Informacje

  • Wszystkie kilometry: 8003.74 km
  • Km w terenie: 0.00 km (0.00%)
  • Czas na rowerze: 18d 08h 07m
  • Prędkość średnia: 18.13 km/h
  • Suma w górę: 60 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Savil.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

zakupy

Dystans całkowity:948.37 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:48:42
Średnia prędkość:19.47 km/h
Maksymalna prędkość:43.00 km/h
Liczba aktywności:70
Średnio na aktywność:13.55 km i 0h 41m
Więcej statystyk
Poniedziałek, 29 października 2012 Kategoria rowerowanie, zakupy

Biedr, Arkadia - Czarny

Najpierw po zakupy. Temperatura nie może się zdecydować po której stronie zera się okopać, wreszcie siada okrakiem na barykadzie i sterczy jak kto głupi.
Przypinam się pod sklepem do znaku, za mną do następnego przypina się kolejny rowerzysta - górą nasi! Duże ilości mleka, mąka, rzeczy, to wymaga już sakwy. Bo przecież nie samochodu ;)

Nie jest naprawdę zimno, dopóki Savil chwali się nogami ;) Chciałam zrobić sobie zdjęcie pod sklepem, ale Nikita stwierdziła, że na głodniaka to ona nie pracuje. Nie ma to jak wziąć aparat bez baterii XD
A że z cięższymi zakupami wchodzę na dwa [przypinam rower pod blokiem, wnoszę zakupy, wnoszę rower], to wracając po rower nakarmiłam Nikitę i krzywo, bo sama, ale udokumentowałam jeżdżenie ;)



A wnoszę na dwa, bo moje szczęście waży jakieś 16,7 kg, tak przynajmniej pokazała waga kiedyś tam. Do tego ciężki u-lock, koszyk z zakupami i sakwa... W sumie 25 kg co najmniej, rozłożone dość nieporęcznie. Wniesienie tego po schodach na pierwsze piętro [bo po co komu winda od parteru?] jest koszmarnie niewygodne, nie widzę potrzeby się męczyć.

Potem Ania rzuciła na fb hasło: rower! Czarny odpowiedział odzewem: Arkadia! Ania pomarudziła o późnej porze i spaniu, ja natomiast podłapałam hasło. W końcu brakowało mi jeszcze 60 km w tym miesiącu, bo zejść poniżej 500 km byłoby naprawdę głupio ;) Zadeklarowałam odbiór.
ICM zapowiadał lekki mróz i śnieg. Pogoda stwierdziła, że nie chce jej się zbytnio chłodzić i uraczyła nas najgłupszą możliwą temperaturą: -0,2'C. I marznącą mżawką.

Do ostatniej chwili nie byłam pewna, czy chce mi się iść, ale w końcu uznałam, że skoro się zapowiedziałam, to należy. No i kilometrów brakuje.
Jechałam wyjątkowo lekkim rowerem. Bo brałam ze sobą tylko zapasowe baterie i komórkę, więc koszyk niepotrzebny. A i roweru zostawiać nie planowałam [po Czarnego, odprowadzić go do domu, wrócić, nawet z siodełka nie schodzić, bo zamoknie ;)], więc u-lock odpada.

Zanim dotarłam do Arkadii, byłam już mokra z wierzchu i z mokrymi łokciami [tam mi kurtka przemiękła na zgięciach]. Czarny nie zwątpił we mnie na szczęście, był i od razu ruszyliśmy w drogę.
Mżyło cały czas, a bodajby ją. Trochę porozmawialiśmy, trochę pomokliśmy w ciszy ;) Ja z pełnymi błotnikami jechałam sobie czyściutka i mokra tylko od strony nieba. Czarny pyta mnie na którychś światłach:
- Mam mokry tyłek? - wypina się uczynnie.
Obejrzałam zatem odwrotną stronę Czarnego medalu.
- Masz mokry środek owego. Ale możesz się tłumaczyć, że to od wody z koła. ;)

Odstawiłam kolegę do domu i wróciłam najprostszą [pod względem nawierzchni] drogą. Akurat pętla 20 km, bardzo ładnie. Mogę częściej Czarnego odprowadzać, ucieszy się pewnie ;)

Dojeżdżam powoli, czekam na światłach przy Banacha, rozglądam się, słyszę trzaski... To pęka mi warstwa lodu na kurtce XD
W domu zostawiłam niecnie rower na klatce schodowej [przy otwartych drzwiach rzecz jasna] i wyczyniałam kompletny cyrk z ubraniami, zwłaszcza kurtką. Skruszyć i strzepnąć cienką warstewkę lodu ile się da, nie nakapać sobie na buty, wyjąć komórkę i baterie z kurtki nie zamoczywszy ich, zdjąć buty, nie wdepnąć w kałuże, zdjąć spodnie z mokrymi nogawkami, jakimś cudem mieć pod nimi suche rajtuzy... Co mogło poszło na kaloryfer, licznik i lampki wytarłam, rower grzecznie ociekał przed drzwiami.
Potem jeszcze wytarłam największe kałuże gazetami, bo jednak są jakieś granice bałaganienia na klatce. I oczywiście rzuciłam się na kolację ;)
  • DST 22.60km
  • Czas 01:07
  • VAVG 20.24km/h
  • Temperatura -0.2°C
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 26 października 2012 Kategoria Masa, zakupy

Lidl i Masa :)

Najpierw Lidl, bo w gazetce wyczytałam, że mają tanią mozarellę i suszone pomidory. I faktycznie - mieli, nabyłam, cała kolejka przede mną i za mną takoż co najmniej jeden z owych produktów miała. Om nom nom :)
Mój "ulubiony" kawałek kiepskiej DDR wzdłuż Grójeckiej - zawsze zastawiony zaparkowanymi samochodami. Karny, karny... :D
Jadę ja sobie, w grubych rajstopach i wełnianych krótkich spodenkach [ciepło i ładnie], a tu przede mną chłopak w krótkich spodenkach. A było 5'C! o.0

A potem Masa :) Było zimno, sucho, wesoło i szybciej niż zwykle.
Zimno nie przeszkodziło mi oczywiście w jechaniu w krótkiej spódniczce i obcasach - to tylko kwestia jak ciepłe rzeczy założę ;)
Jakieś zdjęcia dołożę, kiedy ludzie je zgrają, bo sama nie robiłam.

O, taki ciekawy sprzęt miał jeden uczestnik:


Rowery górą!

Zdjęcia Trawersa.

A jeszcze mi się przypomniało:
po powrocie na Zamkowy porozmawialiśmy po angielsku z pewnym Francuzem [kiedy powiedział "ze bike" od razu wiedizałam, że Francuz ;)] o ichniejszej Masie, czym się różnią i jak u kogo wszystko wygląda. Całkiem pouczająca rozmowa, chociaż zrozumieć go szło z trudem, akcent miał straszny ;)

A w drodze już do domu dowiedziałam się, że ponoć urosły mi mięśnie łydek. Ciekawostka. Ja oczywiście nie zauważyłam - będę musiała zapytać innych, którzy gapią mi się na nogi, czy zauważyli? ;)
  • DST 43.50km
  • Czas 02:15
  • VAVG 19.33km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 19 października 2012 Kategoria wwsi, zakupy

Biedr, lewart

Większe zakupy [kilka kartonów mleka i inne] oznacza, że jadę z sakwą oprócz koszyka. Wtedy do koszyka trafiają rzeczy lekkie i delikatne, a do sakwy ciężkie.
Ludzie w sklepie czasem zabawnie patrzą, kiedy wychodzę objuczona zakupami i kieruję się do roweru ;) Zwykle mój nie jest jedynym tam przypiętym, co jest pozytywne :)

A potem przejazd koło 16. Kierowcy znów postanowili zablokować miasto. Ja nie wiem, to jakiś protest, czy oni tak lubią?
Ich sprawa - stwierdziła obojętnie Savil, jak zwykle spokojnie wyprzedzając/omijając korek. Nie po to mam rower, żeby stać jak jakiś samochód ;)
  • DST 13.00km
  • Czas 00:40
  • VAVG 19.50km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 11 października 2012 Kategoria zakupy, chór

Życie w cenie mandatu

Zimno. Co oznacza, że w naszej sali prób jest bardzo zimno. Jak tu śpiewać w takich warunkach? No ale cóż robić, kiedy śpiew uwielbiam? Czuję, muszę, potrzebuję. A chór to jedyna możliwość uczenia się go za darmo ;)
Tak to jest, kiedy od Matki Natury dostało się świetny słuch, fatalny głos i zamiłowanie do śpiewania w bonusie. Uczę się śpiewać, żebym była w stanie siebie słuchać. Po pięciu latach powoli można mnie pokazać ludziom, byle z grupą ;)
Najpierw przez trzy lata chodziłam na fakultet na UW - Musica practica. Tak, uniwerek w ramach przeróżnych fakultetów pozwalał uczyć się śpiewu, wszystkim <3 Co prawda fakultet trwał dwa lata, ale ćśś! ;)

Wracam z próby przez Złote, na szybkie zakupy, bo jakiś chleb na kolację wypadałoby mieć. Na światłach dojeżdżam do rowerzysty, krótkie kazanie o lampkach.
- A mandat za to jest?
- Zabicie przez samochód, jak cię nie zauważy.
- Ale mandat?
- Też!
- No dobrze...
I don't even...
Jeśli pieniądze ceni sobie wyżej niż życie, to niech będzie uprzejmy dać się zabić nie na rowerze, żeby w świat nie szło, jacy to my głupi. Bo jazda po ciemku bez lampek jezdnią to głupota, koniec kropka.
  • DST 12.00km
  • Czas 00:37
  • VAVG 19.46km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 3 października 2012 Kategoria zakupy

"Groźne" psy

Krótka i zwykła wyprawa po zakupy, nic specjalnego. Wyszłam ze sklepu, oporządzam rower [sakwa z mlekami* na bagażnik, koszyk na kierownicę, odpiąć u-lock, przypiąć licznik i lampkę...] Obok popatruje na mnie ciekawsko mały piesek, merda ogonkiem.
Skończyłam z rowerem, odpalam lampki, wychodzą właściciele pieska.
- No, do domu. Chodź, Killer!
Próbowałam śmiać się dyskretnie i w bok.

Wróciłam do siebie, w drodze do windy spotykam sąsiadki. Radar [gaydar] mi przy nich piszczy, wciąż się zastanawiam, czy są parą. Prowadzą psy - jeden nawet psowaty, sensownych rozmiarów. Drugi - pocieszna mała pokraka z wyłupiastymi oczami. Jedną ręką się toto podniesie, wydaje się mieć zeza rozbieżnego i krzywe nóżki. Ale zapewne ma wspaniały charakter.
Duży pies idzie grzecznie przy nodze, mały marudzi na dole**.
Ja tarabanię się z zakupami, sąsiadka woła małą pokrakę:
- Destro! Destroyer, chodź!
Tu już nie wytrzymałam:
- To maleństwo nazywa się Destroyer? :D
- Tak... - zrezygnowana sąsiadka wzięła Niszczyciela na ręce i zaniosła do windy.

* Mlekami, liczba mnoga, bo w kartonach.
** Na dole, bo winda ma parter na pierwszym piętrze i trzeba jedną kondygnację schodów wejść. Nie pytajcie, logika architektów.
  • DST 3.00km
  • Czas 00:09
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 30 września 2012 Kategoria zakupy

Reduta, ciasto bananowe

Jakieś dwa stare banany pokutowały sobie w kąciku kuchni. A mnie naszło na ciasto. Takie łatwe, szybkie, z rzeczy, które mam pod ręką. W niedzielę wieczorem.
Lubię takie wieczory, kiedy włączam radio, wyciągam garnek [nie mam miski do ciasta] i mieszam szybko wszystko ze sobą, bo tylko tyle wymaga ciasto.
Przepis wzięłam od nieocenionej Liski z White Plate, zmodyfikowawszy go nieco, jak zwykle. Ciasto wyszło rewelacyjne!


Przepis oryginalny:
Ciasto bananowe - Banana bread

4 bardzo dojrzałe banany
150 g brązowego cukru
1 jajko, rozbełtane
75 g miękkiego masła
1 cukier waniliowy
170 g mąki
szczypta soli
1 łyżeczka sody

Piekarnik nagrzać do 180 st C.
Podłużną formę o długości 23 cm posmarować masłem i posypać tartą bułką lub mąką.
Banany rozgnieść widelcem, połączyć z cukrem, jajkiem, masłem i wanilią.
Mąkę wymieszać z solą i sodą i dodać do bananów. Dokładnie wymieszać.
Wlać do formy, wstawić do piekarnika i piec godzinę.
Ciasto początkowo rośnie bardzo opornie, nie należy się tym przejmować. Później powinno wypełnić całą blachę.
Po upieczeniu ostudzić w formie.

Wersja moja:

2 banany, bo tyle miałam
zwykły cukier, 1 szklanka
1 i ½ szklanki mąki
zamiast masła olej [bo miałam]
4 kostki pokrojonej drobno czekolady [jakaś stara z dna lodówki]

Formę posmarowałam olejem [masło mi się akurat skończyło] – wacik kosmetyczny moczymy w oleju i smarujemy blachę, szybkie i wygodne.
Ciasto rośnie od razu.
Po 45 minutach sprawdzić patyczkiem – moje było gotowe.
Uwaga, wychodzi bardzo słodkie. Jeśli ktoś woli mniej - dać mniej cukru.
  • DST 5.70km
  • Czas 00:17
  • VAVG 20.12km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 27 września 2012 Kategoria impreza, zakupy

Le Garage - baloniki!

Mój przyjaciel miał urodziny. Z tej okazji jego facet postanowił urządzić mu przyjęcie-niespodziankę. I naprawdę się postarał - znajomi, atrakcje, tort...
Wśród atrakcji - puszczanie lampionów!

Pełen profesjonalizm - rękawiczki, żeby tylko nie zostawić odcisków palców ;)

Be free, my child! Umiem już puszczać lampiony :)



Niechcący wyszły mi dwa mocne punkty, jestem z siebie dumna. Zdjęcie wcale nie kadrowane, a lampiony ganiały po niebie jak chciały.


Większość, łącznie z moim przyjacielem, zna moje zamiłowanie do balonów, zwłaszcza unoszących się. Poprzednio dumnie obnosiłam [obwoziłam] biały balonik KPH.
Teraz uznał, że taki pęk przyczepiony do roweru, to by dopiero wyglądało! Przyczepił więc, a ja miałam z tym wracać po nocy przez miasto ^.^
Starałam się jechać tak, żeby nie zasłaniały mi lampki. Ale nie był to konieczny trud - i tak wszyscy [nieliczni] oglądali się za mną i zwalniali mijając, żeby się przyjrzeć ;)


Baloniki dowiozłam całe i zdrowe. Wiszenie nad łóżkiem nie okazało się dobrym pomysłem - przecież ja muszę jeszcze gdzieś spać... Dostały miejsce obok.
  • DST 13.00km
  • Czas 00:39
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 26 września 2012 Kategoria zakupy

Auchan

Ciepło! Zwykłe zakupy.
  • DST 11.50km
  • Czas 00:33
  • VAVG 20.91km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 10 września 2012 Kategoria zakupy

Auchan

Jedzie sobie jakiś ciemny dekiel, żadnej lampki.
- Lampki! - krzyknęłam mu więc. Nie usłyszał chyba. Aż do mnie zawrócił.
- Coś się stało? - zapytał z nadzieją.
Palnęłam mu krótkie kazanie o konieczności właściwego oświetlenia i uciekł.
Jeśli dziewczyna zagaduje pierwsza, to nie zawsze należy się cieszyć ;)
  • DST 11.40km
  • Czas 00:35
  • VAVG 19.54km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 29 sierpnia 2012 Kategoria zakupy

Raffi, biedr

- Rower wydaje mi dziwne odgłosy, co mam z tym zrobić?
- Wziąć colę i przyjechać do mnie. - odpowiedział Raffi.

Stawiłam się zatem posłusznie z flaszką, która jest standardową waluta w pewnych kręgach. Pewne kręgi co prawda preferują zdecydowanie inną zawartość flaszki, niż poczciwa cola, ale każdemu jego porno, jak mawia mój brat.

Takie ładne widoki miałam po drodze z mostu Gdańskiego. Las i woda w słońcu - śliczna rzecz :)
Poza tym jakaś młoda para robiła sobie zdjęcia ślubne na torach. Pewnie optymiści widzieli światełko w tunelu :D


Jadąc na daleką Białołękę używam sympatycznego objazdu - za trasą Toruńską a przed Auchanem skręca się z Jagiellońskiej w prawo, jedzie kawałek okolicami tegoż sklepu i za jego terenem, za małym rondkiem, wraca na Jagiellońską. Dzięki temu unika się wiaduktu. Wiaduktem po pierwsze trzeba najpierw pojechać pod górę [a jazda pod górę jest, jak wiadomo, wbrew naturze] a po drugie i najważniejsze - unika się wylądowania nagle na lewym pasie i konieczności przebijania w ruchu 50-80 km/h na prawy.

Po drodze, na rondku, wyprzedził mnie jakiś kolarsko ubrany rowerzysta. A potem skręcił na chodnik, gdzie ja skręciłam na jezdnię. Dogoniłam go na wiadukcie [pod górę], wydałam w duchu odgłos Strusia Pędziwiatra i pojechałam, wielce z siebie zadowolona :)

Rowerowi zostało dokręcone parę rzeczy, zobaczyłam jak się zdejmuje moje tylne koło [tak szybko i już? o.0] i obniżona kierownica jeszcze o jedną podkładkę.
Na razie nic nie stuka.

W międzyczasie fotograf skądś zrobił Raffiemu parę zdjęć. Z moim rowerem ;) Ciekawy miał aparat [fotograf, nie rower]. Stary, w pełni analogowy, z dwoma jakby obiektywami [górnym się widzi, dolnym robi zdjęcie], a patrzy się z góry. Takie cudo.

W czasie powrotu widoki były z kolei na wiadukcie. Niestety aparat nie ma opcji "zrób zdjęcie dokładnie tak, jak ja to widzę" ;)
  • DST 32.00km
  • Czas 01:33
  • VAVG 20.65km/h
  • Sprzęt Moja
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl