Życie w cenie mandatu
Zimno. Co oznacza, że w naszej sali prób jest bardzo zimno. Jak tu śpiewać w takich warunkach? No ale cóż robić, kiedy śpiew uwielbiam? Czuję, muszę, potrzebuję. A chór to jedyna możliwość uczenia się go za darmo ;)
Tak to jest, kiedy od Matki Natury dostało się świetny słuch, fatalny głos i zamiłowanie do śpiewania w bonusie. Uczę się śpiewać, żebym była w stanie siebie słuchać. Po pięciu latach powoli można mnie pokazać ludziom, byle z grupą ;)
Najpierw przez trzy lata chodziłam na fakultet na UW - Musica practica. Tak, uniwerek w ramach przeróżnych fakultetów pozwalał uczyć się śpiewu, wszystkim <3 Co prawda fakultet trwał dwa lata, ale ćśś! ;)
Wracam z próby przez Złote, na szybkie zakupy, bo jakiś chleb na kolację wypadałoby mieć. Na światłach dojeżdżam do rowerzysty, krótkie kazanie o lampkach.
- A mandat za to jest?
- Zabicie przez samochód, jak cię nie zauważy.
- Ale mandat?
- Też!
- No dobrze...
I don't even...
Jeśli pieniądze ceni sobie wyżej niż życie, to niech będzie uprzejmy dać się zabić nie na rowerze, żeby w świat nie szło, jacy to my głupi. Bo jazda po ciemku bez lampek jezdnią to głupota, koniec kropka.
Tak to jest, kiedy od Matki Natury dostało się świetny słuch, fatalny głos i zamiłowanie do śpiewania w bonusie. Uczę się śpiewać, żebym była w stanie siebie słuchać. Po pięciu latach powoli można mnie pokazać ludziom, byle z grupą ;)
Najpierw przez trzy lata chodziłam na fakultet na UW - Musica practica. Tak, uniwerek w ramach przeróżnych fakultetów pozwalał uczyć się śpiewu, wszystkim <3 Co prawda fakultet trwał dwa lata, ale ćśś! ;)
Wracam z próby przez Złote, na szybkie zakupy, bo jakiś chleb na kolację wypadałoby mieć. Na światłach dojeżdżam do rowerzysty, krótkie kazanie o lampkach.
- A mandat za to jest?
- Zabicie przez samochód, jak cię nie zauważy.
- Ale mandat?
- Też!
- No dobrze...
I don't even...
Jeśli pieniądze ceni sobie wyżej niż życie, to niech będzie uprzejmy dać się zabić nie na rowerze, żeby w świat nie szło, jacy to my głupi. Bo jazda po ciemku bez lampek jezdnią to głupota, koniec kropka.
- DST 12.00km
- Czas 00:37
- VAVG 19.46km/h
- Temperatura 5.0°C
- Sprzęt Moja
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 10 października 2012
Spokojna wiewiórka
Tytuł nie ma co prawda nic wspólnego ani ze zwierzęciem, ani ze spokojem, ale to ja mam wiedzieć o co chodzi ;)
Aaaale fajne korki były na mieście! ;) Wszystko prawie wyłącznie stało, więc wygodnie się jechało między nimi, bo nie będę przecież tkwić w korku jak jakiś samochód.
"...i Towarowa w kierunku Zawiszy", standardowy komunikat o korkach. Jeśli mówi się o jakimś gdzieś, tę część można dodać w ciemno, tam pewnie stoją.
Pod Arkadią - morze rowerów. Mają dużo porządnych stojaków i prawie pełne obłożenie. Warto było się postarać.
I to przy takiej pogodzie - zimno, wieje, grozi deszczem. Wiało fest, jeden fragment Okopowej przejechałam nawet kiepską ścieżką, bo podmuchy były takie, że wężykiem, Jasiu, wężykiem.
Cóż, wada lepszego roweru. Na Pomidorku jechałam sobie jak mały czołg i nic mnie nie obchodziło. A teraz? Rama aluminiowa, większa, środek ciężkości wyżej... i nagle podmuchy boczne robią na mnie wrażenie! Harumpf.
Ale wmordewindu nie lubię na obu rowerach.
Notabene Pomidorka ostatnio widziałam u rodziców, mama na nim jeździ. Jak nisko ma siodełko! Jaki mały jest ^.^
Aaaale fajne korki były na mieście! ;) Wszystko prawie wyłącznie stało, więc wygodnie się jechało między nimi, bo nie będę przecież tkwić w korku jak jakiś samochód.
"...i Towarowa w kierunku Zawiszy", standardowy komunikat o korkach. Jeśli mówi się o jakimś gdzieś, tę część można dodać w ciemno, tam pewnie stoją.
Pod Arkadią - morze rowerów. Mają dużo porządnych stojaków i prawie pełne obłożenie. Warto było się postarać.
I to przy takiej pogodzie - zimno, wieje, grozi deszczem. Wiało fest, jeden fragment Okopowej przejechałam nawet kiepską ścieżką, bo podmuchy były takie, że wężykiem, Jasiu, wężykiem.
Cóż, wada lepszego roweru. Na Pomidorku jechałam sobie jak mały czołg i nic mnie nie obchodziło. A teraz? Rama aluminiowa, większa, środek ciężkości wyżej... i nagle podmuchy boczne robią na mnie wrażenie! Harumpf.
Ale wmordewindu nie lubię na obu rowerach.
Notabene Pomidorka ostatnio widziałam u rodziców, mama na nim jeździ. Jak nisko ma siodełko! Jaki mały jest ^.^
- DST 11.00km
- Czas 00:34
- VAVG 19.41km/h
- Sprzęt Moja
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 9 października 2012
Marzenka
Uwielbiam, po prostu uwielbiam, kiedy jadę do niej ponad 10 km, otwieram przed nią wnętrze, a ona poświęci mi z 5 minut, po czym zaczyna się interesować kimś innym...
Bez sarkazmu, naprawdę uwielbiam. To optymalny przebieg wizyty u dentystki ;)
W poczekalni jak wiadomo leżą zwykle różne głupie gazety, czasem też ciut lepsze. Zgodnie z tradycją wzięłam sobie do poczytania najgłupszą, jaką znalazłam ^.^ "Z życia wzięte". Czytając historyjki pomyślałam, że raczej "Z rzyci wzięte" ;)
Ciocia Marzenka [dentystka] jest miłą i ładną blondynką, zawsze w jakiejś niebieskiej bluzce jej ulubiony i najbardziej pasujący kolor. Przyzwyczaiłam się do tego i skojarzyło mi się z nią na mur.
Dziś tata wszedł do niej pierwszy [rodzinna wizyta]. Siedzi, siedzi, wyszedł. Weszła siostra. Czekamy z tatą.
Ja: Ciocia jak zwykle w czymś niebieskim?
Tata: ... o.0 XD Może i tak...
Ja: Już wiem, po kim odziedziczyłam percepcję ^.^
Bez sarkazmu, naprawdę uwielbiam. To optymalny przebieg wizyty u dentystki ;)
W poczekalni jak wiadomo leżą zwykle różne głupie gazety, czasem też ciut lepsze. Zgodnie z tradycją wzięłam sobie do poczytania najgłupszą, jaką znalazłam ^.^ "Z życia wzięte". Czytając historyjki pomyślałam, że raczej "Z rzyci wzięte" ;)
Ciocia Marzenka [dentystka] jest miłą i ładną blondynką, zawsze w jakiejś niebieskiej bluzce jej ulubiony i najbardziej pasujący kolor. Przyzwyczaiłam się do tego i skojarzyło mi się z nią na mur.
Dziś tata wszedł do niej pierwszy [rodzinna wizyta]. Siedzi, siedzi, wyszedł. Weszła siostra. Czekamy z tatą.
Ja: Ciocia jak zwykle w czymś niebieskim?
Tata: ... o.0 XD Może i tak...
Ja: Już wiem, po kim odziedziczyłam percepcję ^.^
- DST 24.00km
- Czas 01:15
- VAVG 19.20km/h
- Sprzęt Moja
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 8 października 2012
Kategoria dom
Dom
- DST 25.00km
- Czas 01:16
- VAVG 19.74km/h
- Sprzęt Moja
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 7 października 2012
Kategoria wwsi
lewart
śpię, nie myślę, potem, nie męczyć
- DST 21.00km
- Czas 01:05
- VAVG 19.38km/h
- Sprzęt Moja
- Aktywność Jazda na rowerze
Lewart, pożegnanie NM
- DST 14.50km
- Czas 00:50
- VAVG 17.40km/h
- Sprzęt Moja
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 5 października 2012
Kategoria wwsi
Uparty szosowiec
Jadę sobie Żelazną, przede mną jakiś cywilnie ubrany na szosie. W futrzanej czy innej kożuchowatej czapce. Przy 15'C! XD Doganiam go, chcę wyprzedzać... Ale się facet spiął! I gdzie się tak śpieszysz, przecież widzę, że lepiej od ciebie umiem jechać w korku. Ale nie. Pedałuje, przebiera nóżkami, pcha się gdzie może, byle pierwszy. A między samochodami możliwości manewru zbytniej nie mam.
Dojechaliśmy do Smoczej, zrobiło się luźniej, wyprułam do przodu, a on ugrzązł dużo wolniej na płytach brukowych. Szosa, hy! Mnie blokować, wolne żarty. :P
A na ścieżce na Prymasa w tunelu i dalej na północ - chaos straszny. Roboty jakieś trwają, jeżdżą koparki, chodzą robotnicy... Rozkopują chodnik, korzystając ze ścieżki. Momentami jest tylko wąski nierozkopany przesmyk, na którym stoi i operuje koparka. W jedną stronę prześlizgnęłam się koło niej, w drugą przeniosłam rower przez krzaki po stromej skarpie. Ja - młoda, zdrowa, silna - poradzę sobie. Ale piesi, starsi, wózki?
Oznaczenia? Ale jakie, po co? Nic wcześniej nie uprzedza o kataklizmie, żadnego znaku czy tablicy. Inna rzecz, że obejść nie ma jak, bo po drugiej stronie ulicy nie ma sensownego przejścia. A żeby się na drugą stronę dostać, trzeba by ganiać górą, nadrabiając kilkadziesiąt - kilkaset metrów w obie strony. Albo tarabanić się po krzywych schodkach i nie wiadomo czym.
Ja nie wiem jak oni to sobie wyobrażali. Pewnie wcale.
Dojechaliśmy do Smoczej, zrobiło się luźniej, wyprułam do przodu, a on ugrzązł dużo wolniej na płytach brukowych. Szosa, hy! Mnie blokować, wolne żarty. :P
A na ścieżce na Prymasa w tunelu i dalej na północ - chaos straszny. Roboty jakieś trwają, jeżdżą koparki, chodzą robotnicy... Rozkopują chodnik, korzystając ze ścieżki. Momentami jest tylko wąski nierozkopany przesmyk, na którym stoi i operuje koparka. W jedną stronę prześlizgnęłam się koło niej, w drugą przeniosłam rower przez krzaki po stromej skarpie. Ja - młoda, zdrowa, silna - poradzę sobie. Ale piesi, starsi, wózki?
Oznaczenia? Ale jakie, po co? Nic wcześniej nie uprzedza o kataklizmie, żadnego znaku czy tablicy. Inna rzecz, że obejść nie ma jak, bo po drugiej stronie ulicy nie ma sensownego przejścia. A żeby się na drugą stronę dostać, trzeba by ganiać górą, nadrabiając kilkadziesiąt - kilkaset metrów w obie strony. Albo tarabanić się po krzywych schodkach i nie wiadomo czym.
Ja nie wiem jak oni to sobie wyobrażali. Pewnie wcale.
- DST 25.40km
- Czas 01:18
- VAVG 19.54km/h
- Sprzęt Moja
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 4 października 2012
Kategoria chór
Próba i lekko wilgotny NR
0,5 kg nut. Próby chóru wróciły! :D Już nie będę męczyć sąsiadów swoimi pieniami anielskimi. ;)
...
Kogo ja oszukuję? Po prostu będę rzadziej ;)
A to 0,5 kg to oczywiście na jedną próbę, wszystkich jest duuużo więcej.
Próby mam na Zamkowym, rzut beretem od metra. Zapowiedziałam zatem NR-owi, że po 21 zbiórka.
Zadeklarowały się dwie i pół osoby, stawiły dwie.
Tak oto czekał na nas Zgrzany Miś:

Skonfrontowawszy prognozę [będzie lać] z rzeczywistością [chmury, wichura, pojedyncze krople] trzyosobowy, lekko wilgotny NR pojechał na Ochotę, poplotkował i w obliczu kapiącego deszczu udał się za Wisłę, pomniejszony o autorkę niniejszych słów, która została.
Z pozostałych ten mieszkający w cywilizacji dojechał do domu szybko i suchy, a drugi napisał, że ulewę przeczekuje u kolegi. W momencie, kiedy piszę te słowa, nie otrzymałam jeszcze raportu z frontu [atmosferycznego] i nie wiem, czy nasz człowiek dotarł bezpiecznie [sucho] do bazy. ;)
...
Kogo ja oszukuję? Po prostu będę rzadziej ;)
A to 0,5 kg to oczywiście na jedną próbę, wszystkich jest duuużo więcej.
Próby mam na Zamkowym, rzut beretem od metra. Zapowiedziałam zatem NR-owi, że po 21 zbiórka.
Zadeklarowały się dwie i pół osoby, stawiły dwie.
Tak oto czekał na nas Zgrzany Miś:

Skonfrontowawszy prognozę [będzie lać] z rzeczywistością [chmury, wichura, pojedyncze krople] trzyosobowy, lekko wilgotny NR pojechał na Ochotę, poplotkował i w obliczu kapiącego deszczu udał się za Wisłę, pomniejszony o autorkę niniejszych słów, która została.
Z pozostałych ten mieszkający w cywilizacji dojechał do domu szybko i suchy, a drugi napisał, że ulewę przeczekuje u kolegi. W momencie, kiedy piszę te słowa, nie otrzymałam jeszcze raportu z frontu [atmosferycznego] i nie wiem, czy nasz człowiek dotarł bezpiecznie [sucho] do bazy. ;)
- DST 11.50km
- Czas 00:34
- VAVG 20.29km/h
- Sprzęt Moja
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 3 października 2012
Kategoria zakupy
"Groźne" psy
Krótka i zwykła wyprawa po zakupy, nic specjalnego. Wyszłam ze sklepu, oporządzam rower [sakwa z mlekami* na bagażnik, koszyk na kierownicę, odpiąć u-lock, przypiąć licznik i lampkę...] Obok popatruje na mnie ciekawsko mały piesek, merda ogonkiem.
Skończyłam z rowerem, odpalam lampki, wychodzą właściciele pieska.
- No, do domu. Chodź, Killer!
Próbowałam śmiać się dyskretnie i w bok.
Wróciłam do siebie, w drodze do windy spotykam sąsiadki. Radar [gaydar] mi przy nich piszczy, wciąż się zastanawiam, czy są parą. Prowadzą psy - jeden nawet psowaty, sensownych rozmiarów. Drugi - pocieszna mała pokraka z wyłupiastymi oczami. Jedną ręką się toto podniesie, wydaje się mieć zeza rozbieżnego i krzywe nóżki. Ale zapewne ma wspaniały charakter.
Duży pies idzie grzecznie przy nodze, mały marudzi na dole**.
Ja tarabanię się z zakupami, sąsiadka woła małą pokrakę:
- Destro! Destroyer, chodź!
Tu już nie wytrzymałam:
- To maleństwo nazywa się Destroyer? :D
- Tak... - zrezygnowana sąsiadka wzięła Niszczyciela na ręce i zaniosła do windy.
* Mlekami, liczba mnoga, bo w kartonach.
** Na dole, bo winda ma parter na pierwszym piętrze i trzeba jedną kondygnację schodów wejść. Nie pytajcie, logika architektów.
Skończyłam z rowerem, odpalam lampki, wychodzą właściciele pieska.
- No, do domu. Chodź, Killer!
Próbowałam śmiać się dyskretnie i w bok.
Wróciłam do siebie, w drodze do windy spotykam sąsiadki. Radar [gaydar] mi przy nich piszczy, wciąż się zastanawiam, czy są parą. Prowadzą psy - jeden nawet psowaty, sensownych rozmiarów. Drugi - pocieszna mała pokraka z wyłupiastymi oczami. Jedną ręką się toto podniesie, wydaje się mieć zeza rozbieżnego i krzywe nóżki. Ale zapewne ma wspaniały charakter.
Duży pies idzie grzecznie przy nodze, mały marudzi na dole**.
Ja tarabanię się z zakupami, sąsiadka woła małą pokrakę:
- Destro! Destroyer, chodź!
Tu już nie wytrzymałam:
- To maleństwo nazywa się Destroyer? :D
- Tak... - zrezygnowana sąsiadka wzięła Niszczyciela na ręce i zaniosła do windy.
* Mlekami, liczba mnoga, bo w kartonach.
** Na dole, bo winda ma parter na pierwszym piętrze i trzeba jedną kondygnację schodów wejść. Nie pytajcie, logika architektów.
- DST 3.00km
- Czas 00:09
- VAVG 20.00km/h
- Sprzęt Moja
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 2 października 2012
Francuska profanacja i głupie filmy
Standardowe spotkanie z K. czyli jedzenie, plotki i [mniej lub bardziej] głupie filmy.
Na jedzenie nie mieliśmy pomysłu, wiec wybraliśmy się do Lidla, wiedząc, że ma tydzień "jakiśtam", to nas natchnie inspiracją. Tydzień okazał się francuski i natychał całkiem nieźle.
- To co chcemy?
- Coś jadalnego, zobaczmy, co mają w dedykowanej lodówce.
- Ślimaki.
- A coś jadalnego?
Uznaliśmy zgodnie, że nie lubimy jedzenia patrzącego na nas z pretensją w oczach.
- O, tu jest jakaś pizza z boczkiem. Tylko mało ma tego boczku.
Pizza była tartą z jakimś specjalnym serem i kawałkami boczku. K. uznał, że to mało i że "pizza" koniecznie potrzebuje jeszcze żółtego sera i salami.
I to była nasza francuska profanacja. On był gorszy, posmarował to jeszcze keczupem :D
Teraz potrzebowaliśmy głupiego filmu. Na pierwszy ogień poszedł Kot w Butach - Trzy Diabły. Urocza, trzynastominutowa bzdurka.
A potem szukanie jakiejś komedii. "komedio-dramat", "komedia - tragedia", wtf? My chcemy coś wesołego.
Jakiś film o zombie, spróbujmy. Budzą się, orientują się, że są zombie, how original. Scenarzyści chyba nie mieli żadnego pomysłu na fabułę, ale chcieli zrobić koniecznie zombiaki. Next!
Coguars - szalone mamuśki. Niepokorny uczeń trafia do szkoły z internatem. Wzorców za bardzo nie ma skąd czerpać, bo jego mama jest playmate, a i dyrektor ma swoje za uszami. Z pomysłem, ale film się ciął i dźwięk skakał, więc... next!
Zombie, podejście drugie. "Świt żywych kretynów". Akurat głupia komedia na wieczór przy "pizzy" i wesołą bezmyślność. Ogląda się przyjemnie, myślenia nie wymaga, trzyma akurat poziom głupiej komedii - o klasę wyżej niż American Pie i Zgon na pogrzebie. Czyli są gołe tyłki, ale nie ma ubikacji & co.
Oglądaliśmy z zainteresowaniem, ale K. trochę za bardzo wczuł się w zombiaki i trzeba było wybić mu to z głowy z profesjonalną pomocą. Medic!

Do przybycia profesjonalnej pomocy trochę się polepszyło, więc owa stwierdziła

i kazała spać. Kolejny do kolekcji film przerwany w połowie. Next time, Gadget!
Czeka mnie zatem jeszcze co najmniej jeden wpis "Coś i głupie filmy" ;)
Na jedzenie nie mieliśmy pomysłu, wiec wybraliśmy się do Lidla, wiedząc, że ma tydzień "jakiśtam", to nas natchnie inspiracją. Tydzień okazał się francuski i natychał całkiem nieźle.
- To co chcemy?
- Coś jadalnego, zobaczmy, co mają w dedykowanej lodówce.
- Ślimaki.
- A coś jadalnego?
Uznaliśmy zgodnie, że nie lubimy jedzenia patrzącego na nas z pretensją w oczach.
- O, tu jest jakaś pizza z boczkiem. Tylko mało ma tego boczku.
Pizza była tartą z jakimś specjalnym serem i kawałkami boczku. K. uznał, że to mało i że "pizza" koniecznie potrzebuje jeszcze żółtego sera i salami.
I to była nasza francuska profanacja. On był gorszy, posmarował to jeszcze keczupem :D
Teraz potrzebowaliśmy głupiego filmu. Na pierwszy ogień poszedł Kot w Butach - Trzy Diabły. Urocza, trzynastominutowa bzdurka.
A potem szukanie jakiejś komedii. "komedio-dramat", "komedia - tragedia", wtf? My chcemy coś wesołego.
Jakiś film o zombie, spróbujmy. Budzą się, orientują się, że są zombie, how original. Scenarzyści chyba nie mieli żadnego pomysłu na fabułę, ale chcieli zrobić koniecznie zombiaki. Next!
Coguars - szalone mamuśki. Niepokorny uczeń trafia do szkoły z internatem. Wzorców za bardzo nie ma skąd czerpać, bo jego mama jest playmate, a i dyrektor ma swoje za uszami. Z pomysłem, ale film się ciął i dźwięk skakał, więc... next!
Zombie, podejście drugie. "Świt żywych kretynów". Akurat głupia komedia na wieczór przy "pizzy" i wesołą bezmyślność. Ogląda się przyjemnie, myślenia nie wymaga, trzyma akurat poziom głupiej komedii - o klasę wyżej niż American Pie i Zgon na pogrzebie. Czyli są gołe tyłki, ale nie ma ubikacji & co.
Oglądaliśmy z zainteresowaniem, ale K. trochę za bardzo wczuł się w zombiaki i trzeba było wybić mu to z głowy z profesjonalną pomocą. Medic!

Do przybycia profesjonalnej pomocy trochę się polepszyło, więc owa stwierdziła

i kazała spać. Kolejny do kolekcji film przerwany w połowie. Next time, Gadget!
Czeka mnie zatem jeszcze co najmniej jeden wpis "Coś i głupie filmy" ;)
- DST 27.60km
- Czas 01:22
- VAVG 20.20km/h
- Sprzęt Moja
- Aktywność Jazda na rowerze