poSylwestrowy After u Jojka
Jojek zadzwonił z zaproszeniem na after. Bo po Sylwestrze zostały mu rzeczy do dopicia i dojedzenia, oraz chęci towarzyskie.
Z domu wyjechałam wcześnie rano i zaatakował mnie wściekły, kilometrowy atak gradu. To znaczy, że grad sypał mi w twarz, wspomagany wmordewindem, na dystansie kilometra. Po czym poddał się widząc, że i tak mnie nie zawróci z drogi ;)
Z dwojga złego grad jest lepszy niż deszcz, bo odbija się od ubrania a nie wsiąka. Ale cieszyłam się, że nie zdążyłam pomalować rzęs przed wyjściem, ładnie by mi wszystko spłynęło ;)
Pozałatwiawszy różne sprawy, koło 19 zameldowałam się na miejscu. Powitana zostałam poczęstunkiem [nie ma to jak zachęcić mnie do następnych odwiedzin ;)].
- Jak myślisz, co to jest? - spytał Jojek.
Wygląda jak banan, środek ma jak banan, to co to może być?
- Spróbuj.
...na pewno nie banan. Bo banan nie powinien smakować jak ziemniak z odrobiną jabłka, prawda?
Otóż, drodzy państwo, były to platany. Poniżej zdjęcie porównujące oba te twory:
Smaży się je w głębokim tłuszczu i już. Nie panieruje, nie przyprawia, a i sam czas smażenia trwa niewiele. Tak wyglądają po usmażeniu. No czy nie banan?
Poza tym były jeszcze ziemniaki w curry i fasola na "wcale nie aż tak ostro". Gotował wszystko Emmanuel i gorąco zachęcał mnie do spróbowania nawet fasoli. Ostrych rzeczy unikam i nie lubię, ale
- It's not that spicy, try it!
Pełna złych przeczuć co do ostrości wzięłam w jedną rękę kawałek platana i ziemniaka, a w drugą łyżkę fasoli. Pogadaliśmy sobie jeszcze trochę o kulinariach, ale zorientował się niestety, że tylko gram na czas. ;)
- Come on, taste it!
<wzdech> <chaps>
- Hyyyyy! - <odgłos zionięcia ogniem>
Zagryzłam, zapiłam i od fasoli trzymałam się już z daleka ;)
Potem było karaoke. ^.^ Okazuje się, że pięć lat ćwiczenia śpiewu robi swoje, szło mi całkiem nieźle.
A później chłopcy lekkomyślnie stwierdzili "Savil, wybierz nam jakąś piosenkę". "...albowiem nie wiedzą, co czynią", jak mówi księga ;)
Wyobraźcie sobie dwóch facetów mocno po trzydziestce, dzieciatych i w ogóle, śpiewających Ooops I did it again Britney Spears ^.^ Po My Immortal Evanescence zaczęli marudzić, że wolą coś polskiego. Po Jak anioła głos uznali, że starczy :D
Graliśmy jeszcze w Twistera i Junglee Speed ^.^ Z wszystkich tych atrakcji mam zdjęcia, ale nie nadają się one do publikacji, więc musicie uwierzyć mi na słowo, że bawiliśmy się świetnie ;)
Przed wyjściem poprosiłam jeszcze Raffiego, jako niepijącego i w miarę poważnego, o zerknięcie na moje hamulce. Raffi załamał ręce i pokazał mi co i jak, jednocześnie ustawiając dźwignię po swojemu. Co oznacza, że zanim mi się lekko nie poluzują, to będą działały telepatycznie - ja myślę o skręcaniu, one blokują koło ~.~
Z domu wyjechałam wcześnie rano i zaatakował mnie wściekły, kilometrowy atak gradu. To znaczy, że grad sypał mi w twarz, wspomagany wmordewindem, na dystansie kilometra. Po czym poddał się widząc, że i tak mnie nie zawróci z drogi ;)
Z dwojga złego grad jest lepszy niż deszcz, bo odbija się od ubrania a nie wsiąka. Ale cieszyłam się, że nie zdążyłam pomalować rzęs przed wyjściem, ładnie by mi wszystko spłynęło ;)
Pozałatwiawszy różne sprawy, koło 19 zameldowałam się na miejscu. Powitana zostałam poczęstunkiem [nie ma to jak zachęcić mnie do następnych odwiedzin ;)].
- Jak myślisz, co to jest? - spytał Jojek.
Wygląda jak banan, środek ma jak banan, to co to może być?
- Spróbuj.
...na pewno nie banan. Bo banan nie powinien smakować jak ziemniak z odrobiną jabłka, prawda?
Otóż, drodzy państwo, były to platany. Poniżej zdjęcie porównujące oba te twory:
Smaży się je w głębokim tłuszczu i już. Nie panieruje, nie przyprawia, a i sam czas smażenia trwa niewiele. Tak wyglądają po usmażeniu. No czy nie banan?
Poza tym były jeszcze ziemniaki w curry i fasola na "wcale nie aż tak ostro". Gotował wszystko Emmanuel i gorąco zachęcał mnie do spróbowania nawet fasoli. Ostrych rzeczy unikam i nie lubię, ale
- It's not that spicy, try it!
Pełna złych przeczuć co do ostrości wzięłam w jedną rękę kawałek platana i ziemniaka, a w drugą łyżkę fasoli. Pogadaliśmy sobie jeszcze trochę o kulinariach, ale zorientował się niestety, że tylko gram na czas. ;)
- Come on, taste it!
<wzdech> <chaps>
- Hyyyyy! - <odgłos zionięcia ogniem>
Zagryzłam, zapiłam i od fasoli trzymałam się już z daleka ;)
Potem było karaoke. ^.^ Okazuje się, że pięć lat ćwiczenia śpiewu robi swoje, szło mi całkiem nieźle.
A później chłopcy lekkomyślnie stwierdzili "Savil, wybierz nam jakąś piosenkę". "...albowiem nie wiedzą, co czynią", jak mówi księga ;)
Wyobraźcie sobie dwóch facetów mocno po trzydziestce, dzieciatych i w ogóle, śpiewających Ooops I did it again Britney Spears ^.^ Po My Immortal Evanescence zaczęli marudzić, że wolą coś polskiego. Po Jak anioła głos uznali, że starczy :D
Graliśmy jeszcze w Twistera i Junglee Speed ^.^ Z wszystkich tych atrakcji mam zdjęcia, ale nie nadają się one do publikacji, więc musicie uwierzyć mi na słowo, że bawiliśmy się świetnie ;)
Przed wyjściem poprosiłam jeszcze Raffiego, jako niepijącego i w miarę poważnego, o zerknięcie na moje hamulce. Raffi załamał ręce i pokazał mi co i jak, jednocześnie ustawiając dźwignię po swojemu. Co oznacza, że zanim mi się lekko nie poluzują, to będą działały telepatycznie - ja myślę o skręcaniu, one blokują koło ~.~
- DST 12.00km
- Czas 00:36
- VAVG 20.00km/h
- Sprzęt Moja
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Odkąd poznałem podstawy savilistyki, słowo "after" już nigdy nie będzie kojarzyć mi się grzecznie. ;)
mors - 17:12 wtorek, 8 stycznia 2013 | linkuj
Właśnie, jeździsz rowerem po alkoholu (albo po alkohol)?
szarlotka - 16:12 wtorek, 8 stycznia 2013 | linkuj
Komentuj