Środa, 12 grudnia 2012
Koncert w urzędzie, próba
Zapowiadane 30 km :) Na razie uzupełniłam wpis o strychu Adriana i Towarową w kierunku Zawiszy.
Zwłaszcza Maratonka i Mors powinni przeczytać wpis o strychu :)
Nasz chór został zaproszony na śpiewanie do kotleta. A właściwie do śledzia. Skoro urząd płaci [bo nagle musi wydać jakiś budżet], to chętnie zaśpiewamy, oczywiście, sprzedajemy się przy każdej okazji. ;)
Występujemy w strojach. Czarna góra [żakiet, ale na mnie nie ma, więc mam koszulę] i czarna spódnica do ziemi [albo dokąd tam komu sięga] i żółte szaliki. Wyglądamy jak żałobne zakonnice z zawieszką XD Panowie ubrani są normalniej/neutralniej.
Ubrałam się w to w każdym razie [szalik chowając do teczki z nutami, żeby się nie pogniótł] i w drogę. Na szczęście da się w tej spódnicy jechać rowerem. Bo i czym mogłam pojechać?
Wilsonem w lewo i na chodnik, szukać urzędu. Z naprzeciwka idzie listonosz, wygląda na zagubionego. Zaopiekowała się nim jakaś lokalna staruszka i wzięła pod opiekuńcze skrzydła.
Zameldowałam się pod urzędem Żoliborza. Stojaki są i to jedynie słuszne, ale za to ośnieżone. No cóż, przypięłam się i powyrzekałam w biegu, bo późno było ;)
Stół zastawiony jak na poważne przyjęcie, a nie zwykłą urzędniczą gwiazdkę. Władze urzędu powiedziały, że to może trochę wcześnie, ale chcieli zdążyć przed końcem świata. Ogólnie urzędnicy pozytywnie mnie zaskoczyli. Spodziewałam się nudnej akademii ku czci i naszego odbębnionego występu, a tam było wesoło!
Pan urzędnik przemawia: Mam dwie dobre wiadomości. Pierwszą jest to, że będę krótko mówił.
Znowu ten sam pan powitał z gości panią senator i wspomniał, że niestety rzadko u nich bywa.
Pani senator: Skoro już jesteśmy przy życzliwych złośliwościach, to chciałam zauważyć, że zawsze kiedy jestem zaproszona, to przychodzę.
I tak sobie radośnie dogryzali.
Potem jeszcze ponudził jakiś oficjel kościelny [świecki urząd jego mać] i urzędnicy zabrali się do jedzenia, a my do śpiewania. Większość chóru była zniesmaczona, że byliśmy tylko tłem do jedzenia, ale mi to nie przeszkadzało. Ja śpiewam dla przyjemności śpiewania, a jeśli nikt na nas nie patrzy, to można w nos się podrapać albo włosy poprawić.
Bo nawet kosmonauci mają w środku kasku pasek rzepu, żeby podrapać się w nos, jak zaswędzi. A my w czasie występu? :(
Jeden z urzędników miał ciekawy strój - zwykły garnitur, czerwone skarpetki i różowe sznurowadła. o.0?
Zaśpiewaliśmy i zostaliśmy zaproszeni do stołu. Komu jak komu, mnie tego nie trzeba dwa razy powtarzać. :D Wypiłam trzy filiżanki barszczu i zjadłam tyle pasztecików, że wstyd przyznać ;) Ja sobie konsumuję w najlepsze, chór po trochu wychodzi... w końcu zostałam sama. I o ile bycie jedyną chórzystką wśród obcych urzędników nie jest mi straszne [za dużo dobrego jedzenia dookoła ;)], o tyle rzeczy mieliśmy w zamykanej sali, a ktoś ją musiał zamknąć i zdać klucz. Z ciężkim sercem i lekkim żołądkiem poszłam zatem i ja.
Wychodzę, rozglądam się...
Czy ja już mówiłam, jaką mam percepcję? Oczywiście, że bardzo ładnie odśnieżyli stojaki i przepraszam ich za wcześniejsze kalumnie... ^^'
Wstąpiłam jeszcze do Empiku po kalendarze, tym razem już z portfelem, którego poprzednio zapomniałam jak ostatni ciołek.
Po drodze w sumie widziałam 16 rowerzystów ^.^
Zwłaszcza Maratonka i Mors powinni przeczytać wpis o strychu :)
Nasz chór został zaproszony na śpiewanie do kotleta. A właściwie do śledzia. Skoro urząd płaci [bo nagle musi wydać jakiś budżet], to chętnie zaśpiewamy, oczywiście, sprzedajemy się przy każdej okazji. ;)
Występujemy w strojach. Czarna góra [żakiet, ale na mnie nie ma, więc mam koszulę] i czarna spódnica do ziemi [albo dokąd tam komu sięga] i żółte szaliki. Wyglądamy jak żałobne zakonnice z zawieszką XD Panowie ubrani są normalniej/neutralniej.
Ubrałam się w to w każdym razie [szalik chowając do teczki z nutami, żeby się nie pogniótł] i w drogę. Na szczęście da się w tej spódnicy jechać rowerem. Bo i czym mogłam pojechać?
Wilsonem w lewo i na chodnik, szukać urzędu. Z naprzeciwka idzie listonosz, wygląda na zagubionego. Zaopiekowała się nim jakaś lokalna staruszka i wzięła pod opiekuńcze skrzydła.
Zameldowałam się pod urzędem Żoliborza. Stojaki są i to jedynie słuszne, ale za to ośnieżone. No cóż, przypięłam się i powyrzekałam w biegu, bo późno było ;)
Nieodśnieżony stojak pod urzędem© Savil
Stół zastawiony jak na poważne przyjęcie, a nie zwykłą urzędniczą gwiazdkę. Władze urzędu powiedziały, że to może trochę wcześnie, ale chcieli zdążyć przed końcem świata. Ogólnie urzędnicy pozytywnie mnie zaskoczyli. Spodziewałam się nudnej akademii ku czci i naszego odbębnionego występu, a tam było wesoło!
Pan urzędnik przemawia: Mam dwie dobre wiadomości. Pierwszą jest to, że będę krótko mówił.
Znowu ten sam pan powitał z gości panią senator i wspomniał, że niestety rzadko u nich bywa.
Pani senator: Skoro już jesteśmy przy życzliwych złośliwościach, to chciałam zauważyć, że zawsze kiedy jestem zaproszona, to przychodzę.
I tak sobie radośnie dogryzali.
Potem jeszcze ponudził jakiś oficjel kościelny [świecki urząd jego mać] i urzędnicy zabrali się do jedzenia, a my do śpiewania. Większość chóru była zniesmaczona, że byliśmy tylko tłem do jedzenia, ale mi to nie przeszkadzało. Ja śpiewam dla przyjemności śpiewania, a jeśli nikt na nas nie patrzy, to można w nos się podrapać albo włosy poprawić.
Bo nawet kosmonauci mają w środku kasku pasek rzepu, żeby podrapać się w nos, jak zaswędzi. A my w czasie występu? :(
Jeden z urzędników miał ciekawy strój - zwykły garnitur, czerwone skarpetki i różowe sznurowadła. o.0?
Zaśpiewaliśmy i zostaliśmy zaproszeni do stołu. Komu jak komu, mnie tego nie trzeba dwa razy powtarzać. :D Wypiłam trzy filiżanki barszczu i zjadłam tyle pasztecików, że wstyd przyznać ;) Ja sobie konsumuję w najlepsze, chór po trochu wychodzi... w końcu zostałam sama. I o ile bycie jedyną chórzystką wśród obcych urzędników nie jest mi straszne [za dużo dobrego jedzenia dookoła ;)], o tyle rzeczy mieliśmy w zamykanej sali, a ktoś ją musiał zamknąć i zdać klucz. Z ciężkim sercem i lekkim żołądkiem poszłam zatem i ja.
Wychodzę, rozglądam się...
Odśnieżony stojak pod urzędem© Savil
Czy ja już mówiłam, jaką mam percepcję? Oczywiście, że bardzo ładnie odśnieżyli stojaki i przepraszam ich za wcześniejsze kalumnie... ^^'
Wstąpiłam jeszcze do Empiku po kalendarze, tym razem już z portfelem, którego poprzednio zapomniałam jak ostatni ciołek.
Po drodze w sumie widziałam 16 rowerzystów ^.^
- DST 30.00km
- Czas 01:30
- VAVG 20.00km/h
- Sprzęt Moja
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Bo mało kto z BS Cię odkrył ;p
I nie mam na myśli pobudki ;) mors - 23:18 piątek, 14 grudnia 2012 | linkuj
I nie mam na myśli pobudki ;) mors - 23:18 piątek, 14 grudnia 2012 | linkuj
Mazia: cóż, trudno Jej się dziwić.. ;)
Gwoli ścisłości, to tylko Ty masz status "wielbionej".. ;)
Savil: a foty tego stroju?! Na Tobie, oczywiście ;p
mors - 15:32 piątek, 14 grudnia 2012 | linkuj
Gwoli ścisłości, to tylko Ty masz status "wielbionej".. ;)
Savil: a foty tego stroju?! Na Tobie, oczywiście ;p
mors - 15:32 piątek, 14 grudnia 2012 | linkuj
Myślałam, że masz pretensje, że ten śnieg NA STOJAKU zalega :D Dopóki nie zobaczyłam zdjęcia z odśnieżonym chodnikiem.
Jesteś cudna z tym swoim uwielbianiem nas :D maratonka - 00:15 piątek, 14 grudnia 2012 | linkuj
Komentuj
Jesteś cudna z tym swoim uwielbianiem nas :D maratonka - 00:15 piątek, 14 grudnia 2012 | linkuj