Informacje

  • Wszystkie kilometry: 8003.74 km
  • Km w terenie: 0.00 km (0.00%)
  • Czas na rowerze: 18d 08h 07m
  • Prędkość średnia: 18.13 km/h
  • Suma w górę: 60 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Savil.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

chór

Dystans całkowity:958.75 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:49:34
Średnia prędkość:19.34 km/h
Maksymalna prędkość:35.00 km/h
Liczba aktywności:50
Średnio na aktywność:19.18 km i 0h 59m
Więcej statystyk
Czwartek, 24 stycznia 2013 Kategoria chór

Próba

  • DST 10.00km
  • Czas 00:30
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 16 stycznia 2013 Kategoria chór, dom, impreza

Dom - Chór - Thiv

W drodze do domu rower sprawował się grzecznie. Potem mu przeszło, niestety.
Jadę ja sobie na próbę, patrzę na prędkość - brak. Gdzie jest licznik, kiedy śpi? Na mostku, tylko nie włączył się. Bo nie. Obejrzałam zamocowanie komputerka, przekrzywienie magnesików, pokręciłam nimi - wszystko niby jest jak było. Tylko nie działa. Da fuq? o.0
Ale nic to, czas goni. Poleciałam na próbę, pośpiewałam, wychodzę z próby, montuję sprzęt... Licznik włącza się i działa grzecznie.
Zasada niewyjaśnionych awarii: samo się zepsuło, samo się naprawi,

Teraz z Zamkowego do Przejścia, na urodziny Thiva. Droga przynajmniej jest prosta: Krakowskie i prosto aż do Rozdroża. Ziuuu! Droga prosta, a ja kręcę, bo w okolicy Trzech Krzyży jeździ się szlaczkiem. Grunt to trzymać się właściwego pasa.

Przejście to taka całodobowa knajpka, do której można pójść, kiedy jest późno i nie ma się co ze sobą zrobić. I tyle. Jest tam karaoke, dość standardowe, czyli z [ponoć] kiepskim odsłuchem, frytki na które czeka się pół godziny i jakieś piwo.
Przypięłam się do barierki przed wejściem i poszłam hulać po polu i pić kakao.

Pobawiłam się i chcę wracać. Odpiąć, przypiąć, włączyć, jechać. Chwiiiiila....
Ja zmieniam przerzutkę, a ona nic. Co tym razem? Zjechałam na chodnik, obejrzałam okolice przerzutki - a tu podmarznięta gruda śniego-brejo-szarości.
Przyznaje okoliczności zmusiły mnie do aktu wandalizmu. Urwałam gałązkę i dobrałam się do wielkiej bryły, w środku której była moja mała przerzutka. Okazało się, że noszenie przy sobie rzeczy dawno kwalifikujących się do wyrzucenia bywa przydatne. Puste opakowanie po chusteczkach - można w nie włożyć palce w rękawiczce i trykać rower bez ubrudzenia tejże.

Jeden postój i jedno rozbijanie brei nie pomogło, druga operacja rozwiązała problem. I want to break free! - oznajmiła wreszcie przerzutka i to właśnie zrobiła.

Któraś moja postać RPG ma umiejkę ad hoc repairs, chyba Jean-Marie z Victoriany. Ja właściwa na szczęście też :)
  • DST 40.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 10 stycznia 2013 Kategoria chór

Zabawa klockami ;) - update

Wiedziałam, że jestem kobietą pozbawioną zahamować, ale jednak jakieś granice mam nawet i ja. A raczej mój rower ;)

Raffi powiedział, że mam sobie wymienić klocki hamulcowe, natychmiast.
- Natychmiast znaczy, że w przyszłym tygodniu zaczniesz trzeć metalem o obręcze.
No i posłusznie zaczęłam.
Obaj z Olafem polecili mi Jagwire. Brzmi jak jaguar i tak zapamiętałam, potem dopiero w rozmowie pisemnej wyszło, że to jednak nie to ;) A jeśli Olaf z Raffim się zgadza na jakąś część, to jest naprawdę dobra i trzeba brać. Bo Olaf chętnie doradzi, ale sprzęt przezeń wybrany będzie z bardzo wysokiej półki, zarówno jakościowej, jak i niestety cenowej.

W czwartek zatem przed próbą wybrałam się na Nowowiejską. Jeden sklep zamknięty, drugi czynny. Wpakowałam się z rowerem [nie chciało mi się przypinać, odczepiać lampek, śnieg padał i w ogóle]. Wita mnie trzech sprzedawców, zaskoczonych "myślałem, że nikogo dziś na rowerze nie zobaczę".
- Dzieś dobry, czy są klocki hamulcowe?
- Są.
- Najchętniej Jagwire.
- Najchętniej są. Może różowe?
- ... <Savil zaniemówiła>
- Mówię poważnie, mamy różowe! - pokazał mi dumnie to cudo.
- Ja raczej niebieskie, będą mi pasowały do roweru.
- Ale ja tu widzę różowe opaski...
- Złośliwy żart kolegów. - wyjaśniłam, bo opaski pochodzą z czasów klątwy niedopasowania kolorystycznego. Która to klątwa została chyba zdjęta przez Juro z chwilą pomalowania widelca. :)

Na szczęście okazało się, że w czasie opadów śniegu, w styczniu i po 18 można dostać niebieskie klocki hamulcowe wybranej firmy. Szczęśliwa byłam bardzo :)

Z pakunkiem w koszyku pojechałam na próbę. Śnieżna breja, ślisko, a ja mam tylko tylny hamulec. Klocki w przednim zużyły się całkiem [zgrzyt, zgrzyt], a tył jeszcze trwał ostatkiem sił.

Moje tylne koło jakiś czas temu uparło się nauczyć mnie driftu. Tłumaczę mu jak komu dobremu: umiem już naprawdę wiele rzeczy i owszem, cenię sobie nową wiedzę, ale umysłową, u licha! Ale nieee, drift jest fajny! A przodem hamować nie mogę.
Starałam się więc nie hamować w miarę możliwości. Dotaczać się do czerwonego światła [a nuż zdąży się zmienić?] itd.

Na próbie z zabawnych rzeczy było wieszanie obrazu. Ludzie powoli oduczają się sformułowania "czy któryś wysoki pan mógłby...?", bo ja jestem najwyższa. Teraz też chłopcy nie wygłupiali się, tylko od razu przyszli do mnie z prośbą o zawieszenie jakiegoś dyplomu gdzieś wysoko ;)

No i wychodzenie z próby. Od ładnych kilkudziesięciu lat chór ma próbę w prawie każdą środę i czwartek. A i tak co jakiś czas siostra Julia o nas w salce zapomina [nie, na korytarzu wcaaale nie słychać, jak śpiewamy] i zamyka cały kościół, przez co trzeba do niej dzwonić, żeby wypuściła.
Jak dotychczas moje sugestie, że okno w salce wcale nie jest aż tak wysoko bywały zbywane ;(

Wcześniej już podstępnie wprosiłam się do Jojka [umiesz zmieniać klocki hamulcowe?], więc teraz pojechałam z całym majdanem. I zobaczyłam, jak te moje resztki zahamowań wyglądają.

Przód:
Stare klocki © Savil

Tył:
Stare klocki cd © Savil

Od Jojka wyszłam nakarmiona sękaczem, napojona herbatą i ze ślicznymi, nowymi klockami ^.^
Niebieskie klocki <3 © Savil
  • DST 14.00km
  • Czas 00:42
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 9 stycznia 2013 Kategoria chór, dom

Krasnoludki z taczkami

"Zimą rowerzyści nie jeżdżą, a ślady zostawiają krasnoludki z taczkami."
Tako rzecze pewien demot, bardzo mi się spodobał.
Bo miasto uparcie nie odśnieża DDR-ek, przecież sezon [przesąd jakiś?] się skończył.
Widzę właśnie, jak się skończył.
Krasnoludki z taczkami © Savil

Tu widok na całość ulicy, a przynajmniej tyle, ile zmieściło się w kadrze. Dorobiłam swoje ślady jako krasnoludek z taczką tu i na kawałku Prymasa, reszta trasy prowadziła na szczęście jezdnią.

Krasnoludki z taczkami 1 © Savil

W drodze do domu chciałam jeszcze zahaczyć o Ciołka. Pojechałam zatem Elekcyjną prosto, zamiast skręcić w Połczyńską, włączył mi się autopilot... I podłapałam nieoznaczoność. Nieoznaczoność polega na tym, że nie można jednocześnie wiedzieć kim się jest i gdzie się znajduje [motyw z Pratchetta]. A że ja doskonale wiem kim jestem, to nie wiedziałam gdzie. Najpierw pojechawszy tak jak zawsze szukałam Ciołka na Księcia Janusza, potem nie znalazłszy skręciłam w lewo. I dopiero trafiając na koniec uliczki uznałam, że coś chyba jest nie tak - pora wyłączyć zamyślenie i włączyć myślenie ;)
Orientację w przestrzeni normalnie mam bardzo dobrą, ale kiedy się zamyślę i włączę autopilota, to różne rzeczy się dzieją ;)

Wieczorem jak zwykle próba. Jechałam na nią w koszulce, golfie i cienkiej kurtce i było mi ciepło. Na sali siedziałam w koszulce, golfie i cienkiej kurtce i było mi ziiiimno! W ogóle nie grzeją. Mamy niby stojący kaloryferek, ale on działa jak i kiedy chce. Wczoraj, jak się zapewne domyślacie, nie chciał.
Z przyjemnością myślałam o wyjściu na mróz i rozgrzaniu się ruchem :/

Śpiewamy jakąś nową piosenkę, dyrygentka nie jest pewna tonacji zakończenia.
Dyrygentka: Pamiętacie, co tam Ela robiła? Dur czy mol?
Ja: Oba szkodliwe. Jedno się leczy a drugie zabija kulkami.
Altom spodobała się ta teoria ;)

Planowałam dokręcić do 40 km, ale na próbie tak zmarzłam, że pognałam jak najszybciej do domu. Dziś wezmę ciepły sweter do koszyka :/
  • DST 37.50km
  • Czas 01:51
  • VAVG 20.27km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 3 stycznia 2013 Kategoria chór

Wracam z wpisami, ale powoli ;)

Nawet nie było takich korków, jak zwykle. Pewnie część ludzi jeszcze nie wróciła.
Odwiedziłam między innymi moją podrożną* Biedronkę, która ma dobrze usytuowaną wagę kontrolną ;)

* skoro jest po drodze, to podrożna, prawda?

Mors marudził, żeby mu coś narysować, to niech ma. ;) Zdjęcie przedstawia morsa wyglądającego z przerębla. Wszelkie podobieństwo do osób żywych, martwych bądź nieumarłych jest całkowicie... no bez przesady, to chyba nikogo nie przypomina?

Mors wystający z przerębla © Savil

Owszem, tym się przejawia mój talent plastyczny. W mojej rodzinie przenosi się po kądzieli i tak właśnie wygląda ;)
  • DST 11.00km
  • Czas 00:30
  • VAVG 22.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 6 grudnia 2012 Kategoria chór, rowerowanie

Top 10! :D Próba, kalendarz, Czarny, jednak nie do końca umiem driftować

Najpierw muszę się pochwalić - trafiłam na główną BS do Top 10 kobiet! :D Dumna jestem niezmiernie :) Pedałuję uczciwie w grudniu, mimo śniegu i mrozu. Tak sądziłam, że kiedy zrobi się zimno, to od razu skoczę w generalce. I faktycznie - w całorocznej długo byłam 57., a teraz 50. - czyli w pierwszej 50. ^.^


Zdjęcie z imageshack, bo ten głupek PhotoBS nie pozwala u siebie wrzucać niczego poza zdjęciami. I jeszcze każe każde opisywać. >.< Używam go tylko dlatego, że ma wygodne linki do BS, ale często zdradzam z imageshackiem.

Wychodzę na próbę, jadę z rowerem windą, ta zatrzymuje się na 3. piętrze. Sąsiadka zagląda niepewnie: zmieszczę się? Obejrzawszy rower postanowiła pójść piechotą. Miała uroczą, misiową czapkę - nad czołem pyszczek i dwa pompony jako uszy ^.^
Parter, drzwi same się otwierają, ta sama sąsiadka trzyma mi je z uśmiechem.
- Jakbyśmy się już gdzieś widziały. - spojrzałam na nią z namysłem.
- Tak, też poznaję. - zaśmiała się.
- Ja poznałam po czapce, jest urocza!
- A dziękuję. - ucieszyła się sąsiadka i poszła. Od razu obu nam weselej :)

Po próbie wstąpiłam do Złotych celem poszukania kalendarzy. Kalendarzy używam trzech:
- ściennego, który każdy może mi kupić w prezencie, poznawszy preferencje,
- kieszonkowego/zeszytowatego, który muszę sobie kupić sama, bo tylko ja ogarniam wszystkie preferencje, jedynie słuszne rozwiązania i subtelności,
- codzienny zdzierak, jak wyżej.

Parkuję koło drugoego roweru, bo mimo późnej pory i kiepskiej pogody [zimno, pada] jakiś rower już tam stał zgodnie z tradycją. Tradycja mówi, że w godzinach otwarcia pod Złotymi przy barierce zawsze musi być przypięty jakiś rower.
Ale takiego cuda to ja jeszcze nie widziałam. Rower bez siodełka [do akrobacji?]... z mocowaniem na koszyk. Zaparkowany pod Złotymi. Rządzi!
NIR pod Złotymi © Savil

Chciałam jak zwykle przypiąć się do tych grubszych prętów, a wszystkie nagle obrosły choinkami... No to przypięłam jeszcze choinkę, żeby była bezpieczniejsza. Jak dobrze mieć LS4 :)
Przypięta choinka © Savil

Na jakość zdjęć miał wpływ mróz i rękawice narciarskie, uprzedzam ;)

Wracam sobie Jerozolimskimi, zwalniam, bo światła, mój pas ma korek, chcę zmienić, kiedy samochód obok przejedzie... Jezdnia jest czarna, sucha, mróz. Prawie nigdzie nie jest śliska. Poza miejscem, w którym zdecydowałam się hamować.
Pamiętacie, jak chwaliłam się, że umiem driftować? Otóż muszę zaktualizować te informacje: nie umiem. Umiem go tylko przeżyć bez szkód własnych i otoczenia.
Hamuję, a tylne koło zaczyna tańczyć. Ratunku! Niesie mnie w lewo. Owszem, chciałam tam skręcić, ale nie pod samochód! Ścisnęłam przednią klamkę, usadziłam narowistego rumaka w miejscu i stwierdziłam, że jednak nawierzchni nie można ufać. I że albo hamuję albo skręcam.

Wróciłam, przebrałam się, rozgrzałam przemarznięte dłonie, wyjęłam maśło z lodówki, żeby się ciepliło, włączyłam skype... Olaf. Jedzie odebrać Czarnego z Arkadii, czy pojadę z nim? Bdziaaa, nie chce mi się!
No dobra, jadę :)

Nawet po drodze jakiś rower widziałam, płeć jeźdźca była w tych warunkach i stroju kompletnie nierozpoznawalna. W końcu kiedy wracaliśmy już z Olafem i na widok młodej dwójki bawiącej się chyba w chowanego Olaf krzyknął "raz, dwa, trzy, szukam!", to w odpowiedzi usłyszeliśmy "ej, chłopaki!" :) Ale żeby w stroju zimowym rozpoznać we mnie kobietę, należy podejść i zajrzeć mi w dziób. ;) Chyba, że jest wściekły mróz, wtedy jeżdżę w długiej spódnicy :)

Z racji padającego lepkiego, białego, mokrego *****, które wszyscy rozjeżdżaliśmy na bieżąco, jezdnie były mokre. Ja z błotnikami jechałam sobie like a boss, a Olaf miał czarne spodnie, portki Czarnego natomiast były jasne. Wiecie, jak wygląda ślad na tyłku od braku błotników? :D

- Czarny, przy tak jasnych spodniach mógłbyś chcieć mieć błotniki!
- Ale nie mam, te spodnie są do brudzenia.
- Widzę!
- Cieszę się jednak, że ci się mój tyłek podoba, skoro ciągle na niego patrzysz.
- Owszem, dostarcza mi dużo radości.

Tak to gaworząc radośnie dojechaliśmy do niego.

Powrót i plotki z Olafem. W tym o moim chórze.
- Bo ja śpiewam drugim altem.
- Czyli?
- Najniższym głosem damskim.
- Basem?
- Nie, bas jest męski. Damski jest alt.
- Ale niski?
- Najniższy.
- Nisko to bas.
- Tak, basem...
Zeszło na muzykę. Olaf ucierpiał na chwilowe zmrożenie mózgu.
- Jak się nazywa bębniarz?
- Ale który?
- No, ten który bębni...
- Na świecie jest mnóstwo bębniarzy.
- Ale ten z zespołu... No, ma drewniane pałeczki i uderza nimi w talerze?
- Perkusista?
- O, właśnie!
  • DST 32.50km
  • Czas 01:35
  • VAVG 20.53km/h
  • Temperatura -3.0°C
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 5 grudnia 2012 Kategoria chór, dom

Dom, chór

Najpierw do domu, bo rodzinę trzeba odwiedzić, tęsknią. ;)
Myślałam, że będzie zimniej, a tu pogoda całkiem sympatyczna. Trochę poprószyło czegoś białego, ale w ilościach tak minimalnych, że mu wybaczyłam.
Wmordewind niestety był straszny, do tego stopnia, że nie jechałam Połczyńską [bo z taką prędkością to wstyd się pokazać], tylko Redutową do Górczewskiej i dalej ścieżką.
Rowerzyści byli, płci obojga. Kiedy wracałam również, i tylko jeden nie miał jednej lampki, reszta świeciła aż miło :)

Skrzyżowanie Górczewskiej z Powstańcami, okolica przystanku autobusowego na Górczewskiej w stronę Lazurowej. Stoi jakaś krowa terenowa, na przystanku, zajmując cały chodnik. Należał się karny k? Należał :) Otoczenie przyjęło rzecz entuzjastycznie :)

Pochwaliłam się tym tacie i siostrze, poinformowawszy o technikach przyklejania: albo centralnie na szybie, niech wszyscy widzą, albo subtelniej a złośliwie - na lusterku, żeby zobaczył dopiero próbując ruszyć.
- Albo i tu i tu. - stwierdził tata. Sam kierowca, ale sensowny. Lubię moją rodzinę :)

Notabene opowieść parę razy mi rodziciel przerywał każąc zwolnić. Bo faktycznie, kiedy próbuję mówić tak szybko jak myślę, staję się dość niezrozumiała. Nie całkiem, bo 5 lat śpiewu robią swoje, ale mówię zdecydowanie za szybko.
- Ty ją rozumiesz? - spytał tata siostrę.
- ...? - zastanowiła się siostra. - Ja po prostu wiem co ona myśli i co chce powiedzieć. - stwierdziła w końcu.
Bo na tym etapie posługujemy się już formą telepatii, rozumiejąc się wpół słowa i myśli. Częste są dialogi:
- A słyszałaś...
- Tak, jak mogli?!
I rodzice mrugają oczami, a my obie wiemy, że mówimy o podpaleniu tęczy na Zbawicielu. Bo przy tej wzajemnej znajomości i zażyłości dany czynnik wywołuje u nas te same myśli i skojarzenia, i już po tonie i minie widać o co chodzi.

Wiatr miał na tyle przyzwoitości, żeby się utrzymać do kiedy wracałam, więc podróż do mnie była miła - wiatr w plecy albo wcale :)

Przypięłam rower na dole, wpadłam do domu, wydrukowałam trochę nut i pognałam na próbę. Poziom dziś był początkujący, bo sporo nowych altów. Śpiewałyśmy moje ulubione Los Reyes Magos ^.^

Potem spotkałam się z jednym znajomym, popodziwialiśmy światełka przez szybkę, bo na dworze było zimno, a ja ubrana na jazdę, nie na stanie/chodzenie.
Skończyliśmy przed 23, więc wpadłam jeszcze pod Metropolitan, bo a nuż jakiś zapomniany NR-owiec się tam zawieruszył? Ale nie zawieruszył, tylko śnieg zaczął coraz mocniej sypać. Co on tam robił, grudzień mamy, czy jak?
Metropolitan © Savil

Pod metrem pustki, śnieg, hula wiatr. Obowiązkowa choinka i lampki. Podoba mi się to niezmiernie, zachwycam się co w Centrum jestem :)

Chcę ja sobie skręcić z Krakowskiego w Senatorską w lewo, ręką macham wyraźnie, a tu mnie jakiś idiota z lewej wyprzedza. I to, co gorsza, rowerzysta! Szkoda, że jakiegoś kija nie miałam, żeby go w tyłek dźgnąć.

Kiedy wracałam, padało już porządnie. I to jakby nie śnieg, tylko... grad? Takie twarde, białe kulki to nie śnieg, prawda? Padało mi toto centralnie w dziób. Zachwycona, jak się domyślacie, nie byłam. Ale jednocześnie była jakaś satysfakcja. Że zimno, że wieje, że grad, a ja jadę :) I nie tylko ja, bo różnych rowerzystów mijałam. Górą nasi! :)
  • DST 37.00km
  • Czas 01:50
  • VAVG 20.18km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 7 listopada 2012 Kategoria chór

Próba

Widziałam dziś sporo rowerzystów i tylko jednego batmana, dobra nasza :)

Na próbie wzięliśmy się za piosenki portugalskie z Missa Criolla. Wreszcie coś żywego i wesołego, a nie smętne zawodzenie ;) I będzie moje ulubione Los Reyes Magos ^.^ Szybkie tempo, żywa i ładna melodia i tekst w nieznanym języku - to lubię :)
Gdyby kogoś dziwiło, czemu lubię nie wiedzieć o czym śpiewam - bo czasami wiem i są to niestety bzdury straszne. Rzadko trafi się coś sensownego.
Głównie jakieś świętości - umarł, żyje, święty, święty, święty, dałby sobie już spokój. W dodatku większość na smętnie marudzącą nutę, gorzej niż Adele ;)
Gdyby teraz z kolei kogoś zainteresowało po kiego ja śpiewam w tym chórze, śpieszę wyjaśnić, że jest to jedyna możliwość darmowych lekcji śpiewu, a śpiewać uwielbiam i muszę.

Ciekawe czy kolega, który dojeżdża niskosiodełkowym na próby w tym roku będzie jeździł ja my oboje w zeszłym, czyli cały rok? I czy ma lampki? W zeszłym roku początkowo nie miał, ale suszyłam mu o nie głowę co próba i w końcu kupił :)
  • DST 11.00km
  • Czas 00:34
  • VAVG 19.41km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 25 października 2012 Kategoria chór

Mokro, wieje, próba, rzeczy...

O dziwo nawet nie było tak zimno. Za to mokro. Na szczęście Matka Natura okazała się miła i padała deszczem tylko kiedy byłam pod dachem.
Dojechałam na próbę na sucho. Niestety ochroniarz nie pozwolił mi się przypiąć do mojej ulubionej kraty, bo to zabytek i jemu każą nie pozwalać. Przypięłam się zatem do stojaka, ale on niestety nie jest pod dachem, co przy grożącym deszczu jest dość istotne. Wiecie gdzie na Zamkowym można się przypiąć pod dachem jak najbliżej św. Anny?

Testowałam dziś pierwszy raz jazdę w glanach [bo nie mam innych poza kaloszami butów na deszcz, a miało generalnie zbytnio nie padać]. Niezbyt wygodne, ale na upartego można.

Na próbie okazało się, że przyszła zamówiona żarówka [wielkie bydlę do lampy pod sufitem] i trzeba ją zmienić. Mamy chwiejną drabinę [taka aluminiowa, rozkładana, w kształcie litery A]. Nie lubię ich, zawsze niepewnie się na nich czuję - zwłaszcza, kiedy trzeba wleźć na samą górę. No to zgłosiłam się do zadania, bo tak należy ze sobą postępować.
Wymieniłam żarówkę, zapalamy światło, błysk, ciemność! Korki poszły. Korek został wciśnięty, zapalamy, błysk, ciemność. Okazało się, że rzecz jest poważniejsza, dziś światła nie będzie i musimy przenieść się z próbą. Ups ;)

Po wyjściu okazało się, że mży jakoś symbolicznie, natomiast świat [i mój rower] był niestety mokry.

Wracam, drzwi do bloku otwarte, ślady białych stóp na podłodze. Oho, gdzieś jest remont. No gdzieżby mógł być, jak nie na moim piętrze? ;) Piętro zabrudzone, zapylone i zawalone [robotnicy przestawiali deski i wiadra, żeby mnie wypuścić z windy z rowerem :D Wyszłam, zobaczyłam zastawione drzwi, postawiłam rower i skomentowałam, że akurat mnie zablokowali, zająwszy się problemem.
- Ale teraz mnie pani zastawiła. - stwierdził niepewnie robotnik, uwięziony przeze mnie rowerem we wnęce windy.
- Uwolnię pana, jak odsłonię swoje drzwi. - uspokoiłam.
- Ale uwolni mnie pani? - upewnił się z żartobliwym przestrachem.
- No przecież nie zostawię roweru na pastwę losu - oznajmiłam radośnie.

Sąsiedzi zabrudzili i zastawili klatkę schodową. Nie zamierzam narzekać. Bo kiedy ja zastawię i zabrudzę klatkę rowerem, to oni nie będą narzekać :) Należy umieć patrzeć poza czubek własnego nosa. Na rower ;)
  • DST 11.00km
  • Czas 00:34
  • VAVG 19.41km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 24 października 2012 Kategoria chór, dom

Rodzice, próba

Skrzyżowanie Górczewska/Lazurowa zostało rozkopane już tak całkiem. Nawet przejścia nie ma. Obraziłam się na nie niniejszym i będę jeździć inaczej, pfff! ;)

A wieczorem jak zwykle próba. Tym razem było nas wyjątkowo mało - trzy pierwsze alty i ja jedyna drugi. Przeżyłam chwile triumfu, kiedy śpiewałyśmy To the mothers in Brasil. [zwykłe Salve Regina, tylko ktoś tak to nazwał nie wiedzieć czemu]. Ja to znam prawie na pamięć, a reszta altów nie. Wobec czego to one miały problem, a ja - mimo, że sama - śpiewałam głośno i wyraźnie :)
Potem było gorzej, nowe utwory. I tu już odczuwałam boleśnie samotność ;)
Huśtaj się nisko, słodki rydwanie? Da fuq did I just sing? o.0 W oryginale - Swing low sweet chariot i piosenka ma tyleż sensu, co moje tłumaczenie ;)
  • DST 36.00km
  • Czas 01:48
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl