Informacje

  • Wszystkie kilometry: 8003.74 km
  • Km w terenie: 0.00 km (0.00%)
  • Czas na rowerze: 18d 08h 07m
  • Prędkość średnia: 18.13 km/h
  • Suma w górę: 60 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Savil.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

dom

Dystans całkowity:2095.14 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:106:11
Średnia prędkość:19.61 km/h
Maksymalna prędkość:39.00 km/h
Liczba aktywności:77
Średnio na aktywność:27.21 km i 1h 23m
Więcej statystyk
Czwartek, 1 listopada 2012 Kategoria dom

Rodzice

Wmodrewind straszny. Z deszczem w dodatku, który to jednak deszcz udało mi się przeczekać u rodziców. Miałam wrócić wcześniej, ale po pierwsze lało [z wichurą, jakby sam deszcz nie przeszkadzał wystarczająco], a poza tym mama wszywała mi gumkę w spodnie, które w pasie odstawały, jakby robione były na nie wiem kogo. Nogawki wąskie i akurat na mnie, a w pasie hula wiatr. No, już nie pohula.
Sama nie ryzykowałam wszycia tam czegokolwiek, gdyż pośród moich rozlicznych zalet zabrakło niestety miejsca dla szycia. Kto widział moje ręczniki z przyszytymi wieszaczkami ten wie, czemu nie zabieram się za nic poważniejszego ;)
  • DST 25.00km
  • Czas 01:19
  • VAVG 18.99km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 31 października 2012 Kategoria dom

Wawrzyszew, dom, kino

Samhain, czas odwiedzić groby. Ostatniego dnia października po zachodzie słońca zaczyna się święto zmarłych. Tego dnia, tej nocy zasłona między światem żywych i umarłych jest najcieńsza. Przynosimy zmarłym kwiaty w prezencie i palimy ognie, symbol życia, pamięci i duszy.
Ta pogańska tradycja sięga kilku tysięcy lat i wciąż jest kultywowana. Co prawda później niektóre młode religie próbowały ją przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza, dopisując własną symbolikę, ale nie udało im się to do końca. Ludzie wciąż wiedzą, że zmarłym poświęcony jest 1 XI, a nie nowomodny wymysł, czyli Zaduszki. Samhain, czy Dziady - zaczynają się 31 X o zmroku i trwają do następnego zachodu słońca.

Pojechałam zatem na Wawrzyszew, oglądając sobie interesujące korki po drodze. [znowu jakaś Masa Krytyczna samochodów? ile można, nie nudzi im się jeszcze?]
Przystanek na skrzyżowaniu Powstańców i Conrada, świetne miejsce na zepsucie się autobusu. Stoi zatem, mruga bezradnie awaryjnymi. Za nim drugi autobus, wypuszczający pieszych na trawnik i ścieżkę dla rowerów [wybaczam mu to, bo nie ma gdzie indziej stanąć]. Za autobusem ja, za mną parę samochodów, pasem obok sunie sznur aut. Nie napisałam "jedzie", gdyż byłoby to pewnym nadużyciem, niemniej jednak porusza się do przodu. Autobus wydał, pobrał i mruga lewym kierunkowskazem, że chce wyjechać z zatoczki.
I tak sobie mruga, a samochody obok pełzną nieprzerwanym strumieniem. No pchaj się, pomyślałam, jesteś w prawie, ruszając z przystanku masz pierwszeństwo. Kierowca widać odebrał przekaz telepatyczny, albo sam uznał, że faktycznie ma prawo. A ci obok są przywiązani, jeśli nie do przepisów, to przynajmniej do swojej karoserii. Zwłaszcza, że ewentualna stłuczka byłaby z ich winy. I wreszcie po prostu zaczął jechać, a auta obok same uznały, że z wieku mu i urzędu ten zaszczyt należy, a na pewno z masy i wielkości. Śmignęłam sobie za nim i ja, mając potem do dyspozycji specjalny pas tylko dla siebie - parkowanie na jezdni to dobra rzecz dla rowerzystów :)

Na Wawrzyszewie korek, wszędzie samochody, miejsca parkingowe i nie-parkingowe pozajmowane... Biedactwa, użaliła się obłudnie Savil, przypinając rower do znaku tuż pod bramą.
Spontaniczny atak sklerozy, czyli ojej, nie mam zapałek. Na szczęście na ziemi leży jakiś patyczek [nic, że mokry], a na grobie obok pali się znicz. Bycie harcerką [kilkanaście lat temu, ale zawsze] zobowiązuje, zapaliłam swoje znicze :)
Kwiaty na grobie mocno oklapły od śniegu [leżąc promieniście i nieszczęśliwie], więc wyjęłam je z ziemi, urwałam te gałązki, które jeszcze ładnie wyglądały i wetknęłam w dwóch małych klombikach, ładnie wyszło.

Przesłona wspomnień © Savil


Oogrzej się w blasku © Savil


Potem wstąpiłam do domu na obiad. Szybko i przelotem, bo byliśmy umówieni na rodzinne kino. Co jakiś czas mamy takie wyjście - kiedy mamie uda się nas zmusić do zgodzenia się na jakiś film i znalezienia czasu wszyscy na raz ;) W domu babcia z nieśmiertelnym pytaniem
- Ale dziś chyba już nie rowerem?
- Rowerem oczywiście, a czymże?
- I będziesz nim po cmentarzu jeździć?
- Nie, już byłam i przypięłam go przed wejściem.
- I nikt ci go nie gwizdnie?
- Mam dobre zapięcie, nie pójdzie niczym poniżej szlifierki kątowej.
Babcia zamilkła, nie do końca przekonana, ale trudno kłócić się nie wiedząc, czym właściwie jest ta szlifierka ;) I tak postęp, już nie kwestionowała pełni moich władz umysłowych [pewnie straciła nadzieję ;)].

Po obiedzie do kina, Cinema City Bemowo. Tam jeszcze grano Zakochanych w Rzymie, na których uparła się siostra [Penelope Cruz!], chciała mama [Woody Allen] i zgodził tata [wszystko mi jedno].
Przypięłam się do stojaka i rozglądam - tu sklep, tam parking, a gdzie kino? Koniec języka za przewodnika, ludzi mnóstwo.
- Przepraszam pana, czy kino jest tam? <wskazanie kierunku>
- Kino, proszę pani, to tu jest wszędzie. Ale filmy tam wyświetlają. :)

Film... cóż. Za Allenem specjalnie nie przepadam. Słoneczny Rzym byłby śliczny, gdyby nie koszmarnie skaczący obraz z kamery, aż trzeba było odwracać wzrok, tak męczyło.
Podobały mi się trzy postacie: Phyllis [żona Allena] - za zachowanie i kapitalne komentarze. Anna [Penelope], bo dostała taką rolę, że musiałaby się bardzo postarać, aby ją zepsuć. I komentator, który powinien występować w każdej komedii romantycznej. Jeden z niewielu trzeźwo oceniających sytuację, ale co z tego, skoro ten młody ciołek wcale go nie słuchał.

Potem szybko do domu i szykować się na wieczorną imprezę, Vampiriada edycja Helloween :) O niej już pisać nie będę, bo a nuż czytają to nieletni? ;)

I tak zrobiłam 37 km. Akurat potrzebowałam do dopełnienia października, żeby mieć chociaż te 500 km :)
  • DST 37.60km
  • Czas 01:52
  • VAVG 20.14km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 28 października 2012 Kategoria dom

Rodzice, porządki na DDR ;)

Zimno. Ale nie aż tak bardzo. W dzień to już w ogóle - było powyżej zera, więc co to dla mnie ;) Miałam tylko pewne obawy czy odśnieżono mi ścieżkę koło tunelu Prymasa [tam zimą zawsze leży śnieg na całej szerokości], ale - o dziwo, nie było białego paskudztwa. Może stopniało?

Nie jest źle, widziałam paru rowerzystów :) Jako, że zrobiło się zimniej, to założyłam pod cienką wiatrówkę jeszcze koszulę oprócz koszulki z krótkim rękawem. I dwie pary ciepłych rajstop - bo spodnie mam wszystkie z na tyle szerokimi nogawkami, żeby musieć je spinać, niewygodne. A nogi mam na szczęście na tyle szczupłe, żeby wyglądały dobrze nawet w grubym stroju ;)

Po drodze na ścieżce wzdłuż Kocjana minęłam wielką gałąź zajmującą prawie całą jej szerokość. Zignorowałam, bo niezadowolenie mamy wypływające z opóźnienia jest gorsze niż wszystkie gałęzie świata ;) Mama jest kochana i w ogóle, ale ja się zwykle strasznie grzebię z wyjściem w niedzielę rano i tak jakoś... No w każdym razie wolałam się śpieszyć ;)

U rodziców obejrzałam na Discovery Science dwa ciekawe programy - o burzach słonecznych i jak bezradni wobec nich jesteśmy [prowadzący pokazywali eksperymenty - jak między innymi można się chronić przed wyładowaniami - fascynująca rzecz, też chcę coś takiego robić! *.*], oraz o działaniu mózgu i wspomnień - jak wymazać fragment pamięci długotrwałej. Cóż, jesteśmy istotami biologicznymi - bardziej, niż byśmy chcieli. Chemicznie i fizycznie można zmienić nam mózg, osobowość, charakter... Ups. Ale to daje również nadzieję - wiele możemy zdziałać sami ze sobą. Wystarczy chcieć i starać się. To na ogół proces bolesny i brutalny, ale skuteczny. I warto.

Wracałam we mgle i mrozie. U nas -4'C, na Ochocie -1,7'C. Początkowo mgła taka, że widoczność była ograniczona do kilkudziesięciu metrów. Samochód najpierw słyszałam, potem widziałam. Tak, mówię o światłach samochodu. [jak również o tym, że słuch mam lepszy niż wzrok ;)]
Wracając spotkałam ten sam konar, co poprzednio. No dobra, wypadałoby go uprzątnąć. Zawalidroga okazała się dwiema gałęziami. Mniejszą odciągnęłam z pewnym trudem i zaczęłam się szarpać z większą. Zobaczył to jakiś biegacz, chwycił z drugiej strony i wespół w zespół, by żądz moc móc wzmóc... że co? Jakie żądze, nie przy tej temperaturze i stopniu okutania. ;) Odciągnęliśmy wspólnie konar i nawet nie uśnieżyliśmy się za bardzo.

Im dalej w cywilizację tym mniej mgły. Niby dobrze, bo bezpieczniej [chociaż moja tylna lampka dawała radę], ale... Lubię mgłę. Świat jest wtedy śliczny :) No i cieplej - na początku Połczyńskiej [tam mi się zwykle robi ciepło] zmieniłam rękawiczki z narciarskich na zwykłe.

Do domu dojechałam ciepła i zadowolona. Trochę tylko mi stopy zmarzły [też jak zwykle], ale po wejściu i zdjęciu butów natychmiast się rozgrzały :)
  • DST 25.00km
  • Czas 01:19
  • VAVG 18.99km/h
  • Temperatura 0.0°C
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 24 października 2012 Kategoria chór, dom

Rodzice, próba

Skrzyżowanie Górczewska/Lazurowa zostało rozkopane już tak całkiem. Nawet przejścia nie ma. Obraziłam się na nie niniejszym i będę jeździć inaczej, pfff! ;)

A wieczorem jak zwykle próba. Tym razem było nas wyjątkowo mało - trzy pierwsze alty i ja jedyna drugi. Przeżyłam chwile triumfu, kiedy śpiewałyśmy To the mothers in Brasil. [zwykłe Salve Regina, tylko ktoś tak to nazwał nie wiedzieć czemu]. Ja to znam prawie na pamięć, a reszta altów nie. Wobec czego to one miały problem, a ja - mimo, że sama - śpiewałam głośno i wyraźnie :)
Potem było gorzej, nowe utwory. I tu już odczuwałam boleśnie samotność ;)
Huśtaj się nisko, słodki rydwanie? Da fuq did I just sing? o.0 W oryginale - Swing low sweet chariot i piosenka ma tyleż sensu, co moje tłumaczenie ;)
  • DST 36.00km
  • Czas 01:48
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 16 października 2012 Kategoria dom

Sprzątanie ssie, a odkurzacz nie. I mokro.

Sprzątanie ssie, chociaż nie powinno. Odkurzacz uznał zatem, że on już nie musi. Próbowałam mu wytłumaczyć, że to tak nie działa, ale nie słuchał. >.<

Dojazd był miły - ciepło, słoneczko świeci, liście spadają...
Za to wieczorem zaczęło się napełnianie Basenu Narodowego wodą. Jako, że nie chciałam nią napełnić również siebie i koszyka, ten drugi owinęłam wielkim workiem foliowym, a tę pierwszą - peleryną.
Dotarłam z o dziwo ciepłymi stopami, chociaż trochę mokrymi. Chwała rowerowi za błotniki. Ale jechać musiałam bardzo wolno, bo byle ruch wzbudzał fontanny w tych małych rzeczkach, na co dzień będących drogami.
  • DST 15.00km
  • Czas 00:46
  • VAVG 19.57km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 14 października 2012 Kategoria dom

Dom, aaale fajne korki! ;)

Jadę ja sobie spokojnie, a tu objazd! Już z daleka znaki ślepej uliczki, barierki, rozkopania... Przebudowa końca Górczewskiej trwa.
A wild objazd appears! It's not very effective...
Nie będę przecież jechać objazdem jak jakiś samochód ;) Lecę sobie dalej Lazurową minąwszy barierkę - skoro piesi chodzą, to i ja mogę. Górczewską przekroczyłam przejściem, bo część jezdniowa była całkiem zamknięta. Nic to, schodzę z roweru i jestem grzeczną pieszą :) A samochody jak stały tak stoją. Biedactwa, użaliła się Savil obłudnie ;)
I korki jakieś były i w ogóle, nie wiem, nie stałam. W niedzielę wczesnym popołudniem, nie macie co w domu robić? ~.~
Pogoda była absolutnie piękna i zachwycająca, jechałam cała uśmiechnięta :)
  • DST 25.00km
  • Czas 01:15
  • VAVG 20.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 8 października 2012 Kategoria dom

Dom

  • DST 25.00km
  • Czas 01:16
  • VAVG 19.74km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 29 września 2012 Kategoria dom, rowerowanie

Rodzice, niedoszły NR

Lamy boją się wody. Pisali, że NR lampkowy, że będą próby i w ogóle... Trochę popadało, ja się spóźniłam [jechałam jeszcze od rodziców] i na miejscu nie było nikogo. A taki ładny balonik zrobiłam dla Ani na urodziny...



I okazało się, że byłam miss mokrego podkoszulka na darmo ;)
  • DST 35.30km
  • Czas 01:45
  • VAVG 20.17km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 15 września 2012 Kategoria dom, impreza

Rodzice, urodziny Kacpra w NM

Najpierw obowiązkowa, cotygodniowa wizyta u rodziców, bo mama tęskni ;)

A potem Kacper zechciał się zestarzeć i uczcić ten fakt minutą... Jedzenia, muzyki i tańca, czyli ze wszech miar słusznie.
Myślałam, że kiedy Tonid groził remiksem Combichrista i Gangnam Style, to żartował... nie żartował. Grupa mrocznych, gotyckich ludzi tańcząca GS - to warto było zobaczyć :D
Pojawiło się sporo znajomych twarzy, jak zwykle z resztą.

Zabawne jest wychodzenie z klubu - większość na przystanek, cześć do taksówki, a ja do roweru ^.^ W kabaretkach, na obcasach i tak dalej. Przynajmniej na jezdni wszyscy na mnie uważają ^.^
  • DST 30.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 13 września 2012 Kategoria dom

Dom, mokro!

Mokro! Pada, jakby mu za to płacili. A że byłam umówiona do rodziców, to z ciężkim westchnieniem wyjrzałam za okno [pogoda się od tego nie poprawiła], owinęłam wrażliwe rzeczy w siatkę foliową i włożyłam do koszyka, po czym zaczęłam się zbroić.

Kalosze - mocno niewyględne i kiedyś należały do taty, ale przy moim rozmiarze nie mogę wybrzydzać ^^' Peleryna - żółta, długa z przodu, krótsza z tyłu. Zarzucam ją na koszyk, przypinam do końca koszyka klipsem biurowym [żeby nie zjeżdżała i nie powiewała], tył przysiadam [żeby nie powiewała i nie odsłaniała tyłka z plecami, a za to żeby odsłaniała lampkę] i w drogę, z kolejnym ciężkim westchnieniem [pogoda wciąż się od tego nie poprawiła].
Jazda w pelerynie jest o tyle niewygodna, że jej duża powierzchnia działa jak żagiel. Tylko że bez wiatru w plecy. Aż jechałam inną trasą, żeby używać małych uliczek i ścieżek rowerowych, bo z taką prędkością to wstyd się na jezdni pokazać ;)

Iii, takie tam zimno. Niby miało być - straszne - 11'C, wiatr i inne nieprzyjemności... Pod peleryną miałam cienką bluzkę z krótkim rękawem i cienką z długim i było mi akurat. Kamizelki szybko się pozbyłam. Ja i moja zwariowana termika ^.^

Dojechałam nawet sucha, z lekko tylko mokrymi dołami nogawek [część wystająca nad kalosz, na którą pęd powietrza nawiewał deszcz. W domu, jak to w domu, integracja z rodziną, sympatycznie i wesoło.
A potem powrót. Wyjrzałam przez drzwi tarasowe - wciąż pada. Wzdychać ciężko już przestałam, bo i tak nie działa. Peleryna akurat ociekła na tyle, żeby ją móc założyć [i znów zmoczyć].

I jakoś tak... podejrzanie dobrze mi się jechało, nawet prędkość przyzwoita. Chyba miałam wiatr w plecy, bo mogłam jechać na tym przełożeniu co zwykle, co oznaczało zadziwiającą prędkość jak na deszcz i pelerynę. Nie szarżowałam, oczywiście, bo przyczepność nie ta i nie mam ochoty wykąpać się w kałuży w sposób nagły a gwałtowny. W sposób powolny i spokojny też z resztą nie. W kałużach mogę tylko brodzić, niech już się te brzydkie kalosze do czegoś przydadzą ;)
I tylko musiałam pamiętać, że droga hamowania jest zdecydowanie dłuższa. O iluż to rzeczach trzeba myśleć na rowerze! Kiedy uczyłam się prowadzić samochód, nie miałam żadnych problemów ani różnicy z racji deszczu, a teraz? Tu ślisko, tam wieje, a i głową kręcić trudniej, nie mówiąc o sygnalizowaniu, bo peleryna i kaptur. Ziś.

Życie jest ciężkie, więc na pocieszenie upiekłam sobie ciasto z jabłkami wg jakiegoś nowego przepisu, właśnie stygnie ^.^

Update - przestygło i jem :) Jakieś takie... klapnięte trochę, jak uszko misia Uszatka. Ale smaczne ^.^

Duch w narodzie nie ginie - całkiem sporo rowerzystów, mimo że pogoda pod takim psem, że nie powinno się go spuszczać ze smyczy XD
  • DST 25.00km
  • Czas 01:18
  • VAVG 19.23km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl