Informacje

  • Wszystkie kilometry: 8003.74 km
  • Km w terenie: 0.00 km (0.00%)
  • Czas na rowerze: 18d 08h 07m
  • Prędkość średnia: 18.13 km/h
  • Suma w górę: 60 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Savil.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Środa, 14 listopada 2012 Kategoria rowerowanie

NR Andriej wrócił

Było wesoło, ale poczekajcie do poniedziałku, bo mam urwanie głowy.

Edit: Już jestem, uzupełniam wpisy :)

Adrian rzucił na stronie NR informację o powrocie Andrieja z dalekich krajów. Nie miałam pojęcia kto zacz, więc postanowiłam przywitać wraz z resztą :)
Spotkanie o 20:15, 20:30 ruszamy na Okęcie, żeby zdążyć.
Wyszłam jak zwykle na ostatnią chwilę, gnam z wywieszonym językiem i mam nadzieję nie spóźnić się. Już od Marszałkowskiej wypatruję peletonu, bo a nuż ruszyli chwilkę wczesniej i będę musiała dołączać na trasie. Ale nie, nie jadą.

Docieram pod Metro. Towarzystwo dopiero zaczyna rozwijać flagę do ozdobienia. Ania została rozebrana z bluzy, bo miała idealnej wielkości logo NR do odrysowania :)
Przedszkole dla dużych dzieci © Savil

Niestety na reszcie ubrań już takiego logo nie miała, więc rozbieranie jej na bluzie się skończyło ;)

Rysujemy wszyscy na raz, kto się tylko dopchał. Szybciej i weselej :)
Gdzie kucharek sześć © Savil


Logo jest, teraz podpisy. Żeby Andriej po ochłonięciu z wrażeń wiedział kto go witał i tęsknił ;)
Ślęczymy i piszemy © Savil


I ruszyliśmy z dość potężnym opóźnieniem na lotnisko. Na miejscu okazało się, że Okęcie nie ma stojaków rowerowych. Pokrążyliśmy chwilę niepewnie, aż Grzesiek nonszalancko wjechał dośrodka. Upewnilismy się, że nikt do niego nie strzela i weszlismy również. Ochrona patrzyła trochę zdziwiona jak wprowadziliśmy rowery i ustaliwiśmy je w kącie. Ale że nie zawadzały, a i my zachowywaliśmy się poważn... no w każdym razie też nie przeszkadzaliśmy, to nas postanowili ignorować :)
Okęcie nie ma stojaków © Savil


Adrian przećwiczył rozkładanie flagi i mogliśmy spokojnie czekać na bohatera wieczoru. I o to jest!
Andriej wychodzi © Savil


Powitany entuzjazmem, oklaskami i wspomnianą flagą.
Mischievous Adrian © Savil

Powitanie flagą © Savil

Czeeeeść Andriej! © Savil


Od tego entuzjazmu aż zrobiło się małe zbiegowisko, ludzie dookoła chcieli wiedzieć "Kto to jest?". Niestety Adrianowi [który odpowiedział] zabrakło refleksu i nie powiedział niczego w stylu "Znany podróżnik Andriej, który właśnie wrócił z kilkumiesięcznej wyprawy rowerowej do Kirgistanu". A tak było blisko zrobienia z Andrieja celebryty ;) Oh well, nex time, Gadget ;)

Witanie chlebem i solą odbyło się obustronnie. Strona witająca napoiła gościa herbatą. Wbrew minie Ani herbata nie była trefna ;)
Co on pije? © Savil


Strona witana nakarmiła nas słonym cementem. Upierał się co prawda, że to ichniejszy suszony ser. Ale jeśli coś wygląda jak cement, smakuje jak cement i nawet w dotyku jest jak cement, to co to może być? Ale posłusznie zjedliśmy. Jak dotychczas nikomu nie zaszkodziło ;)

My, normalni? No gdzie?


Po powitaniu pojechaliśmy do pubu Jak-Mu-Tam przy Morskim Oku i wysłuchaliśmy ciekawostek z wyprawy o odkopywaniu przełęczy ze śniegu i o grze konnej w jakby piłkę martwą kozą. Tak, dobrze przeczytaliście. Jeśli wydębię szczegóły od Andrieja, opiszę.

Disclaimer: Wszystkie zdjęcia w tym spisie zostały zrobione przez Anię albo Dareiosa. Ja jak ostatnia sklerotyczka zapomniałam wziąć aparat :(
  • DST 37.00km
  • Czas 01:51
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 12 listopada 2012 Kategoria rowerowanie, zakupy

Okrężne zakupy, Fusy i głupie pytanie.

Najpierw potrzebowałam chleba, czegoś do chleba i kilometrów. Pojechałam do sklepu przy Jerozolimskich przez Grzybowską. Rowerzyści po drodze byli, przypięte rowery też, górą nasi :)

Potem po 20 umówiłam się w Samych Fusach ze znajomym. Chciał wiedzieć, po której po mnie przyjechać. Poinformowałam go, że przyjadę sama rowerem, bo potrzebuję kilometrów, a samochód to żadna frajda. Jeszcze gdyby jaka śnieżyca była czy co, to rozumiem, ale przy tak pięknej pogodzie?

Ulica Nowomiejska. Szukam miejsca do przypięcia roweru. Ha! Wąskie uliczki, żadnych znaków, że o stojakach nie wspomnę... Znalazłam wreszcie przy rynku latarnię ze zwężeniem wyżej. Po lekkim uniesieniu przodu dało się objąć ramę i latarnię U-lockiem. Dobrze, że mam LS4, mniejszy by nie złapał.
Chcę wyłączyć tylną lampkę.


Oho, myślę sobie, głupia bateria. Zwykle wożę zapasowe, ale tym razem nie naładowałam, bo przecież niedawno zmieniałam.... w przedniej lampce. A to jest przecież tylna. Bdzia. :/
Gdzie na Starówce kupię baterie po 20? Przepytałam masę ludzi, złaziłam pół okolicy, nie ma. Wreszcie policjanci [dla odmiany ktoś lokalny] skierowali mnie do Carrefoura przy placu. Tam były.

W Samych Fusach była herbata z pomarańczą i konfiturą wiśniową. Byłam pewna, że podadzą ją jak to się dawniej robiło - herbata w naczyniu plus konfitura na spodeczku. A tu zonk - wszystko razem w wielkiej szklance o.0

Naklejka reklamująca gramofony. Ciekawa jestem z kiedy pochodzi :) Zdjęcie robiłam krzywo, żeby flesz odbił się obok, a nie w psie.

His master's voice © Savil


Generalnie uważam, że nie ma głupich pytań, za to jakie pytanie, taka odpowiedź.
- A jeśli stanę na torach i złapię się rękami trakcji, to czy pojadę jak tramwaj?
- Tak, jeśli będziesz mieć w sobie motorniczego. :D

Natomiast wspomnianemu znajomemu jednak udało się zadać mi głupie pytanie:
- Czy zimą podwieszasz rower?
- ?
- No, bo rower nie powinien przez zimę stać na kołach.
- ?!
- A co z nim robisz? ...no tak, ty po prostu jeździsz.
No pewnie, że jeżdżę, a co mam robić? :)
  • DST 20.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 11 listopada 2012 Kategoria dom

Rodzice, ciepło!

Tak cudownie ciepło było, że aż się chciało jechać :) Pamiętając o adekwatności ubioru do temperatury [żadnej kurtki do 10'C] pojechałam w koszulce rowerowej i koszuli. Już zdążyłam się stęsknić za jazdą z gołą głową i bez rękawiczek :)

Rowerzystów mnóstwo, chyba wiosnę poczuli ;)

Przyjechawszy podzieliłam się z mamą zachwytem nad pogodą nadmieniając, że życzyłabym sobie taką do końca listopada. Mama odpowiedziała, że wraz z siostrą ustaliły koniec takiej pogody na marzec. Postanowiłam zgodzić się z powyższym. Zastanawiamy się teraz jak wyniki demokratycznego głosowania przekazać Matce Naturze ;)

W domu znów wesoła głupawka, czyli scrabble i zastanawianie się, czy dane słowo istnieje, czy tylko my tak mówimy, albo byśmy chcieli ;)
Mama przed grą chciała pójść do łazienki. To niech wylosuje literę, może nie będzie pierwsza i ktoś zacznie myśleć. [kolejność rozpoczęcia ustalamy losując literę. Kto ma najbliższą początkowi alfabetu, zaczyna.]
Mama losuje: O.
Dobra nasza, pewnie pierwsza nie będzie. Ta, jasne. Ja losuję: Z. Tata: Y. XD

Na obiad były dobre rzeczy - canneloni. To takie duże rurki makaronowe [wyglądające jak pcv ;)] nadziewane tym samym, co lasagne. Komisyjnie stwierdziliśmy, że smakują też zupełnie jak lasagne, tylko łatwiej się je. Ale trudniej robi, więc pewnie zostaniemy przy lasagne.

Jechałam i wracałam jakoś dziwnie, bo nie dość, że rozkopali mi Górczewską/Lazurową, to jeszcze teraz remontują Powstańców Śląskich XD Taaaki korek był! Ja nie wiem dokąd oni wszyscy jadą w niedzielę koło południa o.0
  • DST 25.00km
  • Czas 01:16
  • VAVG 19.74km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 9 listopada 2012 Kategoria impreza

Lemon i zwykli ludzie T_T

Paweł pochwalił się, że zdał prawo jazdy na motocykl i chce uczcić/oblać. Jakiś jego kolega też, ale kolegi nie znam, więc gratuluję i pomijam ;)
Pospraszał ludzi, poszukał miejsca i znalazł Lemon Club. [z angielska, bo kto by przyszedł do Cytryny? ;)] klub okazał się na szczęście być całkiem blisko.

Godzinę przed imprezą dostaję sms "Ciekawy jestem, czy dziś też przyjedziesz rowerem? Ale poważnie!". Co za głupie pytanie, a niby czym innym miałabym przyjechać?
Jak klub to klub. Założyłam króciutkie, srebrne szorty i czarne, ażurowe, wzorzyste rajstopy. Ludzie byli pełni podziwu - jak w tym nie zmarzłam? Nie zauważyli pod spodem grubych, cielistych rajstop. Wygląd wyglądem, ale marznąć nie będę ;) Do tego obcasy. W ten oto sposób Savil uzyskała dwa metry i oszałamiające nogi ;)

Ruszyłam zatem, nieliczni o tej porze kierowcy zachowywali się bardzo grzecznie. Ja się nie dziwię ;) Skręcanie w lewo przy Rotundzie nie jest moją ulubioną czynnością, ale jak trzeba to trzeba. O, wpuszczają mnie, jak miło ;)
Technika dobra rzecz, wcześniej w google view obejrzałam okolice klubu i Sienkiewicza, w którego miałam skręcić. Skręciłam zatem, zlokalizowałam miejsce i zaczęłam szukać parkingu. Ochroniarz dziwnie spojrzał, kiedy przeparadowałam przed nim w imprezowym stroju i z rowerem ^.^
Przypięłam się do znaku, rozbroiłam ze światełek i odblasków, idę.
- Ojej - powiedział tylko ochroniarz na wejściu, zadarłszy lekko głowę. Sam miał ze 195 cm, ale ja na obcasach byłam wyższa ^.^ Chyba selekcji tam nie mają, skoro weszłam w stroju pół na pół - wyjściowy dół i sportowa kurtka. Plus koszyk rowerowy w ramach torebki.

Weszłam. Było tam... dziwnie. Tam byli zwykli ludzie! Common people! Mundanes!
Dla nierozumiejących mojej traumy: bywam w dwóch rodzajach klubów: gotyckich [mrok, skóry, lateks, koronki, stosowna muzyka] i tawernach szantowych. W zwykłym klubie byłam wcześniej może dwa razy, może trzy, ostatni raz lata temu. Patrzyłam na tych ludzi tak samo dziwnie jak oni na mnie.

Obecni zadali mi oczywiście głupie pytanie o rower, odpowiedziałam cierpliwie.
Apel do was w tym momencie: jeśli poznacie kiedyś bardzo wysoką osobę, nie pytajcie jej o siatkówkę ani koszykówkę. Ona ma tego naprawdę powyżej uszu. A to wysoko ;)

W którymś momencie poszłam do łazienki. I znów ta egzotyka obcowania z cywilami. Niesamowitą frajdę sprawiło mi przejście się między nimi tanecznym krokiem, z nieobecnym spojrzeniem i dyskretnie lustrując reakcje. ^.^

W którymś momencie dziewczyny uznały, że chcą tańczyć. Też chciałam. Pełna złych przeczuć co do puszczanej na parkiecie muzyki zaryzykowałam jednak i poszłam. Przeczucia okazały się niestety słuszne, a ta umcy-rąbanka, która leciała z głośników, nadawała się najwyżej do rąbania drewna. O Dioramie nie słyszeli? Sisters of Mercy, Diary of Dreams? Rammstein chociażby albo Covenant? Nie. Umca, umca, czasem kilka niezrozumiałych słów, umca. Ziś. Dość szybko się stamtąd zabrałyśmy.

W naszym zarezerwowanym pokoiku klimatyzacja występowała w dwóch stadiach: wieje mrozem i nie działa. Temperatura zatem była sinusoidalna, bo co jakiś czas prosiliśmy o wyłączenie/włączenie. Sterowana z baru oczywiście, żebyśmy nie pomyśleli o samodzielnej obsłudze. Tyle dobrego, że sprzęt muzyczny miał pokrętło głośności, więc kiedy rozmowa stawała się trudna, po prostu skręciłam dźwięk. Ku zaskoczeniu reszty, której nie przyszło do głowy, że tak się da. I że można tam dosięgnąć z ziemi ;)

Ktoś niestety uznał, że oliwki to świetna rzecz do koreczków i dał je do WSZYSTKICH >.< Na szczęście na samą górę, więc [nie tylko ja] zjadałam większość koreczka, a oliwką karmiłam kolegę ^.^

Towarzystwo pobawiło się i popiło, pora się zbierać. Większość komunikacją, jedna lekarka nie piła i teraz mogła odwieźć parę osób. Ja ruszyłam do mojego miejsca parkingowego. Czy naprawdę widok imprezowej dziewczyny odpinającej rower to takie dziwo? Widać tak.

- O jaka ładna pani! - dobiegło mnie z przystanku. Uśmiechnęłam się do wołających, bo takie uwagi na poziomie są mile widziane.

A propos poziomów - który to NR-owiec jechał na poziomce po 20:30 Marszałkowską i nie zauważył mojego machania? >.>

W domu byłam pewnie szybciej niż reszta. :)

Pewnie jeszcze coś się działo, czego nie pamiętam, więc mogę jeszcze uzupełniać wpis. Nie, nie piłam ;P Po prostu dużo się działo.
  • DST 8.00km
  • Czas 00:24
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 8 listopada 2012 Kategoria Masa, rowerowanie

Smolna ŚC, Wileń, NR, przepis na rozgrzewające picie witaminowe

Urząd Ochoty tajnym kanałem przesłał informację o przełożeniu sesji na 22 XI. Tak tajnym, że nie powiadomili kilku swoich bardzo tym zaskoczonych organów. Nie, nie wiem jak wygląda zaskoczony organ XD Ja też dowiedziałam się pokątnie od kolegi. Zadzwoniłam zatem do urzędu potwierdzić. Pan w informacji zdziwiony był wielce jakąś sesją, którą ponoć tam mieli mieć.
- To ja panią skieruję do odpowiedniej osoby. <odsuwa mikrofon słuchawki nie dość daleko> Kto się zajmuje komisją przestrzennego...?
- Czego?
- Nie wiem.
<sprawdzanie, sprawdzanie> <parę pomocniczych pytań po ludziach>
Przełączył mnie wreszcie i informację potwierdziłam.

Co znaczyło, że mogę pojechać na spotkanie w sprawie organizowania Święta Cyklicznego. Smolna 16, Dynamo Cafe. Mapa, zlokalizowałam, jadę.
Grójecka i Jerozolimskie – korek. Ale taki fest. Jak dobrze, że nauczyłam się swego czasu jeździć między samochodami. Nawet nie chcę wiedzieć ile czasu i świateł jechałabym autem.

Mapa nie była niestety uprzejma poinformować mnie, że „tu też jest głupi bruk”. Trochę próbował mi poobijać miejsce, gdzie sztyca nie dochodzi [wbrew próbom na owym bruku], aż się musiałam lekko unosić na pedałach.
W życiu bym się nie domyśliła, że Smolna 16 jest zaraz za Smolną 30, ale w odchodzącej w bok uliczce o.0 Na szczęście ktoś poszedł po rozum do głowy i na rogu umieścił wielką strzałkę.

Elita WMK dotarła w większości jak ostatnie lamy [nie rowerem]. Pomysły wysunęliśmy, nowe chętnie przyjmiemy, powygłupialiśmy się, posadziliśmy trochę kwiatków.

MG: Gdzie to jest?
R: Habdzin, pod Konstancinem, pod Piasecznem, pod Warszawą.

R: <łapie mnie za końcówkę warkocza>
Ja: Ktoś mnie pociąga.
C: To nie pędzel.
R: Już się goliłem.
Ja: Nie widać.
R: W poniedziałek.

C: Ulica wzdłuż Wału Zawadowskiego, nie wiem jak ona się nazywa.
R: Wał Zawadowski.

O, zdążę jeszcze na kawałek próby! Smolna niestety grzeszy jednokierunkowością, więc kawałek musiałam przejechać jak przedostatnia lama chodnikiem. Potem Nowy Świat i Krakowskie, jakaś wyjątkowa łapanka cywilnych samochodów. Dobrze, niech łapią. Bip bip!
Veni, nie vidi, zamknięte na głucho. Wha..? No cóż.

Ania pisała coś o jakimś NR-ze o 21. No to mam jeszcze trochę czasu do stracenia, można by potem podjechać przywitać się z ludźmi. Radio coś mówiło o moście Ś-D, że coś się tam stało. To zobaczmy.
Pojechałam i faktycznie – słupki wzdłuż tram-buspasa. I tyle. Czyli ani robót/wypadku nie widać, ani kierowcy nie mają jak wygodnie mnie wyprzedzić. Bdzia. :/
Tuż za mostem przypomniałam sobie o brakach w wyżywieniu [chleb i coś do chleba] – akurat zbliżała się Wileńska. Zanabyłam co trzeba, upolowałam jeszcze małą, świeżo upieczoną kajzerkę [ciepła!] i ruszyłam w drogę w siąpiącej mżawce. Początkowo uznałam, że skoro tak pada, to wracam do domu. Deszcz zrozumiał aluzję i przestał się wygłupiać.
Po powrocie na lewą stronę Wisły pierwszy raz skorzystałam z kontrapasu imienia Gromanika ;)

Na miejscu zastałam już pięć osób. Pomachałam wszystkim, zamieniliśmy parę słów, Adrian podszedł się przywitać, po czym zostało uzgodnione, że to osoba która przyszła powinna zrobić rundkę powitalną. Zrobiłam zatem i wycałowałam wszystkich :)

NR pojechał na Pole Mokotowskie [ono jest jedno. Pola to macie buraków ;)].
Przejeżdżamy, omijamy parę pieszych szerokim łukiem.
Adrian: Uwaga na żywych!
Dziewczyna: Nie nie, jego można przejechać!
XD
Pole przedzielone jest miedzą w postali al. Niepodległości. Nad nią - kładka. Kładka ma pochylnię dla rowerów, jedzie się [po pewnym przyzwyczajeniu] całkiem wygodnie. Bez przyzwyczajenia jednak gorzej - kilka osób narzekało, kilka asekurowało się nogą.


fot. Caviardage, flikr

Rowerowa kładka © surf

Za Polem postanowiłam się odłączyć i wrócić do domu. Zostałam za to natychmiast ukarana rozpadującym się deszczem. Poprosiłam moje boginie [wspomniane w niedawnym wpisie] o jeszcze kilka suchych minut, bo zaraz będę w domu. Prośba została wysłuchana a deszcz wstrzymany :)

Odłączyć się postanowiłam, bo gardło uznało, że trochę za bardzo je forsowałam włażąc na wysokości, na jakie jako alt nie powinnam [słyszeliście, kompozytorzy?] i należy o nie zadbać, i ogólnie o całą mnie. Wiele osób niestety sięga w tym momencie po lekarstwa czy suplementy. Ja sięgam po cytrynę, imbir, miód i rosół.
Rosół jaki jest każdy widzi, a co do reszty, to przygotowuje się rozgrzewające, witaminowe picie. Ok. półtora centymetra korzenia imbiru [1 cm, jeśli grubszy] obrać, nakłuć i zalać wrzątkiem. Zostawić na jakieś 15 min czy ileś, żeby woda ostygła do najwyżej 60'C. Wycisnąć do tego gruby plaster cytryny [można więcej ale będzie kwaaaśne] i dodać czubatą łyżeczkę miodu.


Fot: www.pastthemoon.com
Ma być gorące, ale poniżej 60'C, bo wyższa temperatura niszczy zdrowotne właściwości miodu. Pić.
  • DST 21.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 21.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 7 listopada 2012 Kategoria chór

Próba

Widziałam dziś sporo rowerzystów i tylko jednego batmana, dobra nasza :)

Na próbie wzięliśmy się za piosenki portugalskie z Missa Criolla. Wreszcie coś żywego i wesołego, a nie smętne zawodzenie ;) I będzie moje ulubione Los Reyes Magos ^.^ Szybkie tempo, żywa i ładna melodia i tekst w nieznanym języku - to lubię :)
Gdyby kogoś dziwiło, czemu lubię nie wiedzieć o czym śpiewam - bo czasami wiem i są to niestety bzdury straszne. Rzadko trafi się coś sensownego.
Głównie jakieś świętości - umarł, żyje, święty, święty, święty, dałby sobie już spokój. W dodatku większość na smętnie marudzącą nutę, gorzej niż Adele ;)
Gdyby teraz z kolei kogoś zainteresowało po kiego ja śpiewam w tym chórze, śpieszę wyjaśnić, że jest to jedyna możliwość darmowych lekcji śpiewu, a śpiewać uwielbiam i muszę.

Ciekawe czy kolega, który dojeżdża niskosiodełkowym na próby w tym roku będzie jeździł ja my oboje w zeszłym, czyli cały rok? I czy ma lampki? W zeszłym roku początkowo nie miał, ale suszyłam mu o nie głowę co próba i w końcu kupił :)
  • DST 11.00km
  • Czas 00:34
  • VAVG 19.41km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 6 listopada 2012 Kategoria zakupy

Tata, biedr

Wybrałam się do taty, żeby mi wytłumaczył parę komputerowych rzeczy, bo wypadałoby wiedzieć. Spędziłam tam w sumie ładnych parę godzin. W międzyczasie spadł deszcz, na szczęście dojechałam jeszcze sucha a wracałam już sucha. Rower mądrze przypięłam pod dachem, więc miałam tylko kilka kropli na siodełku i U, a poza tym suchy.
Kiedy weszłam, to tata powiedział reszcie, że jak widać po koszyku, tutaj też przyjechałam rowerem. Uśmiechnęłam się, poindoktrynowałam trochę, ale jakoś bez większych sukcesów ;)
Jedna z przedstawionych mi pań - bardzo miła i życzliwa osoba - niesamowicie przypominała Ellen Tigh z BSG. Nie znoszę Ellen! Cały czas musiałam sobie powtarzać, że ta pani jest niewinną ofiarą zbiegu okoliczności. ;) [jeśli ktoś jeszcze nie wie - mam wielką obsesję na punkcie serialu Battlestar Galactica :)]

Potem skoczyłam jeszcze do czerwonego owada, który ma bardzo dobry chleb - tani, z chrupiącą skórką i długo świeży. Ktoś przede mną majstruje przy rowerze przy stojaku na wózki. Miejsce lepsze, bo bardziej pod dachem, a zaczyna kropić. Odpina rower, dobra nasza. Zajęłam jego miejsce :)
I słusznie, jak się okazało po wyjściu, bo padało. Na szczęście padało kiedy robiłam zakupy, a w czasie mojego powrotu spadały nieśmiało jakieś pojedyncze krople.

I tak oto cały dzień popadywało, ja jeździłam w sumie cztery razy i byłam cały czas sucha :) Chwała wszystkim boginiom deszczu, o których mam książkę i których ejst tak wiele, że wymienianie ich tu byłoby męczące ;)
  • DST 9.00km
  • Czas 00:28
  • VAVG 19.29km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 5 listopada 2012 Kategoria zakupy

Wymiana, Real

Najpierw na Bankowy, spotkać się z kolejną dziewczyną z wymian. Tym razem oddałam jakieś perfumy, które mi siostra przywiozła z Japonii [powiedziałam jej, jakie zapachy lubię, a dostałam coś dziwnego, stało parę lat w łazience], a dostałam dwukolorowy puder brązujący.
Dziewczyna: Zapomniałam zapytać - te perfumy są damskie czy męskie?
Ja: Nie mam pojęcia ^.^ Wiem o nich tyle, ile napisano na opakowaniu - po japońsku.
Japońskiego, jak się można domyślić, nie znam. Poza paroma słowami i zwrotami.

W drodze powrotnej postanowiłam wypróbować wypatrzony na mapie dojazd Elektoralna - Żelazna. Cóż, przynajmniej poznaję własne miasto. Szkoda, że mapa nie ma zaznaczenia "fatalny bruk" XD
A jakie korki były! Stali wszyscy fest, ściśnięci i skomasowani, aż trudno się ich wyprzedzało ;)
Jakiś samochód postanowił skręcić w naprzeciwka w lewo w Sienną. Niech mu będzie, wpuszczę go. Ten skręca, zobaczył mnie nagle, uświadomił sobie, że generalnie to ja mam pierwszeństwo i stanął. Na środku, blokując wszystko. Poza mną, oczywiście :) Patrzę: L-ka. Przejechałam szybko, coby człowieka nie stresować, i tak nie wie co robi ;)
Potem na prawoskręcie Żelazna/Jerozolimskie jakiś mistrz kierownicy ciężkiej bardzo się śpieszył na zielonej strzałce, kiedy pasami przechodzili ludzie. Stanął jak klabzdra, blokując cały buspas i kawałek środkowego pasa. Bardzo miło z jego strony - ruszyłam buspasem wiedząc, że nie ma za mną prawowitych właścicieli i wyprzedziłam korek sąsiednich pasów. Czy tym samochodom się jeszcze nie znudziły takie codzienne blokady miasta?

A potem do Reala, bo gazetka pokazała parę ciekawych rzeczy w promocji. W tym pieczarki, które lubię. Pod Fortem Wola stoją trzy podejrzane nieszczęścia z naklejkami parkingu rowerowego. Takie w kształcie zszywek, w które można wsunąć mały kawałek koła. Puste, oczywiście. Obok stoją wózki w płotku, do niego przypięte parę rowerów. Może włodarze załapią aluzję.
Pochodziłam po prawie pustym sklepie, wysłuchałam komunikatów "niedługo zamykamy" znalazłam co chciałam [w tym tani imbir :)], kieruję się powoli w stronę kasy. Pan z warzyw, nosząc pudła: ostatnia szansa na tanią pieczarkę! Zaśmiałam się i pokazałam mu koszyk z workiem tychże.
I spokojnie wyszłam za kwadrans zamknięcie, lubię tak późno chodzić po supermarketach - cały sklep mój ;)
  • DST 20.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 4 listopada 2012 Kategoria wwsi

lew, Kat, złote

Jeździłam dziś w sumie cztery razy i ani razu mnie deszcz nie złapał. Słońce już zaszło, więc mogę chwalić dzień ;) Czy też, jak mawia mój brat: nie chwal dnia przed zdjęciem spodni. ;)

Przyznać się, kto w zielonym volkswagenie przed 13 na Zawiszy do mnie machał? Zobaczyłam wysuniętą przez okno rękę i gdzieś za szybą jakiś uśmiech. Odmachałam, oczywiście, ale pojęcia nie mam komu. ^^

Po południu umówiłam się z pewną uroczą wiewiórką, dość spontanicznie. Z Karmelickiej do Złotych Tarasów - no to jadę sobie Karmelicką, naiwnie planując dojechać nią do Grzybowskiej.
A wild al. Solidarności appears! It's super effective :/ No kto to widział tak nagle urywać ulice. Przejechałam kawałek chodnikiem jak ostatnia lama i dotarłam do Marszałkowskiej.
Niedziela po południu/wieczór, ale jak zawsze pod Złotymi jakieś rowery przypięte :)
Spotkanie jak zwykle udane, chociaż ludzie dziwnie patrzyli, jak siedziałyśmy sobie przytulone ;)
Potem ochrona zaczęła dyskretnie a sugestywnie chodzić ze słupkami i taśmami, więc sobie poszłyśmy.

Na Narutowiczu otworzył mi się Carrefour Express 24h - nocny blisko! :) Poprzednio był tam nocny z okienkiem, w którym kiedyś zaskoczyliśmy okolicę, gdy wyłamując się z kolejkowego piwo-wódka-piwo poprosiliśmy o mąkę i dżem wiśniowy, bo po nocy naszło nas na naleśniki ;) Teraz jednak nocny jet samoobsługowy, co zdecydowanie wolę, bo mogę zobaczyć co jest i ile kosztuje, zamiast pytać o wszystko. I znów - kolejka piwo, a ja kluski ;)
  • DST 22.00km
  • Czas 01:06
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 3 listopada 2012 Kategoria wwsi

lewart

Lubię udowadniać ludziom, że wcale nie jest im wszystko jedno ;)
Kolega: Masz pożyczyć długopis?
Ja: Tak, jaki?
K: Dowolny.
Ja: <daję mu różowy, brokatowy>
K: No dobrze, jednak nie dowolny...
  • DST 11.00km
  • Czas 00:33
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl