Niedziela, 9 grudnia 2012
Kategoria dom
Zimno, śnieg i kolejne katamarany
Zimno, bo mróz. Śnieg, bo napadał. A katamarany wujek buduje.
Ale zacznijmy ab ovo.
Pojechałam jak zwykle odwiedzić rodzinę, bo mam to szczęście, że mi się wyjątkowo udała i lubię spędzać z nimi czas. Poranny sms od mamy: "Jest poniżej -10 więc dziś bądź lamą".
Słowo wyjaśnienia - twierdzę powszechnie, że autobusami jeżdżą lamy, a ja - prawdziwa rowerzystka - jeżdżę rowerem. Mówię to oczywiście z przymrużeniem oka i głównie o sobie - jeśli ja muszę skorzystać z komunikacji, to twierdzę, że jadę jak ostatnia lama. Mama natomiast, jak to mamy mają w zwyczaju, martwo się, że jej dziecko zmarznie i próbowała mnie przekonać, żebym poniżej -10 nie jeździła.
Termometr wskazywał całe -9'C, czyli ciepło ;) Ubrałam się zatem w moje całkiem cywilne ubranie i pojechałam. Mama na mój widok zamarła ze zgrozą, ale zdjęłam rękawiczki i złapałam ją za przegub - dłoń miałam cieplejszą od niej. Wobec tej siły argumentów mama straciła punkt zaczepienia i przestała się martwić :)
W czasie dojazdu do rodziców minęłam jednego rowerzystę, w czasie powrotu też jedną. Ktoś jeździ, dobra nasza :)
Prymas od Zesłańców do Kasprzaka jest oczywiście nieodśnieżony. Dobrze się jedzie tylko w tunelu, tam śnieg nie napada, choćby chciał. Na szczęście jada po udeptanym śniegu tym rowerem nie jest aż tak tragiczna, jak jazda Pomidorkiem.
Jadę Lazurową, mijam S8, a z niej wyjeżdża motocyklista [płci niezidentyfikowanej] w stroju Mikołaja. Z kasku sterczy czapka. Dogoniłam go na światłach i posłałam mu [jej?] promienny uśmiech; ciekawe, czy zauważyło? Zielone, ja ruszam, motocykl dodaje gazu... silnik gaśnie. Prychnęłam śmiechem i pojechałam.
Po obiedzie pojechaliśmy do cioci i wujka [kolejna udana część rodziny].
Latem jeździmy tam często na rowerach. Najpierw namawiali nas na to rodzice [że zdrowo i w ogóle], a teraz namawiam ich ja ^^ Z różnym skutkiem. W niedzielę też oczywiście nieśmiało zaproponowałam, ale na zasadzie "dziś pewnie uważacie, że macie dobry pretekst do wykręcenia się?".
Wujek uznał, że na emeryturze ma wreszcie czas dla siebie, budował już wcześniej samochody i motocykle, a zawsze chciał się zająć produkcją katamaranów. No to się zajął. Buduje kolejne [możemy sobie porozmawiać o karbonie i żywicy ^^], sprzedaje te niedoskonałe [bo to jeszcze nie jest to i pomyślałem, że jeśli jednak maszt umocuję inaczej...] i kreatywny jest bardziej niż kilka firm na raz. Używa zwykłych, tanich rzeczy zamiast jakichś profesjonalnych, dedykowanych i drogich, ma już parę patentów na rozwiązania [i następne w drodze] i słuchanie go jest niezwykle inspirujące :)
I ciocine ciasto z jabłkami, om nom nom!
Ale zacznijmy ab ovo.
Pojechałam jak zwykle odwiedzić rodzinę, bo mam to szczęście, że mi się wyjątkowo udała i lubię spędzać z nimi czas. Poranny sms od mamy: "Jest poniżej -10 więc dziś bądź lamą".
Słowo wyjaśnienia - twierdzę powszechnie, że autobusami jeżdżą lamy, a ja - prawdziwa rowerzystka - jeżdżę rowerem. Mówię to oczywiście z przymrużeniem oka i głównie o sobie - jeśli ja muszę skorzystać z komunikacji, to twierdzę, że jadę jak ostatnia lama. Mama natomiast, jak to mamy mają w zwyczaju, martwo się, że jej dziecko zmarznie i próbowała mnie przekonać, żebym poniżej -10 nie jeździła.
Termometr wskazywał całe -9'C, czyli ciepło ;) Ubrałam się zatem w moje całkiem cywilne ubranie i pojechałam. Mama na mój widok zamarła ze zgrozą, ale zdjęłam rękawiczki i złapałam ją za przegub - dłoń miałam cieplejszą od niej. Wobec tej siły argumentów mama straciła punkt zaczepienia i przestała się martwić :)
W czasie dojazdu do rodziców minęłam jednego rowerzystę, w czasie powrotu też jedną. Ktoś jeździ, dobra nasza :)
Prymas od Zesłańców do Kasprzaka jest oczywiście nieodśnieżony. Dobrze się jedzie tylko w tunelu, tam śnieg nie napada, choćby chciał. Na szczęście jada po udeptanym śniegu tym rowerem nie jest aż tak tragiczna, jak jazda Pomidorkiem.
Jadę Lazurową, mijam S8, a z niej wyjeżdża motocyklista [płci niezidentyfikowanej] w stroju Mikołaja. Z kasku sterczy czapka. Dogoniłam go na światłach i posłałam mu [jej?] promienny uśmiech; ciekawe, czy zauważyło? Zielone, ja ruszam, motocykl dodaje gazu... silnik gaśnie. Prychnęłam śmiechem i pojechałam.
Po obiedzie pojechaliśmy do cioci i wujka [kolejna udana część rodziny].
Latem jeździmy tam często na rowerach. Najpierw namawiali nas na to rodzice [że zdrowo i w ogóle], a teraz namawiam ich ja ^^ Z różnym skutkiem. W niedzielę też oczywiście nieśmiało zaproponowałam, ale na zasadzie "dziś pewnie uważacie, że macie dobry pretekst do wykręcenia się?".
Wujek uznał, że na emeryturze ma wreszcie czas dla siebie, budował już wcześniej samochody i motocykle, a zawsze chciał się zająć produkcją katamaranów. No to się zajął. Buduje kolejne [możemy sobie porozmawiać o karbonie i żywicy ^^], sprzedaje te niedoskonałe [bo to jeszcze nie jest to i pomyślałem, że jeśli jednak maszt umocuję inaczej...] i kreatywny jest bardziej niż kilka firm na raz. Używa zwykłych, tanich rzeczy zamiast jakichś profesjonalnych, dedykowanych i drogich, ma już parę patentów na rozwiązania [i następne w drodze] i słuchanie go jest niezwykle inspirujące :)
I ciocine ciasto z jabłkami, om nom nom!
- DST 25.00km
- Czas 01:19
- VAVG 18.99km/h
- Temperatura -9.0°C
- Sprzęt Moja
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nowa foczka nam tu powoli wyrasta ;)
Mało kto jest zadowolony ze swojej rodziny (gratulacje)..
A samochody tego wujka to były jakieś fantazyjne indywidua, a`la Pan Samochodzik, czy takie współczesne spoilery, szmery-bajery.. ;) mors - 22:26 czwartek, 13 grudnia 2012 | linkuj
Komentuj
Mało kto jest zadowolony ze swojej rodziny (gratulacje)..
A samochody tego wujka to były jakieś fantazyjne indywidua, a`la Pan Samochodzik, czy takie współczesne spoilery, szmery-bajery.. ;) mors - 22:26 czwartek, 13 grudnia 2012 | linkuj