Informacje

  • Wszystkie kilometry: 8003.74 km
  • Km w terenie: 0.00 km (0.00%)
  • Czas na rowerze: 18d 08h 07m
  • Prędkość średnia: 18.13 km/h
  • Suma w górę: 60 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Savil.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

dom

Dystans całkowity:2095.14 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:106:11
Średnia prędkość:19.61 km/h
Maksymalna prędkość:39.00 km/h
Liczba aktywności:77
Średnio na aktywność:27.21 km i 1h 23m
Więcej statystyk
Środa, 26 grudnia 2012 Kategoria dom

Powrót, wyjazd, zakończenie sezonu

  • DST 13.00km
  • Czas 00:38
  • VAVG 20.53km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 23 grudnia 2012 Kategoria dom

Uszka, pierogi, piernik, Sol Invictus!

Lepię, gotuję, piekę i sprzątam - trzeba uczcić powrót słońca :)
  • DST 12.50km
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 18 grudnia 2012 Kategoria dom

cdn

  • DST 25.00km
  • Czas 01:19
  • VAVG 18.99km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 9 grudnia 2012 Kategoria dom

Zimno, śnieg i kolejne katamarany

Zimno, bo mróz. Śnieg, bo napadał. A katamarany wujek buduje.
Ale zacznijmy ab ovo.

Pojechałam jak zwykle odwiedzić rodzinę, bo mam to szczęście, że mi się wyjątkowo udała i lubię spędzać z nimi czas. Poranny sms od mamy: "Jest poniżej -10 więc dziś bądź lamą".
Słowo wyjaśnienia - twierdzę powszechnie, że autobusami jeżdżą lamy, a ja - prawdziwa rowerzystka - jeżdżę rowerem. Mówię to oczywiście z przymrużeniem oka i głównie o sobie - jeśli ja muszę skorzystać z komunikacji, to twierdzę, że jadę jak ostatnia lama. Mama natomiast, jak to mamy mają w zwyczaju, martwo się, że jej dziecko zmarznie i próbowała mnie przekonać, żebym poniżej -10 nie jeździła.
Termometr wskazywał całe -9'C, czyli ciepło ;) Ubrałam się zatem w moje całkiem cywilne ubranie i pojechałam. Mama na mój widok zamarła ze zgrozą, ale zdjęłam rękawiczki i złapałam ją za przegub - dłoń miałam cieplejszą od niej. Wobec tej siły argumentów mama straciła punkt zaczepienia i przestała się martwić :)

W czasie dojazdu do rodziców minęłam jednego rowerzystę, w czasie powrotu też jedną. Ktoś jeździ, dobra nasza :)

Prymas od Zesłańców do Kasprzaka jest oczywiście nieodśnieżony. Dobrze się jedzie tylko w tunelu, tam śnieg nie napada, choćby chciał. Na szczęście jada po udeptanym śniegu tym rowerem nie jest aż tak tragiczna, jak jazda Pomidorkiem.

Jadę Lazurową, mijam S8, a z niej wyjeżdża motocyklista [płci niezidentyfikowanej] w stroju Mikołaja. Z kasku sterczy czapka. Dogoniłam go na światłach i posłałam mu [jej?] promienny uśmiech; ciekawe, czy zauważyło? Zielone, ja ruszam, motocykl dodaje gazu... silnik gaśnie. Prychnęłam śmiechem i pojechałam.

Po obiedzie pojechaliśmy do cioci i wujka [kolejna udana część rodziny].
Latem jeździmy tam często na rowerach. Najpierw namawiali nas na to rodzice [że zdrowo i w ogóle], a teraz namawiam ich ja ^^ Z różnym skutkiem. W niedzielę też oczywiście nieśmiało zaproponowałam, ale na zasadzie "dziś pewnie uważacie, że macie dobry pretekst do wykręcenia się?".

Wujek uznał, że na emeryturze ma wreszcie czas dla siebie, budował już wcześniej samochody i motocykle, a zawsze chciał się zająć produkcją katamaranów. No to się zajął. Buduje kolejne [możemy sobie porozmawiać o karbonie i żywicy ^^], sprzedaje te niedoskonałe [bo to jeszcze nie jest to i pomyślałem, że jeśli jednak maszt umocuję inaczej...] i kreatywny jest bardziej niż kilka firm na raz. Używa zwykłych, tanich rzeczy zamiast jakichś profesjonalnych, dedykowanych i drogich, ma już parę patentów na rozwiązania [i następne w drodze] i słuchanie go jest niezwykle inspirujące :)
I ciocine ciasto z jabłkami, om nom nom!
  • DST 25.00km
  • Czas 01:19
  • VAVG 18.99km/h
  • Temperatura -9.0°C
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 5 grudnia 2012 Kategoria chór, dom

Dom, chór

Najpierw do domu, bo rodzinę trzeba odwiedzić, tęsknią. ;)
Myślałam, że będzie zimniej, a tu pogoda całkiem sympatyczna. Trochę poprószyło czegoś białego, ale w ilościach tak minimalnych, że mu wybaczyłam.
Wmordewind niestety był straszny, do tego stopnia, że nie jechałam Połczyńską [bo z taką prędkością to wstyd się pokazać], tylko Redutową do Górczewskiej i dalej ścieżką.
Rowerzyści byli, płci obojga. Kiedy wracałam również, i tylko jeden nie miał jednej lampki, reszta świeciła aż miło :)

Skrzyżowanie Górczewskiej z Powstańcami, okolica przystanku autobusowego na Górczewskiej w stronę Lazurowej. Stoi jakaś krowa terenowa, na przystanku, zajmując cały chodnik. Należał się karny k? Należał :) Otoczenie przyjęło rzecz entuzjastycznie :)

Pochwaliłam się tym tacie i siostrze, poinformowawszy o technikach przyklejania: albo centralnie na szybie, niech wszyscy widzą, albo subtelniej a złośliwie - na lusterku, żeby zobaczył dopiero próbując ruszyć.
- Albo i tu i tu. - stwierdził tata. Sam kierowca, ale sensowny. Lubię moją rodzinę :)

Notabene opowieść parę razy mi rodziciel przerywał każąc zwolnić. Bo faktycznie, kiedy próbuję mówić tak szybko jak myślę, staję się dość niezrozumiała. Nie całkiem, bo 5 lat śpiewu robią swoje, ale mówię zdecydowanie za szybko.
- Ty ją rozumiesz? - spytał tata siostrę.
- ...? - zastanowiła się siostra. - Ja po prostu wiem co ona myśli i co chce powiedzieć. - stwierdziła w końcu.
Bo na tym etapie posługujemy się już formą telepatii, rozumiejąc się wpół słowa i myśli. Częste są dialogi:
- A słyszałaś...
- Tak, jak mogli?!
I rodzice mrugają oczami, a my obie wiemy, że mówimy o podpaleniu tęczy na Zbawicielu. Bo przy tej wzajemnej znajomości i zażyłości dany czynnik wywołuje u nas te same myśli i skojarzenia, i już po tonie i minie widać o co chodzi.

Wiatr miał na tyle przyzwoitości, żeby się utrzymać do kiedy wracałam, więc podróż do mnie była miła - wiatr w plecy albo wcale :)

Przypięłam rower na dole, wpadłam do domu, wydrukowałam trochę nut i pognałam na próbę. Poziom dziś był początkujący, bo sporo nowych altów. Śpiewałyśmy moje ulubione Los Reyes Magos ^.^

Potem spotkałam się z jednym znajomym, popodziwialiśmy światełka przez szybkę, bo na dworze było zimno, a ja ubrana na jazdę, nie na stanie/chodzenie.
Skończyliśmy przed 23, więc wpadłam jeszcze pod Metropolitan, bo a nuż jakiś zapomniany NR-owiec się tam zawieruszył? Ale nie zawieruszył, tylko śnieg zaczął coraz mocniej sypać. Co on tam robił, grudzień mamy, czy jak?
Metropolitan © Savil

Pod metrem pustki, śnieg, hula wiatr. Obowiązkowa choinka i lampki. Podoba mi się to niezmiernie, zachwycam się co w Centrum jestem :)

Chcę ja sobie skręcić z Krakowskiego w Senatorską w lewo, ręką macham wyraźnie, a tu mnie jakiś idiota z lewej wyprzedza. I to, co gorsza, rowerzysta! Szkoda, że jakiegoś kija nie miałam, żeby go w tyłek dźgnąć.

Kiedy wracałam, padało już porządnie. I to jakby nie śnieg, tylko... grad? Takie twarde, białe kulki to nie śnieg, prawda? Padało mi toto centralnie w dziób. Zachwycona, jak się domyślacie, nie byłam. Ale jednocześnie była jakaś satysfakcja. Że zimno, że wieje, że grad, a ja jadę :) I nie tylko ja, bo różnych rowerzystów mijałam. Górą nasi! :)
  • DST 37.00km
  • Czas 01:50
  • VAVG 20.18km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 28 listopada 2012 Kategoria dom, zakupy

Córka swojej matki

Są trzy typy ludzi: ubierający się zgodnie z prognozą/zaokniem/kalendarzem. Bawili mnie niepomiernie ci ostatni, uważający dziś, że koniec listopada to zima. Ludzie, jest 10'C, ciepło! Patrzą na mnie mordki wystające z puchowych kurtek. Patrzę i ja na nich, ze swetra i bez rękawiczek.


W obliczu dużych ilości kiszkapu [kiszona kapusta] a małej ilości czasu mama postanowiła zrobić szybki bigos. Polegało to na scedowaniu gotowania na mnie, a mama zajęła się czymś innym. Nigdy w życiu nie gotowałam bigosu.

Savil: Ile gotować tę kapustę?
Mama: Nie wiem, sprawdź w głupim grubasie*.
[idę po książkę kucharską]
M: Ale sprawdź tylko ten przepis i żaden inny! A najlepiej chodź z grubasem tutaj, żebym cię miała na oku!

Słowo wyjaśnienia: odziedziczyłam po mamie kompulsję. Kompulsja polega na czytaniu wszystkiego, co mi w oczy wpadnie. Nieraz można było natknąć się na mnie, czytającą gazetę, którą właśnie miałam sobie podłożyć pod jakąś brudzącą robotę. Mama, pierwsza właścicielka owego odruchu czytania, zna mnie jak zły szeląg, stąd środki ostrożności.

Przyniosłam posłusznie książkę, znalazłam przepis. Był założony listem z Koła Jachtowego PAN-u. Pożółkła kartka, datowana na lata osiemdziesiąte, pisana na maszynie. Zaproszenie dla taty na Walne Zebranie. Podekscytowałam się niezmiernie.

S: Mamuś, czy tata poszedł na to zebranie?
M: <obejrzała, rozsentymentalniła się> Ciebie jeszcze wtedy nie było na świecie!
S: <dziabię palcem w datę>
M: A, prawie byłaś!
S: No właśnie spotkanie ma datę dwa dni po moim narodzeniu. Stąd pytanie, czy tata na nie poszedł?
M: <myśli intensywnie>
M: Bigos!
I dlatego nas trzeba pilnować przy wszystkim, co ma litery :)

Żadne z rodziców nie pamiętało, czy tata poszedł XD

* głupi grubas to książka kucharska. Stara, w pomarańczowych, materiałowych okładkach. Gruba, jak przezwisko wskazuje.
Ponumerowanie przepisów było dobrym pomysłem, ale nie wiem co za idiota wymyślił, że wszystkie indeksy i spisy treści będą odwoływały się wyłącznie do numeru przepisu, a nie do numeru strony >.<
Pewnie ten sam, który nie uważał za stosowne umieścić działu "drób" w kategorii "mięso" >.<
  • DST 30.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 24 listopada 2012 Kategoria dom

Dom

  • DST 25.00km
  • Czas 01:16
  • VAVG 19.74km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 21 listopada 2012 Kategoria dom

Dom

Torami przecinającymi Kocjana przejechał pociąg! Trąbił [dzwonił?] już z daleka, żeby oznajmić nam to wiekopomne wydarzenie. Limit na ten miesiąc wyczerpany ;)

Poszłam do sklepu kupić doładowanie telefonu.
- Dzień dobry, poproszę doładowanie do Ery.
- Era tak tak?
- Tak.
Rebranding my ass ;P Nikt nie używa nowej nazwy ^.^ Po co było psuć?

Powrót okropny. Wiało tak wściekle, że jechałam z trudem, cała spocona, podmuchy boczne próbowały mnie zepchnąć na prawy pas, ale głównie wiało w twarz. Ych.
  • DST 26.00km
  • Czas 01:18
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 18 listopada 2012 Kategoria dom, wwsi

lew, dom

  • DST 30.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 11 listopada 2012 Kategoria dom

Rodzice, ciepło!

Tak cudownie ciepło było, że aż się chciało jechać :) Pamiętając o adekwatności ubioru do temperatury [żadnej kurtki do 10'C] pojechałam w koszulce rowerowej i koszuli. Już zdążyłam się stęsknić za jazdą z gołą głową i bez rękawiczek :)

Rowerzystów mnóstwo, chyba wiosnę poczuli ;)

Przyjechawszy podzieliłam się z mamą zachwytem nad pogodą nadmieniając, że życzyłabym sobie taką do końca listopada. Mama odpowiedziała, że wraz z siostrą ustaliły koniec takiej pogody na marzec. Postanowiłam zgodzić się z powyższym. Zastanawiamy się teraz jak wyniki demokratycznego głosowania przekazać Matce Naturze ;)

W domu znów wesoła głupawka, czyli scrabble i zastanawianie się, czy dane słowo istnieje, czy tylko my tak mówimy, albo byśmy chcieli ;)
Mama przed grą chciała pójść do łazienki. To niech wylosuje literę, może nie będzie pierwsza i ktoś zacznie myśleć. [kolejność rozpoczęcia ustalamy losując literę. Kto ma najbliższą początkowi alfabetu, zaczyna.]
Mama losuje: O.
Dobra nasza, pewnie pierwsza nie będzie. Ta, jasne. Ja losuję: Z. Tata: Y. XD

Na obiad były dobre rzeczy - canneloni. To takie duże rurki makaronowe [wyglądające jak pcv ;)] nadziewane tym samym, co lasagne. Komisyjnie stwierdziliśmy, że smakują też zupełnie jak lasagne, tylko łatwiej się je. Ale trudniej robi, więc pewnie zostaniemy przy lasagne.

Jechałam i wracałam jakoś dziwnie, bo nie dość, że rozkopali mi Górczewską/Lazurową, to jeszcze teraz remontują Powstańców Śląskich XD Taaaki korek był! Ja nie wiem dokąd oni wszyscy jadą w niedzielę koło południa o.0
  • DST 25.00km
  • Czas 01:16
  • VAVG 19.74km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl