Wtorek, 2 października 2012
Francuska profanacja i głupie filmy
Standardowe spotkanie z K. czyli jedzenie, plotki i [mniej lub bardziej] głupie filmy.
Na jedzenie nie mieliśmy pomysłu, wiec wybraliśmy się do Lidla, wiedząc, że ma tydzień "jakiśtam", to nas natchnie inspiracją. Tydzień okazał się francuski i natychał całkiem nieźle.
- To co chcemy?
- Coś jadalnego, zobaczmy, co mają w dedykowanej lodówce.
- Ślimaki.
- A coś jadalnego?
Uznaliśmy zgodnie, że nie lubimy jedzenia patrzącego na nas z pretensją w oczach.
- O, tu jest jakaś pizza z boczkiem. Tylko mało ma tego boczku.
Pizza była tartą z jakimś specjalnym serem i kawałkami boczku. K. uznał, że to mało i że "pizza" koniecznie potrzebuje jeszcze żółtego sera i salami.
I to była nasza francuska profanacja. On był gorszy, posmarował to jeszcze keczupem :D
Teraz potrzebowaliśmy głupiego filmu. Na pierwszy ogień poszedł Kot w Butach - Trzy Diabły. Urocza, trzynastominutowa bzdurka.
A potem szukanie jakiejś komedii. "komedio-dramat", "komedia - tragedia", wtf? My chcemy coś wesołego.
Jakiś film o zombie, spróbujmy. Budzą się, orientują się, że są zombie, how original. Scenarzyści chyba nie mieli żadnego pomysłu na fabułę, ale chcieli zrobić koniecznie zombiaki. Next!
Coguars - szalone mamuśki. Niepokorny uczeń trafia do szkoły z internatem. Wzorców za bardzo nie ma skąd czerpać, bo jego mama jest playmate, a i dyrektor ma swoje za uszami. Z pomysłem, ale film się ciął i dźwięk skakał, więc... next!
Zombie, podejście drugie. "Świt żywych kretynów". Akurat głupia komedia na wieczór przy "pizzy" i wesołą bezmyślność. Ogląda się przyjemnie, myślenia nie wymaga, trzyma akurat poziom głupiej komedii - o klasę wyżej niż American Pie i Zgon na pogrzebie. Czyli są gołe tyłki, ale nie ma ubikacji & co.
Oglądaliśmy z zainteresowaniem, ale K. trochę za bardzo wczuł się w zombiaki i trzeba było wybić mu to z głowy z profesjonalną pomocą. Medic!
Do przybycia profesjonalnej pomocy trochę się polepszyło, więc owa stwierdziła
i kazała spać. Kolejny do kolekcji film przerwany w połowie. Next time, Gadget!
Czeka mnie zatem jeszcze co najmniej jeden wpis "Coś i głupie filmy" ;)
Na jedzenie nie mieliśmy pomysłu, wiec wybraliśmy się do Lidla, wiedząc, że ma tydzień "jakiśtam", to nas natchnie inspiracją. Tydzień okazał się francuski i natychał całkiem nieźle.
- To co chcemy?
- Coś jadalnego, zobaczmy, co mają w dedykowanej lodówce.
- Ślimaki.
- A coś jadalnego?
Uznaliśmy zgodnie, że nie lubimy jedzenia patrzącego na nas z pretensją w oczach.
- O, tu jest jakaś pizza z boczkiem. Tylko mało ma tego boczku.
Pizza była tartą z jakimś specjalnym serem i kawałkami boczku. K. uznał, że to mało i że "pizza" koniecznie potrzebuje jeszcze żółtego sera i salami.
I to była nasza francuska profanacja. On był gorszy, posmarował to jeszcze keczupem :D
Teraz potrzebowaliśmy głupiego filmu. Na pierwszy ogień poszedł Kot w Butach - Trzy Diabły. Urocza, trzynastominutowa bzdurka.
A potem szukanie jakiejś komedii. "komedio-dramat", "komedia - tragedia", wtf? My chcemy coś wesołego.
Jakiś film o zombie, spróbujmy. Budzą się, orientują się, że są zombie, how original. Scenarzyści chyba nie mieli żadnego pomysłu na fabułę, ale chcieli zrobić koniecznie zombiaki. Next!
Coguars - szalone mamuśki. Niepokorny uczeń trafia do szkoły z internatem. Wzorców za bardzo nie ma skąd czerpać, bo jego mama jest playmate, a i dyrektor ma swoje za uszami. Z pomysłem, ale film się ciął i dźwięk skakał, więc... next!
Zombie, podejście drugie. "Świt żywych kretynów". Akurat głupia komedia na wieczór przy "pizzy" i wesołą bezmyślność. Ogląda się przyjemnie, myślenia nie wymaga, trzyma akurat poziom głupiej komedii - o klasę wyżej niż American Pie i Zgon na pogrzebie. Czyli są gołe tyłki, ale nie ma ubikacji & co.
Oglądaliśmy z zainteresowaniem, ale K. trochę za bardzo wczuł się w zombiaki i trzeba było wybić mu to z głowy z profesjonalną pomocą. Medic!
Do przybycia profesjonalnej pomocy trochę się polepszyło, więc owa stwierdziła
i kazała spać. Kolejny do kolekcji film przerwany w połowie. Next time, Gadget!
Czeka mnie zatem jeszcze co najmniej jeden wpis "Coś i głupie filmy" ;)
- DST 27.60km
- Czas 01:22
- VAVG 20.20km/h
- Sprzęt Moja
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
"nie lubimy jedzenia patrzącego na nas z pretensją w oczach"
- i znów grypsogenny motyw. ;D:D
Ciekawiej się czyta takie rzeczy, niż spis przejechanych ulic. ;)
Ech, ta Twoja swawolna myszka!
/czyli ''pióro'', po dawnemu, przedkomputerowemu/ ;))
mors - 23:36 środa, 3 października 2012 | linkuj
- i znów grypsogenny motyw. ;D:D
Ciekawiej się czyta takie rzeczy, niż spis przejechanych ulic. ;)
Ech, ta Twoja swawolna myszka!
/czyli ''pióro'', po dawnemu, przedkomputerowemu/ ;))
mors - 23:36 środa, 3 października 2012 | linkuj
Wpis długi, szczegółowy, a o trasie rowerowej ani słowa... :)
yurek55 - 16:46 środa, 3 października 2012 | linkuj
Komentuj