Niedziela, 28 października 2012
Kategoria dom
Rodzice, porządki na DDR ;)
Zimno. Ale nie aż tak bardzo. W dzień to już w ogóle - było powyżej zera, więc co to dla mnie ;) Miałam tylko pewne obawy czy odśnieżono mi ścieżkę koło tunelu Prymasa [tam zimą zawsze leży śnieg na całej szerokości], ale - o dziwo, nie było białego paskudztwa. Może stopniało?
Nie jest źle, widziałam paru rowerzystów :) Jako, że zrobiło się zimniej, to założyłam pod cienką wiatrówkę jeszcze koszulę oprócz koszulki z krótkim rękawem. I dwie pary ciepłych rajstop - bo spodnie mam wszystkie z na tyle szerokimi nogawkami, żeby musieć je spinać, niewygodne. A nogi mam na szczęście na tyle szczupłe, żeby wyglądały dobrze nawet w grubym stroju ;)
Po drodze na ścieżce wzdłuż Kocjana minęłam wielką gałąź zajmującą prawie całą jej szerokość. Zignorowałam, bo niezadowolenie mamy wypływające z opóźnienia jest gorsze niż wszystkie gałęzie świata ;) Mama jest kochana i w ogóle, ale ja się zwykle strasznie grzebię z wyjściem w niedzielę rano i tak jakoś... No w każdym razie wolałam się śpieszyć ;)
U rodziców obejrzałam na Discovery Science dwa ciekawe programy - o burzach słonecznych i jak bezradni wobec nich jesteśmy [prowadzący pokazywali eksperymenty - jak między innymi można się chronić przed wyładowaniami - fascynująca rzecz, też chcę coś takiego robić! *.*], oraz o działaniu mózgu i wspomnień - jak wymazać fragment pamięci długotrwałej. Cóż, jesteśmy istotami biologicznymi - bardziej, niż byśmy chcieli. Chemicznie i fizycznie można zmienić nam mózg, osobowość, charakter... Ups. Ale to daje również nadzieję - wiele możemy zdziałać sami ze sobą. Wystarczy chcieć i starać się. To na ogół proces bolesny i brutalny, ale skuteczny. I warto.
Wracałam we mgle i mrozie. U nas -4'C, na Ochocie -1,7'C. Początkowo mgła taka, że widoczność była ograniczona do kilkudziesięciu metrów. Samochód najpierw słyszałam, potem widziałam. Tak, mówię o światłach samochodu. [jak również o tym, że słuch mam lepszy niż wzrok ;)]
Wracając spotkałam ten sam konar, co poprzednio. No dobra, wypadałoby go uprzątnąć. Zawalidroga okazała się dwiema gałęziami. Mniejszą odciągnęłam z pewnym trudem i zaczęłam się szarpać z większą. Zobaczył to jakiś biegacz, chwycił z drugiej strony i wespół w zespół, by żądz moc móc wzmóc... że co? Jakie żądze, nie przy tej temperaturze i stopniu okutania. ;) Odciągnęliśmy wspólnie konar i nawet nie uśnieżyliśmy się za bardzo.
Im dalej w cywilizację tym mniej mgły. Niby dobrze, bo bezpieczniej [chociaż moja tylna lampka dawała radę], ale... Lubię mgłę. Świat jest wtedy śliczny :) No i cieplej - na początku Połczyńskiej [tam mi się zwykle robi ciepło] zmieniłam rękawiczki z narciarskich na zwykłe.
Do domu dojechałam ciepła i zadowolona. Trochę tylko mi stopy zmarzły [też jak zwykle], ale po wejściu i zdjęciu butów natychmiast się rozgrzały :)
Nie jest źle, widziałam paru rowerzystów :) Jako, że zrobiło się zimniej, to założyłam pod cienką wiatrówkę jeszcze koszulę oprócz koszulki z krótkim rękawem. I dwie pary ciepłych rajstop - bo spodnie mam wszystkie z na tyle szerokimi nogawkami, żeby musieć je spinać, niewygodne. A nogi mam na szczęście na tyle szczupłe, żeby wyglądały dobrze nawet w grubym stroju ;)
Po drodze na ścieżce wzdłuż Kocjana minęłam wielką gałąź zajmującą prawie całą jej szerokość. Zignorowałam, bo niezadowolenie mamy wypływające z opóźnienia jest gorsze niż wszystkie gałęzie świata ;) Mama jest kochana i w ogóle, ale ja się zwykle strasznie grzebię z wyjściem w niedzielę rano i tak jakoś... No w każdym razie wolałam się śpieszyć ;)
U rodziców obejrzałam na Discovery Science dwa ciekawe programy - o burzach słonecznych i jak bezradni wobec nich jesteśmy [prowadzący pokazywali eksperymenty - jak między innymi można się chronić przed wyładowaniami - fascynująca rzecz, też chcę coś takiego robić! *.*], oraz o działaniu mózgu i wspomnień - jak wymazać fragment pamięci długotrwałej. Cóż, jesteśmy istotami biologicznymi - bardziej, niż byśmy chcieli. Chemicznie i fizycznie można zmienić nam mózg, osobowość, charakter... Ups. Ale to daje również nadzieję - wiele możemy zdziałać sami ze sobą. Wystarczy chcieć i starać się. To na ogół proces bolesny i brutalny, ale skuteczny. I warto.
Wracałam we mgle i mrozie. U nas -4'C, na Ochocie -1,7'C. Początkowo mgła taka, że widoczność była ograniczona do kilkudziesięciu metrów. Samochód najpierw słyszałam, potem widziałam. Tak, mówię o światłach samochodu. [jak również o tym, że słuch mam lepszy niż wzrok ;)]
Wracając spotkałam ten sam konar, co poprzednio. No dobra, wypadałoby go uprzątnąć. Zawalidroga okazała się dwiema gałęziami. Mniejszą odciągnęłam z pewnym trudem i zaczęłam się szarpać z większą. Zobaczył to jakiś biegacz, chwycił z drugiej strony i wespół w zespół, by żądz moc móc wzmóc... że co? Jakie żądze, nie przy tej temperaturze i stopniu okutania. ;) Odciągnęliśmy wspólnie konar i nawet nie uśnieżyliśmy się za bardzo.
Im dalej w cywilizację tym mniej mgły. Niby dobrze, bo bezpieczniej [chociaż moja tylna lampka dawała radę], ale... Lubię mgłę. Świat jest wtedy śliczny :) No i cieplej - na początku Połczyńskiej [tam mi się zwykle robi ciepło] zmieniłam rękawiczki z narciarskich na zwykłe.
Do domu dojechałam ciepła i zadowolona. Trochę tylko mi stopy zmarzły [też jak zwykle], ale po wejściu i zdjęciu butów natychmiast się rozgrzały :)
- DST 25.00km
- Czas 01:19
- VAVG 18.99km/h
- Temperatura 0.0°C
- Sprzęt Moja
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Też to znam, jak ja czegoś (konary, szkła, gwoździe...) nie usunę z drogi, to będzie leżało w nieskończoność..
Ludzie niczego za darmo nie sprzątną, choćby 2 razy przebili se gumę na tym samym rekwizycie... :/ mors - 16:59 poniedziałek, 29 października 2012 | linkuj
Ludzie niczego za darmo nie sprzątną, choćby 2 razy przebili se gumę na tym samym rekwizycie... :/ mors - 16:59 poniedziałek, 29 października 2012 | linkuj
Ja kocham jeździć we mgle, jest w trym jakaś magia... Choć z punktu widzenia bezpieczeństwa ma to oczywiście pewne wady :)
lukasz78 - 13:30 poniedziałek, 29 października 2012 | linkuj
Komentuj