Wpisy archiwalne w miesiącu
Październik, 2012
Dystans całkowity: | 501.57 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 25:27 |
Średnia prędkość: | 19.71 km/h |
Liczba aktywności: | 28 |
Średnio na aktywność: | 17.91 km i 0h 54m |
Więcej statystyk |
Wtorek, 9 października 2012
Marzenka
Uwielbiam, po prostu uwielbiam, kiedy jadę do niej ponad 10 km, otwieram przed nią wnętrze, a ona poświęci mi z 5 minut, po czym zaczyna się interesować kimś innym...
Bez sarkazmu, naprawdę uwielbiam. To optymalny przebieg wizyty u dentystki ;)
W poczekalni jak wiadomo leżą zwykle różne głupie gazety, czasem też ciut lepsze. Zgodnie z tradycją wzięłam sobie do poczytania najgłupszą, jaką znalazłam ^.^ "Z życia wzięte". Czytając historyjki pomyślałam, że raczej "Z rzyci wzięte" ;)
Ciocia Marzenka [dentystka] jest miłą i ładną blondynką, zawsze w jakiejś niebieskiej bluzce jej ulubiony i najbardziej pasujący kolor. Przyzwyczaiłam się do tego i skojarzyło mi się z nią na mur.
Dziś tata wszedł do niej pierwszy [rodzinna wizyta]. Siedzi, siedzi, wyszedł. Weszła siostra. Czekamy z tatą.
Ja: Ciocia jak zwykle w czymś niebieskim?
Tata: ... o.0 XD Może i tak...
Ja: Już wiem, po kim odziedziczyłam percepcję ^.^
Bez sarkazmu, naprawdę uwielbiam. To optymalny przebieg wizyty u dentystki ;)
W poczekalni jak wiadomo leżą zwykle różne głupie gazety, czasem też ciut lepsze. Zgodnie z tradycją wzięłam sobie do poczytania najgłupszą, jaką znalazłam ^.^ "Z życia wzięte". Czytając historyjki pomyślałam, że raczej "Z rzyci wzięte" ;)
Ciocia Marzenka [dentystka] jest miłą i ładną blondynką, zawsze w jakiejś niebieskiej bluzce jej ulubiony i najbardziej pasujący kolor. Przyzwyczaiłam się do tego i skojarzyło mi się z nią na mur.
Dziś tata wszedł do niej pierwszy [rodzinna wizyta]. Siedzi, siedzi, wyszedł. Weszła siostra. Czekamy z tatą.
Ja: Ciocia jak zwykle w czymś niebieskim?
Tata: ... o.0 XD Może i tak...
Ja: Już wiem, po kim odziedziczyłam percepcję ^.^
- DST 24.00km
- Czas 01:15
- VAVG 19.20km/h
- Sprzęt Moja
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 8 października 2012
Kategoria dom
Dom
- DST 25.00km
- Czas 01:16
- VAVG 19.74km/h
- Sprzęt Moja
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 7 października 2012
Kategoria wwsi
lewart
śpię, nie myślę, potem, nie męczyć
- DST 21.00km
- Czas 01:05
- VAVG 19.38km/h
- Sprzęt Moja
- Aktywność Jazda na rowerze
Lewart, pożegnanie NM
- DST 14.50km
- Czas 00:50
- VAVG 17.40km/h
- Sprzęt Moja
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 5 października 2012
Kategoria wwsi
Uparty szosowiec
Jadę sobie Żelazną, przede mną jakiś cywilnie ubrany na szosie. W futrzanej czy innej kożuchowatej czapce. Przy 15'C! XD Doganiam go, chcę wyprzedzać... Ale się facet spiął! I gdzie się tak śpieszysz, przecież widzę, że lepiej od ciebie umiem jechać w korku. Ale nie. Pedałuje, przebiera nóżkami, pcha się gdzie może, byle pierwszy. A między samochodami możliwości manewru zbytniej nie mam.
Dojechaliśmy do Smoczej, zrobiło się luźniej, wyprułam do przodu, a on ugrzązł dużo wolniej na płytach brukowych. Szosa, hy! Mnie blokować, wolne żarty. :P
A na ścieżce na Prymasa w tunelu i dalej na północ - chaos straszny. Roboty jakieś trwają, jeżdżą koparki, chodzą robotnicy... Rozkopują chodnik, korzystając ze ścieżki. Momentami jest tylko wąski nierozkopany przesmyk, na którym stoi i operuje koparka. W jedną stronę prześlizgnęłam się koło niej, w drugą przeniosłam rower przez krzaki po stromej skarpie. Ja - młoda, zdrowa, silna - poradzę sobie. Ale piesi, starsi, wózki?
Oznaczenia? Ale jakie, po co? Nic wcześniej nie uprzedza o kataklizmie, żadnego znaku czy tablicy. Inna rzecz, że obejść nie ma jak, bo po drugiej stronie ulicy nie ma sensownego przejścia. A żeby się na drugą stronę dostać, trzeba by ganiać górą, nadrabiając kilkadziesiąt - kilkaset metrów w obie strony. Albo tarabanić się po krzywych schodkach i nie wiadomo czym.
Ja nie wiem jak oni to sobie wyobrażali. Pewnie wcale.
Dojechaliśmy do Smoczej, zrobiło się luźniej, wyprułam do przodu, a on ugrzązł dużo wolniej na płytach brukowych. Szosa, hy! Mnie blokować, wolne żarty. :P
A na ścieżce na Prymasa w tunelu i dalej na północ - chaos straszny. Roboty jakieś trwają, jeżdżą koparki, chodzą robotnicy... Rozkopują chodnik, korzystając ze ścieżki. Momentami jest tylko wąski nierozkopany przesmyk, na którym stoi i operuje koparka. W jedną stronę prześlizgnęłam się koło niej, w drugą przeniosłam rower przez krzaki po stromej skarpie. Ja - młoda, zdrowa, silna - poradzę sobie. Ale piesi, starsi, wózki?
Oznaczenia? Ale jakie, po co? Nic wcześniej nie uprzedza o kataklizmie, żadnego znaku czy tablicy. Inna rzecz, że obejść nie ma jak, bo po drugiej stronie ulicy nie ma sensownego przejścia. A żeby się na drugą stronę dostać, trzeba by ganiać górą, nadrabiając kilkadziesiąt - kilkaset metrów w obie strony. Albo tarabanić się po krzywych schodkach i nie wiadomo czym.
Ja nie wiem jak oni to sobie wyobrażali. Pewnie wcale.
- DST 25.40km
- Czas 01:18
- VAVG 19.54km/h
- Sprzęt Moja
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 4 października 2012
Kategoria chór
Próba i lekko wilgotny NR
0,5 kg nut. Próby chóru wróciły! :D Już nie będę męczyć sąsiadów swoimi pieniami anielskimi. ;)
...
Kogo ja oszukuję? Po prostu będę rzadziej ;)
A to 0,5 kg to oczywiście na jedną próbę, wszystkich jest duuużo więcej.
Próby mam na Zamkowym, rzut beretem od metra. Zapowiedziałam zatem NR-owi, że po 21 zbiórka.
Zadeklarowały się dwie i pół osoby, stawiły dwie.
Tak oto czekał na nas Zgrzany Miś:
Skonfrontowawszy prognozę [będzie lać] z rzeczywistością [chmury, wichura, pojedyncze krople] trzyosobowy, lekko wilgotny NR pojechał na Ochotę, poplotkował i w obliczu kapiącego deszczu udał się za Wisłę, pomniejszony o autorkę niniejszych słów, która została.
Z pozostałych ten mieszkający w cywilizacji dojechał do domu szybko i suchy, a drugi napisał, że ulewę przeczekuje u kolegi. W momencie, kiedy piszę te słowa, nie otrzymałam jeszcze raportu z frontu [atmosferycznego] i nie wiem, czy nasz człowiek dotarł bezpiecznie [sucho] do bazy. ;)
...
Kogo ja oszukuję? Po prostu będę rzadziej ;)
A to 0,5 kg to oczywiście na jedną próbę, wszystkich jest duuużo więcej.
Próby mam na Zamkowym, rzut beretem od metra. Zapowiedziałam zatem NR-owi, że po 21 zbiórka.
Zadeklarowały się dwie i pół osoby, stawiły dwie.
Tak oto czekał na nas Zgrzany Miś:
Skonfrontowawszy prognozę [będzie lać] z rzeczywistością [chmury, wichura, pojedyncze krople] trzyosobowy, lekko wilgotny NR pojechał na Ochotę, poplotkował i w obliczu kapiącego deszczu udał się za Wisłę, pomniejszony o autorkę niniejszych słów, która została.
Z pozostałych ten mieszkający w cywilizacji dojechał do domu szybko i suchy, a drugi napisał, że ulewę przeczekuje u kolegi. W momencie, kiedy piszę te słowa, nie otrzymałam jeszcze raportu z frontu [atmosferycznego] i nie wiem, czy nasz człowiek dotarł bezpiecznie [sucho] do bazy. ;)
- DST 11.50km
- Czas 00:34
- VAVG 20.29km/h
- Sprzęt Moja
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 3 października 2012
Kategoria zakupy
"Groźne" psy
Krótka i zwykła wyprawa po zakupy, nic specjalnego. Wyszłam ze sklepu, oporządzam rower [sakwa z mlekami* na bagażnik, koszyk na kierownicę, odpiąć u-lock, przypiąć licznik i lampkę...] Obok popatruje na mnie ciekawsko mały piesek, merda ogonkiem.
Skończyłam z rowerem, odpalam lampki, wychodzą właściciele pieska.
- No, do domu. Chodź, Killer!
Próbowałam śmiać się dyskretnie i w bok.
Wróciłam do siebie, w drodze do windy spotykam sąsiadki. Radar [gaydar] mi przy nich piszczy, wciąż się zastanawiam, czy są parą. Prowadzą psy - jeden nawet psowaty, sensownych rozmiarów. Drugi - pocieszna mała pokraka z wyłupiastymi oczami. Jedną ręką się toto podniesie, wydaje się mieć zeza rozbieżnego i krzywe nóżki. Ale zapewne ma wspaniały charakter.
Duży pies idzie grzecznie przy nodze, mały marudzi na dole**.
Ja tarabanię się z zakupami, sąsiadka woła małą pokrakę:
- Destro! Destroyer, chodź!
Tu już nie wytrzymałam:
- To maleństwo nazywa się Destroyer? :D
- Tak... - zrezygnowana sąsiadka wzięła Niszczyciela na ręce i zaniosła do windy.
* Mlekami, liczba mnoga, bo w kartonach.
** Na dole, bo winda ma parter na pierwszym piętrze i trzeba jedną kondygnację schodów wejść. Nie pytajcie, logika architektów.
Skończyłam z rowerem, odpalam lampki, wychodzą właściciele pieska.
- No, do domu. Chodź, Killer!
Próbowałam śmiać się dyskretnie i w bok.
Wróciłam do siebie, w drodze do windy spotykam sąsiadki. Radar [gaydar] mi przy nich piszczy, wciąż się zastanawiam, czy są parą. Prowadzą psy - jeden nawet psowaty, sensownych rozmiarów. Drugi - pocieszna mała pokraka z wyłupiastymi oczami. Jedną ręką się toto podniesie, wydaje się mieć zeza rozbieżnego i krzywe nóżki. Ale zapewne ma wspaniały charakter.
Duży pies idzie grzecznie przy nodze, mały marudzi na dole**.
Ja tarabanię się z zakupami, sąsiadka woła małą pokrakę:
- Destro! Destroyer, chodź!
Tu już nie wytrzymałam:
- To maleństwo nazywa się Destroyer? :D
- Tak... - zrezygnowana sąsiadka wzięła Niszczyciela na ręce i zaniosła do windy.
* Mlekami, liczba mnoga, bo w kartonach.
** Na dole, bo winda ma parter na pierwszym piętrze i trzeba jedną kondygnację schodów wejść. Nie pytajcie, logika architektów.
- DST 3.00km
- Czas 00:09
- VAVG 20.00km/h
- Sprzęt Moja
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 2 października 2012
Francuska profanacja i głupie filmy
Standardowe spotkanie z K. czyli jedzenie, plotki i [mniej lub bardziej] głupie filmy.
Na jedzenie nie mieliśmy pomysłu, wiec wybraliśmy się do Lidla, wiedząc, że ma tydzień "jakiśtam", to nas natchnie inspiracją. Tydzień okazał się francuski i natychał całkiem nieźle.
- To co chcemy?
- Coś jadalnego, zobaczmy, co mają w dedykowanej lodówce.
- Ślimaki.
- A coś jadalnego?
Uznaliśmy zgodnie, że nie lubimy jedzenia patrzącego na nas z pretensją w oczach.
- O, tu jest jakaś pizza z boczkiem. Tylko mało ma tego boczku.
Pizza była tartą z jakimś specjalnym serem i kawałkami boczku. K. uznał, że to mało i że "pizza" koniecznie potrzebuje jeszcze żółtego sera i salami.
I to była nasza francuska profanacja. On był gorszy, posmarował to jeszcze keczupem :D
Teraz potrzebowaliśmy głupiego filmu. Na pierwszy ogień poszedł Kot w Butach - Trzy Diabły. Urocza, trzynastominutowa bzdurka.
A potem szukanie jakiejś komedii. "komedio-dramat", "komedia - tragedia", wtf? My chcemy coś wesołego.
Jakiś film o zombie, spróbujmy. Budzą się, orientują się, że są zombie, how original. Scenarzyści chyba nie mieli żadnego pomysłu na fabułę, ale chcieli zrobić koniecznie zombiaki. Next!
Coguars - szalone mamuśki. Niepokorny uczeń trafia do szkoły z internatem. Wzorców za bardzo nie ma skąd czerpać, bo jego mama jest playmate, a i dyrektor ma swoje za uszami. Z pomysłem, ale film się ciął i dźwięk skakał, więc... next!
Zombie, podejście drugie. "Świt żywych kretynów". Akurat głupia komedia na wieczór przy "pizzy" i wesołą bezmyślność. Ogląda się przyjemnie, myślenia nie wymaga, trzyma akurat poziom głupiej komedii - o klasę wyżej niż American Pie i Zgon na pogrzebie. Czyli są gołe tyłki, ale nie ma ubikacji & co.
Oglądaliśmy z zainteresowaniem, ale K. trochę za bardzo wczuł się w zombiaki i trzeba było wybić mu to z głowy z profesjonalną pomocą. Medic!
Do przybycia profesjonalnej pomocy trochę się polepszyło, więc owa stwierdziła
i kazała spać. Kolejny do kolekcji film przerwany w połowie. Next time, Gadget!
Czeka mnie zatem jeszcze co najmniej jeden wpis "Coś i głupie filmy" ;)
Na jedzenie nie mieliśmy pomysłu, wiec wybraliśmy się do Lidla, wiedząc, że ma tydzień "jakiśtam", to nas natchnie inspiracją. Tydzień okazał się francuski i natychał całkiem nieźle.
- To co chcemy?
- Coś jadalnego, zobaczmy, co mają w dedykowanej lodówce.
- Ślimaki.
- A coś jadalnego?
Uznaliśmy zgodnie, że nie lubimy jedzenia patrzącego na nas z pretensją w oczach.
- O, tu jest jakaś pizza z boczkiem. Tylko mało ma tego boczku.
Pizza była tartą z jakimś specjalnym serem i kawałkami boczku. K. uznał, że to mało i że "pizza" koniecznie potrzebuje jeszcze żółtego sera i salami.
I to była nasza francuska profanacja. On był gorszy, posmarował to jeszcze keczupem :D
Teraz potrzebowaliśmy głupiego filmu. Na pierwszy ogień poszedł Kot w Butach - Trzy Diabły. Urocza, trzynastominutowa bzdurka.
A potem szukanie jakiejś komedii. "komedio-dramat", "komedia - tragedia", wtf? My chcemy coś wesołego.
Jakiś film o zombie, spróbujmy. Budzą się, orientują się, że są zombie, how original. Scenarzyści chyba nie mieli żadnego pomysłu na fabułę, ale chcieli zrobić koniecznie zombiaki. Next!
Coguars - szalone mamuśki. Niepokorny uczeń trafia do szkoły z internatem. Wzorców za bardzo nie ma skąd czerpać, bo jego mama jest playmate, a i dyrektor ma swoje za uszami. Z pomysłem, ale film się ciął i dźwięk skakał, więc... next!
Zombie, podejście drugie. "Świt żywych kretynów". Akurat głupia komedia na wieczór przy "pizzy" i wesołą bezmyślność. Ogląda się przyjemnie, myślenia nie wymaga, trzyma akurat poziom głupiej komedii - o klasę wyżej niż American Pie i Zgon na pogrzebie. Czyli są gołe tyłki, ale nie ma ubikacji & co.
Oglądaliśmy z zainteresowaniem, ale K. trochę za bardzo wczuł się w zombiaki i trzeba było wybić mu to z głowy z profesjonalną pomocą. Medic!
Do przybycia profesjonalnej pomocy trochę się polepszyło, więc owa stwierdziła
i kazała spać. Kolejny do kolekcji film przerwany w połowie. Next time, Gadget!
Czeka mnie zatem jeszcze co najmniej jeden wpis "Coś i głupie filmy" ;)
- DST 27.60km
- Czas 01:22
- VAVG 20.20km/h
- Sprzęt Moja
- Aktywność Jazda na rowerze