bardzo wolno.

Rower jest, znak jest i tylko drogi brakuje.
Zdjęcie robione na szybko, bo -13'C to nie temperatura na stanie i robienie zdjęć. A i trudno się naciskało małe guziczki w dwóch parach rękawiczek ^^
Tym razem krasnoludków z taczkami nie ma, za dużo śniegu. Lecimy normalnie jezdnią i niczym się nie przejmujemy. Tylko żal początkujących, którzy jezdni się boją, a zastają takie coś.

Znajdź DDR-kę © Savil

Zrobiłam zdjęcia, schowałam aparat i lecę do domu. Ziiiimno! Nie powiem w co, ale zejście z wygrzanego siodełka i wsiąście na takie ostygnięte to nie była przyjemność ;)
  • DST 25.00km
  • Czas 01:18
  • VAVG 19.23km/h
  • Temperatura -13.0°C
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 23 stycznia 2013 Kategoria dom, zakupy

Bacia wie lepiej i jak uniknąć kompromitacji.

Przyjechałam do domu, śnieg wszędzie, breja na drogach i w ogóle ble.
Od czasu ostatniego odśnieżania już napadało tego białego świństwa, więc przed wprowadzeniem roweru do garażu chwyciłam za szuflę, żeby sobie chociaż drogę odśnieżyć. I tyle zdążyłam, zanim babcia mnie stanowczo nie przywołała na zupę, bo przecież zmarzłam.
Dojechałam rozgrzana, ciepłe ręce, ciepła reszta, teraz też się ruszam, ale nie, babcia wie lepiej.
Większość babć wie lepiej, kiedy wnuki sa głodne [zawsze]. Ale ze mną to akurat prawda ;) Moja babcia natomiast [kochana i w ogóle] wie lepiej, że ja na rowerze marznę, bo przecież mróz jest.

Wróciłam do siebie na chwilę, wprowadzam rower... obciera. Przód. Bdzia.
Jojek mi na szczęście pokazał gdzie i w którą stronę kręcić, żeby hamulec odbijał. Za mocno trzyma, dokręcić mocniej? Dziwnym mi się to wydawało, ale po wytłumaczeniu, że mocniejsze dokręcenie śruby powoduje silniejszą moc odciągającą - ok.

Z zegarkiem w ręku - spędziłam nad tymi przeklętymi hamulcami pół godziny. A one albo jeden nie odbija, albo drugi [w zależności od kręcenia], albo oba tak samo i trą po trochu. A jeszcze światło kiepskie, bo najpierw na klatce schodowej, a potem w siebie w korytarzu skanibalizowałam żarówkę od innej lampy, bo ta akurat się przepaliła.
Już chciałam rozpaczliwie miauczeć w świat, że "zepsułam, pomóżcie! T_T"... Ale coś mi zaświtało, ten pręt nie był aż tak wygięty chyba... Za pomocą dostępnych kończyn podniosłam przednie koło, zakręciłam nim i z bliska obejrzałam/osłuchałam obcieranie...
Błotnik.

Zwracam honor biednym hamulcom... Tak oto udało mi się nie skompromitować awarią i samodzielnie wszystko naprawić. Rower działa. ^^


Na klatce schodowej mieszka rowerzystka. Dla sąsiadów to wbrew pozorom dobrze. Co prawda od roweru klatka jest regularnie ubłocona jak nieboskie stworzenie [pewnie dlatego, że jest nieboskim stworzeniem. Bogów i bogiń mamy wiele, ale żadne z nich jako żywo klatek schodowych nie budowało. Boskie zatem nie są.], za to rowerzystka ma w sobie jakąś przyzwoitość międzyludzką [bo gdzie ma sumienie, to sama zapomniała] i regularnie gania tam ze szmatą. Po wspomnianej klatce znaczy się. Także sumarycznie jest czyściej niż na innych klatkach, które nie mają rowerów, za to mają mnóstwo ośnieżonych butów.

Miotełka pierwszej potrzeby © Savil

Różne rzeczy się ze sobą wozi, można i miotełkę...
  • DST 40.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 16 stycznia 2013 Kategoria chór, dom, impreza

Dom - Chór - Thiv

W drodze do domu rower sprawował się grzecznie. Potem mu przeszło, niestety.
Jadę ja sobie na próbę, patrzę na prędkość - brak. Gdzie jest licznik, kiedy śpi? Na mostku, tylko nie włączył się. Bo nie. Obejrzałam zamocowanie komputerka, przekrzywienie magnesików, pokręciłam nimi - wszystko niby jest jak było. Tylko nie działa. Da fuq? o.0
Ale nic to, czas goni. Poleciałam na próbę, pośpiewałam, wychodzę z próby, montuję sprzęt... Licznik włącza się i działa grzecznie.
Zasada niewyjaśnionych awarii: samo się zepsuło, samo się naprawi,

Teraz z Zamkowego do Przejścia, na urodziny Thiva. Droga przynajmniej jest prosta: Krakowskie i prosto aż do Rozdroża. Ziuuu! Droga prosta, a ja kręcę, bo w okolicy Trzech Krzyży jeździ się szlaczkiem. Grunt to trzymać się właściwego pasa.

Przejście to taka całodobowa knajpka, do której można pójść, kiedy jest późno i nie ma się co ze sobą zrobić. I tyle. Jest tam karaoke, dość standardowe, czyli z [ponoć] kiepskim odsłuchem, frytki na które czeka się pół godziny i jakieś piwo.
Przypięłam się do barierki przed wejściem i poszłam hulać po polu i pić kakao.

Pobawiłam się i chcę wracać. Odpiąć, przypiąć, włączyć, jechać. Chwiiiiila....
Ja zmieniam przerzutkę, a ona nic. Co tym razem? Zjechałam na chodnik, obejrzałam okolice przerzutki - a tu podmarznięta gruda śniego-brejo-szarości.
Przyznaje okoliczności zmusiły mnie do aktu wandalizmu. Urwałam gałązkę i dobrałam się do wielkiej bryły, w środku której była moja mała przerzutka. Okazało się, że noszenie przy sobie rzeczy dawno kwalifikujących się do wyrzucenia bywa przydatne. Puste opakowanie po chusteczkach - można w nie włożyć palce w rękawiczce i trykać rower bez ubrudzenia tejże.

Jeden postój i jedno rozbijanie brei nie pomogło, druga operacja rozwiązała problem. I want to break free! - oznajmiła wreszcie przerzutka i to właśnie zrobiła.

Któraś moja postać RPG ma umiejkę ad hoc repairs, chyba Jean-Marie z Victoriany. Ja właściwa na szczęście też :)
  • DST 40.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 13 stycznia 2013 Kategoria dom, wwsi

WD-40 i taśma klejąca.

Znany jest schemat postępowania.



Jadę ja sobie, patrzę na prędkość - nie ma jej! Licznik się nie włączył. Ooo, myślę sobie, coś jest nie tak. Zjeżdżam na kawałek parkingu i oglądam okolice licznika. No tak, coś się obluzowało. Zimno, mróz, a ja kucam i patrzę, próbując umocować to choćby na tyle, żeby nie wkręcało się w szprychy, ręce mi już marzną [dla większej swobody ruchu zdjęłam narciarskie rękawiczki i zostałam w samych cienkich].

Jeśli zatem mój czujnik od licznika [ten taki pipsztyk mocowany do widelca] wisi sobie na kabelku, bo jedna łapka mocująca mu się ułamała i nie ma jak gumki zaczepić, to tą gumką należy go przywiązać. Zgodnie z zasadą: jeśli rusza się, a nie powinno... Prowizorka, nadal nie działał, ale przynajmniej nie było ryzyka, że wkręci się w szprychy.

I to licznik mi padł jak na złość akurat wtedy, kiedy wiedziałam, że jeszcze trochę będę musiała dokręcić! I dokręcałam kompletnie na czuja "tamte 5, gugiel mówił, że tu 10, z powrotem 12 z czymś, ale więcej, bo omijam Prymasa..."

Wracałam trochę dłuższą drogą, bo Prymas nie jest odśnieżony nigdy [Piesi? Rowerzyści? Nie widzieliśmy, są tylko krasnoludki z taczkami.] Zatem Bema i Kolejowa. I jeszcze ciut mi chyba brakowało, więc dla pewności zatoczyłam pętelkę i Edmund [endomondo] mnie potem utwierdził w racji.

Wróciłam do domu i po obeschnięciu [roweru i mnie] zrobiłam tak:

Rusza się, a nie powinno. © Savil

Działa, trzyma się. :)
Znajomi zobaczywszy zdjęcie doradzili mi taśmę dwustronną, zainteresuję się tematem.
  • DST 30.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 9 stycznia 2013 Kategoria chór, dom

Krasnoludki z taczkami

"Zimą rowerzyści nie jeżdżą, a ślady zostawiają krasnoludki z taczkami."
Tako rzecze pewien demot, bardzo mi się spodobał.
Bo miasto uparcie nie odśnieża DDR-ek, przecież sezon [przesąd jakiś?] się skończył.
Widzę właśnie, jak się skończył.
Krasnoludki z taczkami © Savil

Tu widok na całość ulicy, a przynajmniej tyle, ile zmieściło się w kadrze. Dorobiłam swoje ślady jako krasnoludek z taczką tu i na kawałku Prymasa, reszta trasy prowadziła na szczęście jezdnią.

Krasnoludki z taczkami 1 © Savil

W drodze do domu chciałam jeszcze zahaczyć o Ciołka. Pojechałam zatem Elekcyjną prosto, zamiast skręcić w Połczyńską, włączył mi się autopilot... I podłapałam nieoznaczoność. Nieoznaczoność polega na tym, że nie można jednocześnie wiedzieć kim się jest i gdzie się znajduje [motyw z Pratchetta]. A że ja doskonale wiem kim jestem, to nie wiedziałam gdzie. Najpierw pojechawszy tak jak zawsze szukałam Ciołka na Księcia Janusza, potem nie znalazłszy skręciłam w lewo. I dopiero trafiając na koniec uliczki uznałam, że coś chyba jest nie tak - pora wyłączyć zamyślenie i włączyć myślenie ;)
Orientację w przestrzeni normalnie mam bardzo dobrą, ale kiedy się zamyślę i włączę autopilota, to różne rzeczy się dzieją ;)

Wieczorem jak zwykle próba. Jechałam na nią w koszulce, golfie i cienkiej kurtce i było mi ciepło. Na sali siedziałam w koszulce, golfie i cienkiej kurtce i było mi ziiiimno! W ogóle nie grzeją. Mamy niby stojący kaloryferek, ale on działa jak i kiedy chce. Wczoraj, jak się zapewne domyślacie, nie chciał.
Z przyjemnością myślałam o wyjściu na mróz i rozgrzaniu się ruchem :/

Śpiewamy jakąś nową piosenkę, dyrygentka nie jest pewna tonacji zakończenia.
Dyrygentka: Pamiętacie, co tam Ela robiła? Dur czy mol?
Ja: Oba szkodliwe. Jedno się leczy a drugie zabija kulkami.
Altom spodobała się ta teoria ;)

Planowałam dokręcić do 40 km, ale na próbie tak zmarzłam, że pognałam jak najszybciej do domu. Dziś wezmę ciepły sweter do koszyka :/
  • DST 37.50km
  • Czas 01:51
  • VAVG 20.27km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 6 stycznia 2013 Kategoria dom

Dom

Dzień wolny, bo jak wiadomo wielkie święto jest. Wreszcie chrześcijanie mają coś własnego, nie zabranego poganom ;)
Pojechałam zatem do rodziców, jak zwykle w weekend, kiedy mogę.

Po drodze zahaczyłam o WAT, mając nadzieję obejrzeć końcówkę biegu, który się tam odbywał, i uściskać znajomego. Bieg niestety był nieuprzejmy skończyć się wcześniej niż myślałam. Co oni tak gnali, gonił ich kto? :/
Nie mogłam pojechać na godzinę startu, bo musiałam odespać u-Jojkowe szaleństwa ;)

Skoro już skręciłam, to pojechałam sobie tamtejszymi małymi uliczkami, bardzo lubię małe uliczki. I dróżki. A dróżka odchodząca od uliczki to już pełnia szczęścia ;)
Tu widok na WAT. W rzeczywistości świat był ciut bardziej kolorowy, ale Nikita uznała, że tak będzie lepiej. Potem trochę zmieniłam jej ustawienia.
Widok na WAT © Savil

Widok w drugą stronę. Przyznaję, trochę oszukałam z ustawieniami, żeby było cieplejsze. W związku z tym żadne z nich nie przedstawia stanu faktycznego :D
Widok nie na WAT. © Savil

Ulicą Einsteina pojechałam do końca, potem skręciłam w lewo w las. Pojawiły się tam nagle tabliczki, że to teren wojskowy i że nie można. Jako, że napisy owe w żaden sposób nie utrudniają przejścia, a ja chodziłam tamtędy już prawie 30 lat temu, postanowiłam owe znaki uprzejmie przeoczyć. I'm such a bad girl! :D

Las ciekawy - wszędzie zielono-brązowo, tylko na ścieżce biało od śniegu. Tę ciekawostkę również postanowiłam sfotografować, niestety z przeciwka wszedł mi jakiś człowiek z wózkiem. Szedł tak, jak powinni byli biec ci wcześniej, czyli żółwio. Cóż, wiem przynajmniej, że w lesie nie strzelają ;)
Nie chciało mi się czekać, aż dojdzie do mnie i mnie minie, więc już pojechałam.
Niby niż demograficzny, a wszędzie się na te larwy można natknąć ;)
  • DST 26.00km
  • Czas 01:18
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl