Informacje

  • Wszystkie kilometry: 8003.74 km
  • Km w terenie: 0.00 km (0.00%)
  • Czas na rowerze: 18d 08h 07m
  • Prędkość średnia: 18.13 km/h
  • Suma w górę: 60 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Savil.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Piątek, 14 września 2012 Kategoria rowerowanie

Alleycat - nie będzie niczego!

Piękny, bezdeszczowy piątek – trzeba pojeździć! A tu jak na złość towarzystwo nie dopisuje. NR się rozlazł, nikt nic, tyko jakieś głosy o alleyu. Gdzie ja, gdzie alleycat? No dajcie spokój, z moją prędkością i stylem jazdy?
[w wyniku zapotrzebowania społecznego na dole w komentarzu wyjaśniłam, co to jest alleycat]

Naprawdę nikt nic? Ziś. No dobra, gdzie ten alley? Stwierdziłam, że mało jeszcze głupot w życiu zrobiłam [cicho być, kto wie, co wyprawiam – to nie są głupoty! :P], najwyższa pora nadrobić.

Pojechałam tak trochę towarzysko i do końca nieprzekonana co ja tam właściwie będę robić.
Ale że w opisie wydarzenia było wspomniane poparcie dla kultury queer, drag etc i wspomniane ładne stroje uczestników, to postanowiłam chociaż zobaczyć. No to se zobaczyłam – ja w spódniczce i ładnie ubrana, a reszta jak zwykle lycra i rowerowo. Pff!

Towarzystwo na miejscu uznało, że mam jechać.

No dobra. Co to jest i z czym to się je? Dostałam zasady [zaliczać punkty, stemplować manifest – taka kartka z punktami], dostałam szprychówkę i numer startowy [piątka karo, karta] i w przewidywaniu kłopotów wyjęłam mapę, którą jako przezorny cylon wzięłam ze sobą.
Dostaliśmy manifest - nazwy klubów i knajpek warszawskich. Prowadzący zlitował się i jeszcze poinformował nas o przybliżonej lokalizacji tychże. Że gdzie? o.0 O niektórych pierwsze słyszałam, inne kojarzyłam z nazwy. Nic to, koniec języka za przewodnika.


Bo trzeba się przygotować. Na starcie dostałam szprychówkę, na mecie - przypinkę, a sama opracowałam spis punktów z notatkami gdzie co i udziałem innych w tłumaczeniu.
Czy przypinkowy rower ma kierownicę z lewej? Czy ma tam siodełko i coś mu podejrzanego wystaje? :>

Uznałam, że nie mam zamiaru gnać na złamanie karku i przepisów, jak to się robi w alleyach. Ktoś musi być ostatni, równie dobrze mogę to być ja. A skoro i tak będę ostatnia, to nie ma co się spinać. Ambitna może jestem, ale dużo bardziej przywiązana do swojego zdrowia i życia niż ambicji.

Początkowo nawet jechałam z całą grupą... te pierwsze kilkadziesiąt metrów. Potem oni wypruli pod prąd przed samochody pod nosem policji, a ja stwierdziłam, że tak to się bawić nie będziemy. Po co się nabawiać wrzodów i mandatu? Straciłam ich z oczu dość szybko. I jechałam sobie spokojnie, swoim tempem, niepoganiana przez nikogo i podziwiając widoki „ta, ładne, ale gdzie ten głupi klub?!” ;)

Jak się okazało, bycie ostatnią lamą ma swoje zalety – na mój widok [rower, papier w ręku, zagubione spojrzenie] w kolejnych okolicach punktów obcy ludzie sami zaczepiali i mówili „ty od tych z gry? To tam macie pieczątkę!”. Przy pawilonie Kociarnia [złośliwie zlokalizowanym na końcu wąskiego i bardzo długiego przejścia między stolikami i ludźmi] dwie dziewczyny poinformowały mnie, że „oni już tu byli z 15 minut temu, leć tam na koniec, my ci przypilnujemy roweru. I trzymamy kciuki, jesteś jedyną dziewczyną, którą widziałyśmy!”.

W przedostatnim punkcie prawie się już zwijali, kiedy przyjechałam sobie spokojnie. „A mówili, żebyśmy już szli, że już nikogo nie ma.” Łajzy jedne.
W ostatnim punkcie po prostu się zebrali [jeszcze większe łajzy], na szczęście pieczątkę i kredę do pomalowania siodełka [da fuq? o.0] miała dziewczyna z baru, która w pakiecie jeszcze pokazała mi skrót przez bramę, którą mnie przepuściła.



Na miejsce dotarłam, zgodnie z przewidywaniami, ostatnia. Tego... bardzo ostatnia. Już wcześniej sądziłam, że alley to jednak not my cup of tea, teraz tylko się upewniłam. W ramach formalności oddałam podstemplowany manifest, wzbudzając ogólny podziw i zachwyt „ooo, jaki ładny manifest!” i zobaczyłam te smętne, psu z gardła wyjęte resztki, które kiedyś były manifestami innych. Ale ja mój wiozłam ładnie złożony w mapie :) Oddałam również numer startowy i pokazałam kredę gdzie trzeba [pomazane siodełko, czysta pupa] ;)




W klubie, dekoracja.


A na miejscu okazało się, jacy to z tych alleyowców rowerzyści. Ja tu pełna zapału do jazdy, a ci już a to do knajpy i pić, a to do domu... No co za lamy. Jeździć, a nie siedzieć! Porozmawiałam sobie z ludźmi, po czym oni poszli dalej pić [też mi atrakcja], a ja dalej jeździć, bo mój licznik wskazywał żałosne 14 km łącznie z dojazdem na miejsce spotkania. Nie lubię sama jeździć bez celu, no ale bez przesady.

Chciałam zajrzeć pod metro, czy może jacyś NR-owcy się kręcą? Ale odstraszyły mnie zasieki wyścigów samochodowych - kręciło się i owszem, całe mnóstwo, ale obsługi.
Piątek, godzina 23, a na Nowym Świecie przed Świętokrzyską korek. Really? Ludzie, nudzi wam się? Imprezować albo w domu siedzieć,a nie korki robić na mieście. Na szczęście w tym miejscu jest pas dla rowerów do wyprzedzania korka [nazywa się obszar wyłączony czy jakoś tak, rzecz odgrodzona pachołkami. Znaczy się - dla rowerów ;)] Bip bip! Ustawiłam się na pole position przed autobusami i sznurem aut, poczekałam na zielone, wyprułam do przodu i tyle mnie widzieli. Autobus w końcu i tak się nie rozpędzi, bo zaraz ma przystanek. A samochodom chwilę zajmie minięcie go.

Dojeździłam w sumie do 33 km i wróciłam. Jeść! Mnie jak dziecko – karmić co 4 godziny. I dużo ;) I wiało mi po łapkach. W resztę mnie jak zwykle było mi ciepło.



Po drodze przeprowadziłam jeszcze odwieczne starcie Savil vs. Most Świętokrzyski – jak na niego wjechać z Pragi, od al. Zielenieckiej?! Niby na mapie dojazd ładny, ale w rzeczywistym świecie drogę dojazdową zastawia stadion i jego [o]budowa. Słuchajcie, jakim ja labiryntem jechałam! Ale dopadłam drania, przejechawszy przez teren około-stadionowy, pod jakimś wiaduktem, koło stacji, przez nieoświetloną uliczkę... I prawie udało mi się na niego skręcić w lewo. Ale światło za szybko się zmieniło, samochody ruszyły i musiałam salwować się ucieczką na przejście. Jak dobrze być rowerem ^.^

  • DST 33.00km
  • Czas 01:40
  • VAVG 19.80km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Super relacja, graty ukończenia alleycata! PorQy - 13:35 wtorek, 16 czerwca 2015 | linkuj
Ojej, nie wiecie, co to jest alleycat? No dooobrze.

Każdy dostaje manifest [lista punktów do odwiedzenia]. Lista jest różna - czasem adresy, czasem "pomnik kogoś w parku jakimś" albo knajpka jakaś i trzeba znaleźć. Manifest to kartka papieru z nazwami punktów i miejscem na pieczątkę czy coś.
Potem jest start i wszyscy gnają, żeby jak najszybciej zaliczyć wszystkie punkty [z wzięciem pieczątki czy czymś] i dojechać do mety.
Dojeżdża się, oddaje manifest, prowadzący sprawdzają zaliczenie punktów. Wygrywa pierwsza osoba z kompletem wpisów.

Jest to zabawa zdecydowanie nie dla mnie, bo z racji oszczędzania czasu ludzie lecą na czerwonym, pod prąd i robią różne głupoty. Ja miałam manifest złożony i trzymałam go w mapie, inni wyszarpywali z kieszeni byle szybciej, przez co potem wyglądał jak psu z gardła wyjęty.
I dlatego właśnie byłam bardzo ostatnia.
Savil
- 23:57 niedziela, 16 września 2012 | linkuj
Savil goniła a reszta uciekała.
Tak to zrozumiałem. ;)
mors
- 19:54 niedziela, 16 września 2012 | linkuj
Ale o co chodziło w tej eeee... Grze? Bo czytam i nie kumam. Albo nie chce mi się kumać.
maratonka
- 19:53 niedziela, 16 września 2012 | linkuj
Ziś - ciężkie westchnienie z niezadowoleniem i rezygnacją. Onomatopeja taka prywatna.
Savil
- 15:46 niedziela, 16 września 2012 | linkuj
Ziś - co znaczy?
mors
- 14:19 niedziela, 16 września 2012 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa rdzik
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl